ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 26.04 - GDAŃSK
- 27.04 - Złocieniec
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 08.06 - Żórawina
- 29.06 - Toruń
- 30.06 - Toruń
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 12.07 - Żerków
- 13.07 - Katowice
 

koncerty

28.06.2009

CONSTANTS, TIDES FROM NEBULA, TENSION, Warszawa, Progresja, 26.06.2009, godz. 19.00

Ciekawy, klimatyczny, post rockowy wieczór zafundowali zebranym artyści w ostatni piątek w warszawskiej Progresji. Polsko – amerykańska mieszanka mogła się podobać.

Szczerze powiedziawszy zameldowałem się tego wieczoru w klubie wcale nie dla gwiazdy wieczoru, kultowej w pewnych kręgach, amerykańskiej formacji Constants. Magnesem była dla mnie robiąca coraz więcej zamieszania wśród poszukiwaczy niestandardowych muzycznych dźwięków, stołeczna grupa Tides From Nebula. Jak się okazało, po tym co zobaczyłem i usłyszałem, nie byłem w swoim zamierzeniu odosobniony i oryginalny. Znaczna większość, zresztą całkiem licznej publiki, cel miała identyczny, czemu dała wyraz przyjmując ich występ entuzjastycznie.

Ale zanim do niego doszło na małą scenę Progresji wyszła trójka młodych muzyków z warszawskiego Tension*. Cóż, krótko komentując ich występ należałoby posłużyć się wyświechtanym już: każdy kiedyś zaczynał. Wszak był to dopiero trzeci koncert tej powstałej kilka miesięcy temu grupy. Mając to na uwadze, trzeba powiedzieć, że poradzili sobie całkiem przyzwoicie. Choć ręce się nieco trzęsły a trema była zauważalna, przyjęcie mieli bardzo ciepłe i nikt absolutnie nie kazał im gramolić się ze sceny zawczasu. Ich mroczny rock napędzany wyrazistym basem („Lucid Dream”) z elementami progresji („Loosening”) i dużą dozą klimatu, spełnił swoją rolę. Przez czterdzieści minut pewnie niewielu się nudziło a większość dobrze rozgrzała przed występami, na które czekała.

Tides From Nebula wyszli dwadzieścia minut przed dwudziestą pierwszą. Tuż pod sceną mocno zgęstniało, a gorące brawa dodały czterem panom skrzydeł, gdyż natychmiast, od pierwszych dźwięków, zrobiło się i głośniej i, nie czarujmy się, bardziej profesjonalnie. Widać było, że lawina małych i większych sukcesów, które spadły na grupę w ciągu ostatnich kilkunastu tygodni, nie wzięła się znikąd. Nagroda na Asymmetry Festival czy finał Knock Out Festival nie są przypadkowe. Bo warszawianie grają piękną muzę i do tego potrafią ją sprzedać na żywo. Ich czterdziestominutowy set oparty był naturalnie o kompozycje z bardzo dobrze przyjętego, tegorocznego debiutu „Aura”. Długie, niespieszne utwory z dużą ilością przestrzeni i, nie boję się tego powiedzieć, znakomitych melodii, wprawiały niektórych zebranych w trans a chwilami wręcz, gdy przy pomocy dwóch gitar muzycy budowali szczelną ścianę dźwięku, w ekstazę (!!!). W osiągnięciu celu pomagała im niezwykle wyrazista kreacja sceniczna. Szczupłe sylwetki muzyków, wijące się wokół gitar rozhuśtanych na wszystkie strony, miały prawo robić wrażenie. Jak dla mnie fantastycznie wybrzmiały w takiej konwencji choćby „Tragedy Of Joseph Merrick” czy „Purr”. Bez zbędnych słów, z kilkoma skromnymi podziękowaniami ze strony Adama Waleszyńskiego przebiegał ten koncert. Jedyny, podczas którego muzycy na bis po prostu musieli wyjść. Bo dali najlepszy występ tego wieczoru. Bezwzględnie.

Czyli co? Amerykanie z Constants nie dali rady. Nie no, spokojnie. Dali. Tylko, że w koncercie rockowym jest tak, że dwie stojące naprzeciwko siebie strony muszą się lepiej znać. Wtedy jest nieco łatwiej. Tymczasem Constantsi najwyraźniej nie wszystkich ekscytowali. Ich sklepikiem z koszulkami i sporą ilością płytek prawie nikt się nie interesował (czy ja czasem nie kupiłem jedynej płyty Constants tego wieczoru?!!) a i na sali zrobiło się jakby mniej tłoczno. Do tego nie wszyscy dotrwali do końca ich godzinnego występu. A szkoda, bo grający na gitarze basowej, kędzierzawy Orion Weiner, śpiewający gitarzysta, Will Benoit oraz wylewający z siebie mnóstwo potu pałker, Rob Motes, zaprezentowali się z mocnej strony. Muzycy, którzy swego czasu zasłynęli z faktu wyruszenia w 10 - miesięczną trasę starym, 66 - osobowym autobusem napędzanym olejem warzywnym, tu przybyli promować swoje najnowsze dziecko „The Foundation, The Machine, The Ascension”. Obok kompozycji ze wspomnianego krążka wybrzmiały starsze rzeczy, choćby z epki „The Murder Of Tom Fitzgerril”. I podobnie jak to miało miejsce w wypadku Tides From Nebula, bostończykom przyświecała zasada: minimum słów, maksimum muzyki. Muzyki może ciut mniej przystępnej od tej zaprezentowanej przez poprzedników, mniej jednorodnej a bardziej poszukującej i eksperymentalnej. Ich post rock, w którym chwilami można było odnaleźć i Tool, i King Crimson, i The Mars Volta, mógł zaintrygować. Najwierniejsi, stojący tuż pod sceną, zmobilizowali kapelę do jedynego bisu, mocno naciąganego, bo prawie przy gasnących brawach, ale jakże zasłużonego.

* - na zupełny koniec, drobna uwaga. Grupa Tension, o której słów parę tu padło, niedługo po tym koncercie... zmieniła nazwę. Od soboty panowie, których widzicie na dwóch fotkach tuż obok, zwią się Alternative Tension.

 

Zdjęcia:

ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.