ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Anathema ─ Weather Systems w serwisie ArtRock.pl

Anathema — Weather Systems

 
wydawnictwo: Kscope 2012
dystrybucja: Rock Serwis
 
1. Untouchable, Part 1 - 6:14
2. Untouchable, Part 2 - 5:33
3. The Gathering Of The Clouds - 3:27
4. Lightning Song - 5:22
5. Sunlight - 4:53
6. The Storm Before The Calm - 9:19
7. The Beginning And The End - 4:50
8. The Lost Child - 7:00
9. Internal Landscapes - 8:48
 
Całkowity czas: 55:30
skład:
Vincent Cavanagh - wokal, gitara
Daniel Cavanagh - wokal, gitara, klawisze
Jamie Cavanagh - gitara basowa
John Douglas - perkusja
Lee Douglas - wokal
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,5
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,6
Album słaby, nie broni się jako całość.
,9
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,6
Album jakich wiele, poprawny.
,19
Niezła płyta, można posłuchać.
,6
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,22
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,36
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,58
Arcydzieło.
,119

Łącznie 286, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
01.11.2012
(Gość)

Anathema — Weather Systems

 

Dyskusję i dywagacje czas zacząć. Biedny, samotny Słuchacz nieświadomy niczego, nakłada słuchawki mające przenieść go w inny wymiar i po chwili, rzeczywiście, znajduje się po drugiej stronie lustra będąc świadkiem rozmowy, której wcale nie oczekiwał, której być może nawet nie chciał. Jako pierwszy głos zabrał Niedotykalny: „Mały człowieczku, czy wydaje ci się że możesz ogarnąć i zrozumieć wyroki losu i przeznaczenia, będące jedynie owocem kaprysu, którego istoty na próżno szukać w prawach fizyki i zdrowego rozsądku? Siły natury, magia nieożywionej materii, które tak bardzo chcecie i próbujecie zgłębić na swej drodze uporu godnej lepszej sprawy, i tak zawsze zagra wam na nosie i zawróci z powrotem na linię startu. Ja jestem istotą rzeczy, który poprzez niezrozumiale dla was wyroki zmusza do życia w ciągłej niewiedzy i tajemnicy, której nigdy nikt nie odkryje, nie pozna odpowiedzi na odwieczne i fundamentalne pytania dlaczego, po co i dokąd zmierzacie i co kryje się za rogiem. To wszechświat imponderabiliów, których zawiła istota karze wam zrozumieć, że jesteście jedynie pionkiem w jego grze”. Na to odezwały się Gromadzące Się Chmury przytakując z aprobatą na słowa przedmówcy: „O tak, przeciwności losu w życiu tych małych istot to nasza domena. To my mamy w zwyczaju nadciągać nad pogodne niebo waszych drobnych egzystencji przeświadczonych o tym, że są pępkiem wszechrzeczy i sprowadzać na nie deszcz rozpaczy, porażek i nawałnice pytań bez odpowiedzi, naznaczonych metafizycznym bólem istnienia. Gdy już użądlimy, nie puszczamy żądła, a nasza obecność staje się boleśnie doświadczalna i odczuwalna na scenie waszego teatru, pozostawiając was samym sobie samotnym na polu walki o uzyskanie konkretnych odpowiedzi i wyjaśnień”. Trzęsący się jak galareta Słuchacz odwraca na bok głowę i widzi zbliżającego się kolejnego aktora przedstawienia; to Błyskawica, która zatrzymuje się i mówi: „Kruchość życia, o to jest przesłanie, które wam przynoszę na swym jasnym obliczu. Jego los tylko w niewielkim stopniu zależy od waszej woli, w znaczeniu podstawowym leży w obcych rękach przypadku, którego darzyć trzeba należytym szacunkiem. Dlatego też powiadam wam, cieszcie się chwilą i kontemplujcie ją, bo jest wszystkim co posiadacie, albowiem to w niej właśnie jesteście i przeżywacie swoje życie, które uważacie za nieśmiertelne. „Dobrze prawi”, wtrąca się na te słowa Światło Słońca i zaraz dodaje „Zawsze nadejdą chwile, dla których warto żyć, a jak już raz się ich zasmakuje bardziej lekkim się staje przezwyciężanie ciężkich i szarosinych ciężkich rozprzestrzeniających się po niebie chmur. Zza nich zawsze wyjrzy słońce, nieprawdaż? Czyż to nie ponad deszczem znajduje się niebo?”