„Prawdę mówiąc nie słuchałem albumów Marillion ze Stevem Hogarthem…” – rozmowa z Mickiem Pointerem – perkusistą Areny i niegdyś Marillion
Ze słynnym bębniarzem rozmawiałem przede wszystkim o jego trasie koncertowej „Script For A Jester’s Tour”, przeszłości z Marillion i o planach na przyszłość. Mick odpowiadał bardzo zwięźle, ale za to treściwie i wiele razy zaskakiwał mnie swoimi wypowiedziami...
ArtRock.pl:Cześć Mick! Jak się masz?
Mick Pointer: Dziękuję, bardzo dobrze. Mam nadzieję, że ty także.
AR: Mija 25 lat od wydania przez Marillion debiutanckiego albumu. Po tylu latach „Script For A Jester’s Tear” jest wciąż postrzegany jako jeden z najlepszych neo-progresywnych albumów i często także jako najlepsze dzieło Marillion. A co Ty sądzisz o tej płycie?
MP: Jestem z niego bardzo dumny. Tak jak mówiłeś ciągle jest postrzegany jako jedno z najlepszych dzieł Marillion. Cieszę się bardzo, że 25 lat później mogę do niego powrócić i jeszcze raz zagrać.
AR: Jak się z tym czujesz? Czy było to Twoim marzeniem, czy raczej odległą przeszłością, do której myślałeś, że już nie wrócisz?
MP: To rzeczywiście przez bardzo długi czas była bardzo odległa historia. Nie miałem żadnych planów w stylu tego, co robię teraz. Dopiero kiedy przyszli do mnie koledzy z Areny ze swoimi egzemplarzami albumu “Script For A Jester’s Tear” i poprosili, żebym się na nich podpisał, coś się we mnie obudziło. Poczułem że byłby to dobry pomysł. Później Fish wyruszył w trasę koncertową z okazji 20-lecia „Misplaced Childhood”, która okazała się być wielkim sukcesem. Widziałem kiedyś jeszcze taki cover-band Marillion. Myślę jednak, że to co robili nie było do końca udane. To wszystko sprawiło, że postanowiłem zorganizować własny projekt.
AR: Więc od początku to był Twój pomysł?
MP: Tak.
AR: A były jeszcze inne przyczyny?
MP: Swego rodzaju nostalgia… Również finanse. Poza tym chciałem zrobić coś, co nie będzie związane z Areną. Wydawało mi się też, że ludzie chcieliby usłyszeć znów, albo pierwszy raz na żywo ten materiał.
AR: Odnośnie materiału… Czy gracie tylko kawałki ze “Script For A Jester’s Tear”?
MP: Nie. Gramy też utwory Marillion z tamtego czasu, które nie znalazły się na albumie. Na przykład „Grendel”, albo „Market Square Heroes”, „Charting The Single”, czy też „Margareta”.
AR: To dobrze. Troszkę obawiałem się, że te koncerty są bardzo krótkie.
MP: Ogólnie trwają około godziny i czterdziestu pięciu minut, więc nie jest za krótko.
AR: Do współpracy zaprosiłeś czterech muzyków. Myślę, że nasi czytelnicy znają Nicka Barretta z Pendragona i Iana Salmona z Areny. Jednak wątpie by znali Briana Cummingsa. Z tego co słyszałem w Internecie ma bardzo podobny głos do Fisha i zdaje się go nawet trochę przypominać. Skąd wytrzasnąłeś tak „rybną” osobę?
MP: (śmiech) Tak naprawdę to wcale go z wyglądu nie przypomina. Po prostu ma taki sam makijaż i ubrania. Jednak wokalnie jest rzeczywiście bardzo podobny. Również stara się odwzorowywać poruszanie się Fisha na scenie. Wychodzi mu naprawdę świetnie. A znam go z zespołu Carpet Crawlers - cover-bandu Genesis. Więc Brian miał już wcześniej doświadczenie z takimi projektami.
AR: Wiesz może co Fish sądzi o Twojej trasie? Rozmawiałeś z nim?
