ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 28.03 - Warszawa
- 05.04 - Katowice
- 06.04 - Łódź
- 06.04 - Gdynia
- 11.04 - KRAKÓW
- 12.04 - ŁÓDŹ
- 26.04 - GDAŃSK
- 12.04 - Kraków
- 13.04 - Ostrowiec Świętokrzyski
- 19.04 - Gdańsk
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 12.04 - Olsztyn
- 13.04 - Bydgoszcz
- 12.04 - Kraków
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 13.04 - Warszawa
- 14.04 - Białystok
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 14.04 - Warszawa
- 16.04 - Gdańsk
- 17.04 - Kraków
- 14.04 - Radzionków
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 18.04 - Rzeszów
- 20.04 - Lipno
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
 

wywiady

21.12.2008

„Wydawało mi się to przedsięwzięciem ponad moje siły…” – rozmowa z Maciejem Kosińskim, wokalistą zespołu Votum

Goniąc uciekający nieubłaganie czas, tuż przed łódzkim występem Votum w ramach Black Sun Tour, siedząc na rozległych, pomarańczowych kanapach Dekompresji, porozmawiałem z wokalistą i autorem tekstów tej warszawskiej formacji.

Artrock.pl: Spotykamy się podczas trasy „Black Sun Tour 2008”, jesteście po trzech koncertach tego tournee, chciałbym zatem zacząć od twoich pierwszych wrażeń z nim związanych. 

Maciej Kosiński: Przede wszystkim, jak na mój gust, publiczność dopisuje. I to jest najważniejsze, bo docieramy do coraz szerszego grona ludzi. Fakt, że możemy zagrać z tak różnymi zespołami, jest dla nas ogromnym plusem, gdyż z jednej strony, możemy zdobyć część publiczności… powiedzmy – „gotycko – nightwishowej”, z drugiej strony, ci, którzy słuchają tego cięższego rocka czy też metalu w wykonaniu Black River, do naszej muzyki się przekonują. To widać na koncertach. Ludzie na początku tychże są nieco zdziwieni i ma się wrażenie, że pytają: o co chodzi? Cóż to za muzyka? Później jednak okazuje się, że zostają i coraz więcej ich się pojawia w trakcie naszego grania. Niesamowicie pozytywnie zaskoczyły nas reakcje zebranych w Warszawie, bo o ile w większości miejsc publiczność tylko słuchała, tak w stolicy dodatkowo zrobiła pod sceną niezły młyn! Sporo wynoszę z tego, co mówią słuchacze po koncertach. Jeden z moich rozmówców, z którym zamieniłem kilak zdań po występie w Warszawie powiedział, iż nie sądził, że jest to muzyka, przy której można szaleć pod sceną. Był przekonany, że nasze dźwięki są tylko do słuchania. Okazało się jednak, że jest zupełnie inaczej. 

A: To pierwszy wywiad dla naszego serwisu, chciałbym zatem, abyś pokrótce przedstawił historię Votum. 

MK: Początek historii zespołu wiąże się ze spotkaniem naszych dwóch gitarzystów, Ala i Adama (Alek Salamonik i Adam Kaczmarek – przyp. MD) gdzieś w okolicach 2003 roku. To oni postanowili założyć zespół. Wkrótce ruszyły pierwsze próby, zresztą w zupełnie innym składzie. Muzyka tego zespołu oscylowała w okolicach wczesnej Metalliki, zatem było to coś zupełnie innego, niż w tej chwili. Mniej więcej po roku działalności, czyli w 2004 roku, pojawiłem się ja, zastępując poprzedniego wokalistę. Muzyka zaczęła przypominać klimaty bardziej „maidenowskie”. Do 2006 roku trwały dalsze przetasowania w składzie, który wtedy praktycznie się ustabilizował. Nagraliśmy singla „Jestem” w heavymetalowym stylu. Wkrótce jednak zdecydowaliśmy, że nie jest to muzyka, którą chcemy grać i zaczęliśmy zbliżać się do progresywnej odmiany metalu. W 2007 roku ustalił się obecny skład formacji. Wcześniej już mieliśmy klawiszowca, Zbyszka Szatkowskiego, z którym napisaliśmy tę płytę, natomiast basista, Bartek (Turkowski – przyp. MD) na początku był tylko muzykiem sesyjnym, lecz muzyka na tyle go przekonała, że postanowił zostać i, moim zdaniem, świetnie wpasowuje się w grupę. 