. „O tak, ale nie warto ulegać pokusie ani nabierać się na ciągłość pewnych zdarzeń, gdyż zawsze upadek z najmniejszej wysokości może okazać się być zbyt bolesny na zwykłą waszą ludzką wytrzymałość” – zareplikowała Burza Przed Ciszą. „W świat idylli i arkadii wkraść się może niespodziewanie gniew i rozgoryczenie opakowane silnie w zadziwiająco szczelny papier zwątpienia i tumiwisizmu. Ale i na to jest rada. Wsłuchajcie się w głos płynący z głębi waszego wnętrza. Bo to on jest najprawdziwszy i nikt go wam nie odbierze. Przyczyn duchowych mielizn nie upatrujcie na zewnątrz siebie, w innych obiektach niezbadanego do końca materialnego wszechświata, a jedynie w was samych, w waszej świadomości, która jest oazą ducha na pustyni skończoności. Nastawienie do świata i przemiana wewnętrzna dadzą ukojenie wobec tego co nieuchronne i nieprzewidywalne”. Wtedy głos zabrał Początek i Koniec, mędrzec nad mędrcami i patrząc Słuchaczowi prosto w oczy podjął swą kwestię: „To ja reprezentuję dwa elementy w twoim życiu, których ty sam nigdy sobie nie przypomnisz ani nie będziesz świadomy, twojego początku i końca. Jestem klamrą twojej wieczności i wyznaczam dla ciebie to co powinno stanowić największą wartość i poczucie sensu, w tu i teraz. Czy jasno się wyrażam? Niczego się nie bój, bo tam gdzie jesteś jest wszystko, nie ma pustki ani śmierci, a tam gdzie one się już pojawią, to ciebie już nie ma”. W tym gąszczu słów pełnych znaczeń jak orzeźwiający powiew bryzy pojawia się nagle Zagubione Dziecko i mówi: „Nigdy nie pozwól abym opuścił twoje wnętrze, nie pozwól sobie do końca wydorośleć, pielęgnuj mnie do końca swoich dni, zachowaj w sobie tą odrobinę niewinnej i nieświadomej infantylności. To może okazać się najlepszym lekiem na cały ból istnienia w szerokim tego słowa znaczeniu. Nie rezygnuj z wyspy marzeń w pochodzie swojej codzienności”. Pełen sprzecznych myśli Słuchacz ożywił się na te słowa i tak samo szybko zmartwiony zwrócił się do wszystkich oratorów z tym o to pytaniem: „A co wtedy gdy nie będę już miał siły?”. Na to pytanie czekał właśnie ostatni z rozmówców, który nie zabierał jeszcze głosu – Wewnętrzne Krajobrazy – które rzekły: „Nadzieja, o to co ci zostaje, nadzieja która nie może cię opuścić, bo jeśli mija nadzieja to wkrada się rozpacz, a jeśli zaczyna się rozpacz to kończy się życie”. Po tych słowach wszyscy zamilkli i po bez mała pięćdziesięciu sześciu minutach zażartej dyskusji o życiu i jego sensie nastała cisza, potężna cisza, od której bębenki w uszach chciały pęknąć….. Silence is raging…

Anathema. Kocham ją za emocje i niepowtarzalny klimat, obecne i misternie budowane na każdej płycie, począwszy od Alternative 4. Nastrój i inny, czwarty wymiar, nie do ogarnięcia ludzkimi zmysłami, tak charakterystyczny, iż jego odpowiednika czy brata próżno szukać na płytach innych zespołów. A najważniejsze w tym wszystkim jest to, że te niemalże oniryczne światy zamknięte w małym srebrnym krążku nigdzie się nie zagubiły na krętej drodze stylistycznych zmian, jakie przez lata ten zespół przechodził.