MP: Nie.
AR: Wracając do zaproszonych muzyków… Czy lubisz z nimi pracować?
MP: Tak. Nicka Barretta znam od 30 lat. Nigdy za to nie graliśmy razem. Od lat jest związany tylko ze swoim Pendragonem. Dlatego myślę, że nasza trasa była dla niego dość wielkim wyzwaniem. Z Ianem Salmonem graliśmy już wcześniej przez długi czas w Arenie, więc to chyba oczywiste, że lubię z nim współpracować. Całkiem nową osobą jest Mike Varty. Grał w wielu zespołach i jest naprawdę świetnym klawiszowcem.
AR: A gdybyś miał ich porównać do oryginalnego składu Marillion, z którym grałeś, to co byś powiedział?
MP: Są lepsi. To naprawdę świetni ludzie i instrumentaliści. Może też przez to, że technika bardzo poszła do przodu współpracuje nam się tak wspaniale. Nie zrozum mnie źle. Z Marillion też było dobrze, ale teraz są inne czasy i trochę inna sytuacja. Lepiej mi się gra w obecnym składzie.
AR: Czy koncertowe wersje utworów różnią się jakoś od tych oryginalnych ze „Script For A Jester’s Tear”?
MP: Staramy się odwzorować je jak najdokładniej. Nie wszystko sie udaje, nie wszystko brzmi identycznie, mimo lepszej techniki (albo też przez nią). Może nie ze wszystkiego jesteśmy w stu procentach zadowoleni, ale jest bardzo dobrze. Przede wszystkim chodziło nam o to, żeby zrobić jak najbardziej wierną kopię materiału sprzed 25 lat.
AR: Czy było dużo pracy przy przygotowaniach do trasy?
MP: Prawdę mówiąc to nie. Nie mieliśmy żadnych problemów technicznych, gdyż wszyscy są świetnymi instrumentalistami. Praca nad materiałem nie trwała więc długo. Nie chcieliśmy za to niczego przeoczyć i chyba pod tym względem mieliśmy więcej roboty.
AR: Były jakieś przeszkody do pokonania?
MP: Nie. Nie było żadnych problemów.
AR: Nie tak dawno rozmawiałem z Sebastienem Lamothe, liderem The Musical Box - cover-bandu Genesis. Spytałem go czy nie czuje czasem, że jego projekt traktowany jest przez ludzi jako zastępstwo. Czy Wasze koncerty spotykają się z entuzjazmem ludzi na koncertach? Czy podoba im się ten pomysł?
MP: Wiesz my nie jesteśmy do końca cover-bandem. W The Musical Box na przykład nie ma nikogo z oryginalnego składu Genesis. A tutaj jestem ja. Nie jesteśmy także w żadnym wypadku Marillion. To tak jak z Led Zeppelin – grają bez Planta, ale nazywają się Led Zeppelin. Genesis koncertowali w składzie Collins/Rutherford/Banks, ale grali też materiał nagrany z Peterem Gabrielem i Stevem Hackettem. Wiele jest takich przykładów, chociażby dzisiejszy Marillion. Więc my chyba jesteśmy czymś pomiędzy. Jednak ludziom bardzo podoba się ten pomysł. Lubią takie „powroty”.
AR: Właśnie miałem spytać o „dzisiejszy” Marillion. Ostatnio była u nas na stronie zażarta dyskusja na temat najnowszego albumu Marillion – „Happiness Is The Road”. Czy lubisz Marillion w wydaniu ze Stevem Hogarthem?
MP: Prawdę mówiąc nie słuchałem albumów Marillion ze Stevem Hogarthem, więc nie mogę się wypowiedzieć.
AR: Czy masz jakieś ulubione albumy z tego roku?
MP: Nie... Niech pomyślę kiedy kupiłem ostatni album. Oj to jeszcze był rok 2007, więc nie mam swoich ulubionych. Mam tegoroczny album Pendragona – „Pure”, ale jeszcze nie słuchałem.
AR: To polecam. Jak dla mnie jest to ich najlepsze dzieło.