A: A jak należy rozumieć nazwę waszego zespołu? Jako swego rodzaju symbol, trzymając się katolickiej interpretacji, czy może jako ślub, przyrzeczenie? 

MK: Generalnie rzecz biorąc, etymologia tego słowa jest właśnie taka. Natomiast, jak należy rozumieć tę nazwę? Myślę, że ma ona przede wszystkim bardziej nostalgiczny charakter – tak sobie panowie po prostu ją wymyślili podczas tych pierwszych prób i jakoś się im spodobała… Tak naprawdę nie wiem, jak to było. Zastanawialiśmy się natomiast nad tym, czy nie zastąpić jej inną, w momencie kiedy zmieniliśmy stylistykę, gdyż był to dosyć znaczny zwrot. Zadecydował jednak element nostalgii i rozpoznawalność, ponieważ ludzie zaczęli nas już trochę kojarzyć i postanowiliśmy, że zostajemy przy Votum. I o tę nazwę należałoby zapytać tych, którzy ją wymyślali, gdyż ja nie bardzo czuję się kompetentny, żeby o tym mówić. 

A: Wasz debiutancki album zbiera praktycznie same bardzo dobre recenzje. Jesteście tym faktem zaskoczeni? 

MK: Nie jest dla nas zaskoczeniem fakt, że jest to dobra płyta. Bo to jest dobra płyta. O tym doskonale wiemy, i gdy utwory na nią powstawały, od razu wiedzieliśmy, że będą dobre. Była natomiast kwestia, jak ona będzie nagrana i czy będzie nas to satysfakcjonować. Gdy usłyszeliśmy jednak efekt ostateczny – byliśmy zadowoleni. Oczywiście, każdy z nas ma dziś rzeczy, które chciałby na krążku zmienić, gdyż po upływie czasu człowiek nabiera właściwej perspektywy. Mimo tego, ciągle jednak jesteśmy do niej bardzo pozytywnie nastawieni i nie odnajdujemy na niej miejsc, które bardzo by nas raziły. Moim zdaniem, jest to świadectwo dobrego poziomu tego materiału. Zastanawialiśmy się naturalnie, czy album spodoba się innym, gdyż odbiorcy mogą mieć zupełnie inny od naszego punkt widzenia. I w tym kontekście, zaskoczyło nas to, że tak entuzjastycznie o „Time Must Have A Stop” ludzie wypowiadają się za granicą, szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Polskie recenzje oscylują tak w okolicach czwórki z plusem, natomiast tam są jeszcze wyższe.

A: Album ma charakter dosyć mrocznego konceptu. Punktem wyjścia dla ciebie była informacja o psychopacie, który okalecza swoją ofiarę. Powiedz mi proszę, co tak naprawdę chciałeś przekazać opowiadając tę historię? 

MK: Sam pomysł pojawił się w mojej głowie, gdy usłyszałem w mediach informację na ten temat. To mną tak wstrząsnęło, iż pomyślałem, że zrobię o tym numer. Nie byłem sobie w stanie wyobrazić, jak można komuś zrobić coś takiego, co robi nasz bohater drugiej osobie. Tak, to był punkt wyjścia. Historia na tyle spodobała się pozostałym, iż zaproponowali mi, abym to rozwinął. Byłem początkowo niezbyt chętny do tego, gdyż wydawało mi się to przedsięwzięciem ponad moje siły. Nic takiego nie robiłem do tej pory, w związku z czym czułem się niepewnie. Postarałem się jednak i rozwinąłem to na trzy kompozycje. I nagle okazało się, że jest coraz więcej tekstów, a całość przybiera formę albumu koncepcyjnego. W miarę upływu czasu sam koncept był oczywiście kształtowany i zmieniany. Historia szaleńca, człowieka, który przelewa swój ból na drugą osobę i w ten sposób chce się go pozbyć, stała się zatem swego rodzaju osią, którą ubrałem w dodatki. Starałem się wejść w umysł tego człowieka i domyślić się, co mogło nim kierować. Zastanawiałem się, jak może się czuć ktoś, kto robi coś takiego. Z drugiej strony, nie wolno zapominać, że to także historia osoby, która jest krzywdzona, zatem starałem się także „wejść” w umysł tej kobiety. 