To muzyka, która pozwala przeżywać własne emocje w sposób, którego nie można by było inaczej doświadczać. Wszystko co siedzi w sercu i duszy, nawet od lat najbardziej skrywane i dawno uśpione przeżycia i zwykłe sprawy odnajdują drogę na drugą stronę i wypełzają na wierzch niesione nurtem muzyki. Nie sposób się przed tym obronić. Ale może właśnie nie warto,  może obcowanie z tak natchnionymi dźwiękami powinno być naszą wyspą marzeń, może i bezludną, na której wszystko co wypływa poza koryto naszej percepcji powinno znaleźć ujście. W takich warunkach można się wyciszyć, zbudować floydowy mur oddalający nas od rzeczywistości i w takiej eskapistycznej kapsule, niczym Felix Baumgartner, poszybować w przestworza daleko od ogarniającego każdego z nas hałasu, zabiegania, pośpiechu, codziennych, często beznamiętnych i bezmyślnie wykonywanych czynności. I dopiero wtedy, będąc sam na sam ze sobą, można się zmierzyć z własnymi emocjami w rozrzedzonym powietrzu wypłukanym ze stawiającej opory materii. Czyż to nie jest ten stan nieważkości, w którym jest się najbardziej samotnym? Z pewnością, ale nie jest to stan osamotnienia, tak bardzo negatywnie wpływający na nasze życie. Tak wywołana do tablicy samotność jest wartością samą w sobie. To czas gdy nikogo i nic się nie potrzebuje, gdzie egotyzm i egocentryzm może królować, rozwijać się i harcować bez konsekwencji przez pięćdziesiąt sześć minut na wybiegu. I ma do tego prawo, zwłaszcza gdy pomaga poukładać i wyciszyć wichry namiętności i wewnętrzny bałagan, gdy pozwala się zmierzyć z życiem i ważnymi, ale ulotnymi w pochodzie codzienności sprawami.

Mieszanka samotności ze smutkiem może być zabójcza, zwłaszcza dla kogoś słabego i nadwrażliwego, ale jeśli tylko świadomie się temu oddajemy i pozwalamy tym stanom nami zawładnąć nie tracąc przy tym kontroli to może się to okazać prawdziwym i zbawiennym lekiem na przygniatającą powtarzalność życia. Powracające piękno opakowane w melancholijną obwolutę nigdy nie staje się nudne. I taka jest ta muzyka. Były chwile, gdy zawartość tej płyty towarzyszyła mi przy wszelkich prozaicznych czynnościach. Zasypiałem przy niej, jadłem przy niej, jechałem samochodem przy jej dźwiękach. I życzę tego samego każdemu, kto zada sobie odrobinę trudu by zajrzeć do jej środka. Flirt z post rockiem wyszedł na dobre i nadał muzyce Brytyjczyków jeszcze większego znaczenia. Nie zawiedli zaufania.. I will never betray your trust.

Systemy pogodowe to nasze życie. Pełne zawirowań, zmian, nieprzewidywalności, ale także pytań o najważniejsze rzeczy. To muzyczna opowieść o życiu, o upadkach i wzlotach jakie mu nieustannie towarzyszą. Płyta wydana wiosną najlepiej nadaje się do słuchania jesienią, w czasie zakrapianym melancholią i podatnym na refleksje i samotne przeżywanie życia. Bo mimo tego, iż samo przesłanie albumu, zawłaszcza liryczne jest optymistyczne, to muzyka jest smutna, ale właśnie dlatego taka piękna.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.