ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 08.06 - Żórawina
- 29.06 - Toruń
- 30.06 - Toruń
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 14.07 - Bolków
- 12.07 - Żerków
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
- 17.07 - Warszawa
- 21.07 - Warszawa
- 26.07 - Łódź
- 27.07 - Łódź
- 28.07 - Łódź
- 27.07 - Ostrów Wielkopolski
- 28.07 - Ostrów Wielkopolski
 

koncerty

23.02.2009

SBB, Kraków, Rotunda, 07.02.2009, godz. 19:30

Kolejni ojcowie, kolejnych synów przywleką, bo SBB to przecież legenda.

Nie powiem, żebym najnowszej płyty SBB wyczekiwał z niecierpliwością. Wyrobiłem sobie sceptyczną postawę wobec wszystkiego, co Skrzek robił z Anthimosem po reaktywacji. Jednakże, gdy sięgnąłem po Iron Curtains zostałem mile zaskoczony. Płyta całkiem przyjemna, rzekłbym nawet, że wpadająca w ucho. Oczywiście do pięt dawnym płytom nie dorasta, ale w porównaniu z ostatnimi dokonaniami z Paulem Wertico zdecydowanie broni się. Jako, że SBB nawiedziło moje nowe miasto, nie mogłem nie udać się na koncert.

Z przepięknym Camelele w głowie udałem się do dobrze znanej Rotundy. Przyznam, że naprawdę sympatycznie mi się zrobiło, gdy ujrzałem resztę przybyłych. Pięknie popatrzeć, jak na koncert jednego artysty przychodzi gimnazjalista z ojcem. Pięknie popatrzeć, gdy obok nich stoi para ludzi w wieku co najmniej podeszłym, czekająca na otwarcie z wypiekami na twarzy. Śmiesznie jest zobaczyć zataczającego sie pana Maleńczuka, próbującego całym swym jestestwem zrobić szum wokół siebie. Miło jest też podsłuchać rozmowę dwóch gości w tłumie i usłyszeć: I'm from Prague. I came here to see SBB, because it's my favourite band and I love them.

Przejdźmy jednak do samego koncertu. Zaczęli od Defilady. Przyznam, że jak dla mnie jest to najsłabszy fragment Iron Curtains. Przyznam również, że wykonanie koncertowe wcale mego zdania nie zmieniło. Ale wybór tego kawałka na otwarcie był trafiony. Pompatyczne to, rytmiczne, a i pozwalające sie wyszaleć w improwizacjach. Kilka minut później usłyszałem to, na co najbardziej czekałem, czyli Camelele. No cóż... Zaśpiewane to zostało z dużą, jak dla mnie zbyt dużą dozą ekspresji. Z ekspresją Stanisława Sojki i to w wykonaniu Macieja Stuhra. Problemem nie jest jednak wokal, a gitara Anthimosa. Utwór, o którym piszę, oparty jest na pięknym, subtelnym motywie granym na klawiszu i na gitarze zarazem. W wykonaniu koncertowym Anthimosa nie ma żadnej subtelności, jest wulgarność.

Powiem bez owijania w bawełnę. To co robił Anthimos tego wieczoru, to jakieś nieporozumienie. Nie jestem w stanie ogarnąć, jak gitarzysta, który gra tyle lat, ba, który w studio robi rzeczy fantastyczne, na scenie gra tak, że podczas jego popisów chce się wyjść na papierosa. Artykulacja leżała tego wieczoru ewidentnie. Dołączmy do tego fatalne nagłośnienie, a zamiast przestrzennych, klimatycznych solówek, jakich można było oczekiwać, otrzymamy prawdziwie nieprzyjemny jazgot.

A propos nagłośnienia: Skrzek w pewnym momencie zaczął grać fenomemalne solo na klawiszach. Główną w nim rolę grał jeden z moich ulubionych instrumentów - minimoog. Powiem szczerze, że tak bestialskiej profanacji, jakiej dopuścili się dźwiękowcy na minimoogu, nie słyszałem. Rozumiem, że o dobry sprzęt trudno, ale po to istnieje instytucja dźwiękowca, żeby wycisnąć ze sprzętu jak najwięcej. Wszak jak najwięcej nie musi oznaczać jak najgłośniej...

Wracając do samej muzyki, to im bliżej końca, tym piękniej się robiło i sentymentalniej. Zagrali Z których krwi krew moja, wykonane jednak w bardzo spłyconej formie. Wielką też niespodzianką było Memento z banalnym tryptykiem, na jednym z bisów. Zagrane zostało w wersji skróconej oraz dość natrętnie przywołującej Echoes Floydów. Był to jednak dla mnie najlepszy moment koncertu.

Trochę ponarzekałem, ale mam (jako jeden z nielicznych, chyba) mieszane wrażenia po tym koncercie. Wiem, SBB już nie jest Silesian Blues Bandem z lat siedemdziesiątych. Nemeth, choć w zasadzie dobry perkusista, nie jest niestety Jerzym Piotrowskim. Anthimos grywa jak licealista (pomijam tu bezsensowny pomysł grania na dwie perkusje, gdzie Lakis po prostu nie ma nic do powiedzenia). Tylko Skrzek pozostaje świetny, zwłaszcza, gdy nie gra na basie i nie śpiewa. Dla mnie jest to fantastyczny klawiszowiec, niekoniecznie zaś basista.

Po koncercie słucham ich kompaktów i wciąż mnie zachwycają. Dlaczego nie zachwycają już na żywo? Pewnie kwestia wieku, a co za tym idzie swoistego scenicznego wypalenia się. Pozostaje cieszyć się wspaniałą muzyką, jaką już stworzyli. A na koncerty i tak ludzie będą chodzić. Kolejni ojcowie, kolejnych synów przywleką, bo SBB to przecież legenda.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.