A: Teksty zostały dodatkowo okraszone cytatami z literatury. Nie obawiałeś się pewnego przeintelektualizowania całości. Nie było jakiejś obawy, że w czasach odbiorcy, który żyje szybko i chce mieć wszystko podane w bardzo prosty sposób, ucieknie to gdzieś w próżnię? 

MK: Nie. Właśnie użycie tych cytatów wynikało z faktu, iż obawiałem się, że same teksty mogą trafić w próżnię. Bałem się, że bez tej wskazówki ludzie nie zrozumieją, o co mi chodziło. W związku z tym teksty nie są elementem jakiegoś przeintelektualizowania, czy pokazania mojej wiedzy na temat tego, bądź innego filozofa, tylko drogowskazem pomagającym dobrze odczytać tę płytę. Z jednej strony wspomniane cytaty naprowadzają, z drugiej, mogą poszerzać odbiór tekstów. Pomyślałem sobie, że jeżeli mam już dawać jakieś cytaty, to niech to będą mądre cytaty…, mądrych ludzi. 

A: Czas kilka słów poświęcić muzyce. Słuchając waszej płyty, stwierdziłem, że utwór „The Pun” jest czymś, co doskonale charakteryzuje styl Votum. Bardzo melodyjny, na początku nastrojowy, bardzo klimatyczny, później agresywny, z mocnymi gitarami. Twój głos w nim jest początkowo ciepły, w drugiej części jednak operujesz nim w wysokich rejestrach. Sporo w tym kontrastu. Mógłbyś coś więcej powiedzieć o tej kompozycji? 

MK: To jest numer, którego w zasadzie dwa tygodnie przed wejściem do studia praktycznie nie było! Był ostatnim utworem, który zrobiliśmy. Powstał dlatego, iż wydawało się nam się, że może nam zabraknąć materiału na album. Z jednej strony, nie chcieliśmy przekombinować całości i dawać odbiorcy zbyt dużo, gdyż to może go faktycznie znużyć. Ale powiedzieliśmy sobie: na wszelki wypadek zróbmy jeszcze coś, bo a nóż zabraknie materiału. I to jest niezwykle ciekawe, gdyż wcześniejsze utwory rodziły się różnie, w mniejszych lub większych bólach, natomiast ten numer wyszedł bardzo szybko oraz naturalnie i byliśmy z niego ogromnie zadowoleni, zarówno z samego pomysłu, jak i z efektu końcowego. Jest troszkę skomplikowany rytmicznie, bardziej zrównoważony w zakresie tych delikatności i gwałtowności, które w nim są, czy wreszcie śpiewania delikatnego i wysokiego, jakie się tam pojawia. Myślę, że jest to rzecz, pokazująca drogę, którą chcemy iść: mniej heavymetalu, a więcej progrocka, sporo ciężaru przy jednocześnie sporej ilości melancholii, nostalgii i głębi, które w „The Pun” są wyraźne. 

A: Ten utwór na tyle przypadł Wam do gustu, że postanowiliście do niego nakręcić, zresztą całkiem niedawno, swój pierwszy klip. Naprawdę bardzo interesujący. Możesz podzielić się wrażeniami z tworzenia tego obrazu? 

MK: Zastanawialiśmy się, jak do niego podejść. Na początku miało być to bardziej filmowe i zajął się tym ktoś zupełnie inny, niż ostateczny twórca. Po prostu nasza wizja tego teledysku rozmijała się z wizją tej osoby. Zdecydowaliśmy się zatem dać to do zrobienia ludziom z mindfield.pl, czyli tym osobom, które stworzyły okładkę albumu i wizualizacje na koncerty. Uważam, że był to bardzo dobry pomysł, gdyż został w ten sposób zachowany ciąg „tej samej ręki”. Są to te same prace graficzne, zrobione przez tych samych ludzi z dodatkową osobą, która z nimi współpracowała. Teledysk miał niewielki budżet. Z tego niewielkiego budżetu chcieliśmy osiągnąć jak największą jakość - uniknąć kiczu przy jednoczesnym maksymalnym pokazaniu tego, o co w tym utworze chodzi. Sam klip ma być wskazówką dotyczącą konceptu całego albumu. W teledysku zagrał nasz były perkusista, Piotrek Umiński oraz modelka o imieniu Kasia. Teledysk wygląda, jak wygląda. Można znaleźć go chociażby na YouTube. Mamy nadzieję, że się podoba. Staraliśmy się, żeby wyszło to… chociaż przyzwoicie i jesteśmy zadowoleni z efektów, biorąc pod uwagę finanse, którymi dysponowaliśmy. 