MP: Tak? Bardzo miło słyszeć. W takim razie koniecznie muszę się z nim zapoznać. Nick, z tego co wiem, jest z niego bardzo zadowolony.
AR: A czy jest jakaś muzyka, którą lubisz najbardziej?
MP: Bardzo lubię muzykę klasyczną. Ostatnio miałem okazję słuchać jej bardzo dużo. Słucham też trochę ostrzejszej muzyki, niekoniecznie progresywnej. Poza tym lubię chodzić na koncerty. Rok temu byłem na przykład w Londynie na koncercie Rusha, a półtora roku temu wybrałem się na Toola. Jakiś czas temu widziałem też na żywo zespół, w którym gra Mike Varty – Credo.
AR: Mam jeszcze jedno pytanie odnośnie “Script For A Jester’s Tear”… Werbel zarejestrowany na albumie wydaje się być bez sprężyn. Mam na myśli to, że perkusja brzmi dość twardo. Czy Twoja gra, lub zestaw perkusyjny będzie się różniła bardzo od tego użytego 25 lat temu?
MP: Fakt... Ten dźwięk perkusji był bardzo w stylu lat osiemdziesiątych. Zgodzę się z tobą, że może to tak brzmieć. No i ten werbel – nie lubię zwłaszcza tego, jak on brzmi na tym albumie. Jednak to brzmienie perkusji jakoś pasuje do albumu, stylu tamtych lat. Natomiast na koncertach perkusja brzmi bardziej współcześnie, mocniej, a co za tym idzie - lepiej.
AR: Teraz zadam pytanie, na które odpowiedź będzie pewnie dla wielu najważniejszą informacją. A mianowicie… Co się dzieje z Areną? Rozmawiałem z Clivem Nolanem dwa lata temu przy okazji koncertu Caamory w Gdyni i powiedział mi, że jest w trakcie pisania materiału na nowy album Areny. I od tamtego czasu zespół pozostaje w milczeniu. Czy tak będzie też w 2009 roku?
MP: Widzieliśmy się z Clivem jakiś czas temu. Mówił mi, że ma kilka pomysłów. Póki co jest jednak zaangażowany w inne projekty, więc musimy jeszcze poczekać. Mimo to mamy nadzieję, że jeszcze w tym roku zbierzemy chłopaków i nagramy materiał na nowy album. Bardzo bym tego chciał.
AR: Czy jesteś w coś zaangażowany oprócz Areny i "Script For A Jester’s Tour"?
MP: Muzycznie nie.
AR: A jakie są Twoje plany na przyszłość?
MP: Mam nadzieję, że nasza trasa okaże się sukcesem. Gdyby się nim okazała, to chciałbym robić coś takiego każdego roku. Takie jest moje marzenie, ale jeżeli nic z tego nie wyjdzie, to też nic się nie stanie. No i dalej będzie Arena.
AR: Byłeś już wcześniej w Polsce z Areną. Lubisz grać w naszym kraju?
MP: Uwielbiam. Ostatni raz byłem w Polsce kilka lat temu, więc miło będzie wrócić po takim czasie. Oby nie było za zimno (śmiech).
AR: Wygląda na to, że już najgorsze mrozy się kończą.
MP: (śmiech) Mam nadzieję, bo u nas jest strasznie. Mówią, że nie było w Anglii tak zimno od 30 lat. Nie chciałbym, żeby przez to ludzie nie przychodzili na nasze koncerty.
AR: A lubisz Polskę?
MP: Myślę, że jest to przepiękne państwo. Naprawdę. Lubię zwłaszcza wasze stare miasta… Piękny kraj.
AR: Czy jest coś, co chciałbyś powiedzieć naszym czytelnikom?
MP: Tak. Serdecznie zapraszam na nasze koncerty. I nie zwracajcie uwagę na pogodę (śmiech). Mam nadzieję, że uda nam się przetransportować Was 25 lat wstecz i sprawić wiele radości. A ty na którym koncercie będziesz?
AR: Niestety nie uda mi się wpaść na żaden. Może następnym razem…