A: Oglądając ten teledysk zastanawiałem się, czy nie macie ochoty zrobienia z „Time Must Have A Stop” tego, co zrobił np. Marillion z „Brave” czy Dream Theater z „Metropolis Pt. 2”? Jednym słowem, czy nie chcielibyście sfabularyzować całej historii? 

MK: Póki co, pomysłów takich jeszcze nie ma ale to ciekawa sugestia. Kto wie? Natomiast, pomysły są już na następną płytę. To też będzie koncept album. Szczerze mówiąc, to mam już wizję dwóch następnych płyt. Jest już nawet w pełni gotowy jeden utwór, reszta jest w trakcie przygotowywania. 

A: Wpisujecie się w swoiste zjawisko na polskiej muzycznej scenie tworząc – moim zdaniem – szeroką falę młodych, polskich, progresywno - metalowych grup, które ostatnio zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu. Nie zaistniała w was w pewnym momencie obawa, że idziecie z prądem, z pewną modą w tym niszowym środowisku. Nie myśleliście, że będziecie kolejnym podobnym zespołem? 

MK: Nie. Gdy nagrywaliśmy płytę czy tworzyliśmy na nią utwory, nie myśleliśmy o tym, czy będą one progresywne. Miały być przede wszystkim w naszym klimacie. Chcieliśmy zrezygnować z typowego heavy metalu i nie interesowało nas, jak to ktoś nazwie. Dlatego też przy okazji pierwszych koncertów, w informacjach o nich, choćby na plakatach, nie pojawiała się nazwa „progresywny” tylko „melodic metal”. Sami za bardzo nie wiedzieliśmy jak to nazwać. To dopiero dziennikarze wpisali nas do tej szuflady. Wracając do pytania, sądzę, że jest tak naprawdę odwrotnie. Uciekając od heavy metalu, wyszliśmy z tego mainstreamu. Umówmy się – muzyka progresywna jest mniej popularna niż muzyka heavymetalowa. Widać to, porównując naszą dzisiejszą publiczność z tą, która słuchała nas wcześniej. To jest zupełnie inna grupa odbiorców. Ta stylistyczna zmiana była odważnym krokiem, gdyż musieliśmy liczyć się z tym, że część publiczności możemy stracić, a niekoniecznie zyskamy kolejnych fanów. 

A: W jaki sposób podpisuje się kontrakt z Progrock Records? 

MK: To pytanie trzeba zadać naszemu managerowi (Michałowi Kapuściarzowi – przyp. MD). Przede wszystkim, to wytwórnia nas wypatrzyła i zauważyła. Było to możliwe głównie dzięki temu, że zaczęliśmy się pojawiać w świadomości ludzi za oceanem, w Stanach Zjednoczonych. Album zaczął tam zdobywać dobre recenzje… Sądzę, że w nas uwierzyli. Natomiast kwestie organizacyjne, dotyczące samej umowy, to już działka naszego managera. 

A: Black Sun Tour niedługo się kończy, później - rozumiem - pojawi się na Zachodzie wasza debiutancka płyta wydana nakładem Progrock Records… 

MK: Tak, w styczniu… 

A: I co dalej? Promocja poza granicami naszego kraju? 

MK: Tak. Promocja na Zachodzie. Teledysk, który został zrealizowany w celach promocyjnych już mamy. Z tego co wiem, będzie się pojawiał w telewizjach muzycznych: MTV i VH1. Zobaczymy, jak nasza nowa wytwórnia się postara. Wszystko rusza od stycznia, zatem czas pokaże, jak to będzie wyglądało. Z pewnością, będzie to znacznie więcej, niż moglibyśmy zyskać bez tej umowy. Oprócz tego przed nami nowa płyta. W najbliższe wakacje chcemy nagrać nasz drugi album. Miejmy nadzieję, że to się uda. 

A: Dziękuję za rozmowę. 

[rozmawiał Mariusz Danielak] 

PS. Zdjęcia przedstawiające artystę, pochodzą z łódzkiego koncertu grupy, z 7 grudnia 2008 roku.

 

Zdjęcia:

ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.