ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

04.03.2010

The Watch; Poznań Blue Note 21.02.2010r.

Potrawka z lisa i jagnięciny.

Choć od czasu jednego z największych rozwodów w historii muzyki rockowej, czyli rozstania się Petera Gabriela z zespołem Genesis, mija w tym roku już 35 lat świat nadal pełen jest zarówno miłośników muzyki przez tamten skład tworzonej jak i muzyków do tamtej muzyki wracających, nawiązujących, czy po prostu ją wykonujących. Tym ostatnim zwłaszcza należą się wyrazy szczególnego podziwu i podziękowań. Klasyczny Genesis nie zostawił po sobie zbyt wielu materiałów wideo, nie wielkie są też szanse na spektakularny come back (bądźmy szczerzy: i bardzo dobrze, bo kto wie, czy taki powrót nie zabiłby pięknej legendy). Wiemy też niestety, że tamten wspaniały skład nigdy nie dotarł do naszego PRL-u, a znakomitej większości z nas nigdy nie udało się nigdy przekroczyć żelaznej kurtyny by zobaczyć ich koncert w wolnym świecie. Nie wspominając już o takim drobnym niuansie, że wielu z obecnych wielbicieli dawnego Genesis zwyczajnie robiła wtedy w pieluchy ;). Dlatego tym większa radość, gdy „nowe okoliczności przyrody” pozwalają nam posłuchać tamtej muzyki na żywo. W roku 2005 i 2007 miałem wielką radość podziwiania Kanadyjczyków z The Musical Box wykonujących koncerty z tras The Lamb Lies Down On Broadway oraz Selling England By The Pond. Moje pełne zachwytu relacje z tych koncertów można znaleźć TUTAJ (http://www.artrock.pl/koncerty_sc.php?id=219 http://www.artrock.pl/koncerty_sc.php?id=141). Ciesząc się z faktu, że grupa kolejnych zapaleńców – włoski The Watch zagra w moim rodzinnym Poznaniu miałem pełną świadomość, że będzie to innego rodzaju przeżycie niż w przydatku The Musical Box. Kanadyjczycy rozpracowali w najdrobniejszych szczegółach nie tylko muzykę Genesis, ale także każdy element legendarnego TEATRU GENESIS. Włosi ograniczyli się do samej muzyki… tylko czy słowo ograniczyli się jest tu właściwe? Hmmm po tym co zobaczyłem i czego wysłuchałem w niedzielny wieczór w klubie Blue Note nie jestem tego taki pewien. Występ The Watch promowano hasłem: "The Watch plays Genesis Blue Show The Foxtrot album... plus erly days version and bonus" Wiadomo więc było, że daniem głównym będzie potrawka z lisa. I tu niespodzianka… gdy panowie weszli na scenę (och jak ja uwielbiam te kameralne koncerty, kiedy zespół jest właściwie w zasięgu ręki) a ja już napinałem mięśnie oczekując dreszczu emocji na obowiązkowego openera Watcher Of The Skies… zespół zagrał własną kompozycję Damage Mode. Zaraz potem zabrzmiał wyczekiwany utwór Genesis… ale wcale nie z płyty Foxtrot… White Mountain z albumu Trespass sprawił wszystkim zgromadzonym wieeeeelką radość. Od razu też dała się wyczuć warsztatowa perfekcja sympatycznych Włochów ze szczególnym wyróżnieniem perkusisty Marco Fabbri, który grał lepiej niż sam Phil Collins. Lider zespołu – wokalista Simone Rossetti naprawdę wybornie imitował barwę i manierę wokalną Petera Gabriela, tak, że gdy zamknęło się oczy miało się autentyczne wrażenie jakby Archanioł Gabriel naprawdę był wśród nas. Jedyny niuans, na który zwróciłem uwagę i który wywoływał u mnie szczery i całkowicie wolny od złośliwości uśmiech to sposób w jaki Simone wyśpiewywał słowo THIS (i jemu podobne) – mięciutko z mocno zaakcentowanym „i” Ale to tylko taki mały drobiazg, który absolutnie nie drażnił i nie odwracał uwagi od tego co najważniejsze. A ze sceny płynęły czarowne dźwięki – pierwszy kontakt z płytą Foxtrot to jej sekcja środkowa,  ale w odwrotnej kolejności, czyli: Can-Utility and The Coastliners, Get'Em Out By Friday i Time Table. Perfekcyjnym, brawurowym wykonaniem w połączeniu z zapowiedziami wygłaszanymi częściowo po polsku The Watch zdobyli poznańską publiczność i już do końca jej emocje ani na moment nie osłabły. Przeciwnie – doprawienie potrawki z lisa przystawką z jagnięciny tylko podgrzało gorącą atmosferę: Anyway (z mało znanym, nieobecnym na The Lamb fragmentem w środku) oraz The Supernatural Anaesthetis wywołały prawdziwą burzę braw. Czy można więcej? Można!!! Trzeci już raz przekonałem się, że kompozycja The Musical Box wykonywana na żywo wyjątkowo mocno działa na słuchaczy. I choć Simone nie wdział w finale maski starego Henrego to sama muzyka sprawiła, że zgromadzeni w sali oszaleli z zachwytu. In The Cage - ponowna wycieczka w jagnięce rejony – z pewnością tego żaru nie wygasiła. Dopiero gdy na scenie został sam jeden gitarzysta Giorgio (nomen omen) Gabriel wykonując (a cóżby innego) Horizons publiczność miała moment na chwilę wytchnienia. A właściwie nie wytchnienia… zadumy i zachwytu. Horizons to przepiękna kompozycja, a gdy się jej nie tylko słucha, ale wręcz dotyka nabiera dodatkowego wymiaru. Simone z dumą opowiadał, że zaledwie kilka dni temu ich występ oglądał sam Steve Hackett i że bardzo chwalił grę Giorgio.

Na co każdy czeka wybierając się na danie z lisa rodem z Księgi Rodzaju? … pewnie, że na Kolację. No i w końcu Simone ogłosił, że Kolacja jest już gotowa: Supper’s Ready. Wykonanie tego dzieła to wielki popis wokalnych umiejętności Simone i potwierdzenie ogromnej klasy perkusisty. Tak, to prawda, że mając w pamięci wykonanie tego utworu przez zespół The Musical Box brakowało mi tu tej całej wizualnej oprawy, zwłaszcza w Apocalipse in 8/9, ale i bez gabrielowskiego teatru ciarki przechodziły po plecach przez cały czas.  W ostatnich sekundach utworu wokalista opuścił scenę pozwalając muzykom na iście ogniste zamknięcie dzieła i jednocześnie podstawowej części koncertu.

Pierwszy bis The Watch rozpoczął znów od własnej kompozycji – absolutnie przeuroczego utworu Soaring on. Co ciekawe, w utworach autorskich Simone nie brzmi aż tak otwarcie gabrielowsko, choć oczywiście ogólny klimat jednoznacznie nawiązuje do brzmienia Aniołów Gabriela. Choć wokalista, wyjąwszy podobną do Petera postawę na scenie (zwłaszcza z tamburynem, czy fletem) nie naśladował Gabriela tak jak robi to Denis Gagné z The Musical Box, nie wprowadzał elementów rokowego teatru i nie nadużywał gestów, strojów itp. jeden raz dopuścił się małego odstępstwa od tej zasady. Gdy wybrzmiały owacje po Soaring on przyklęknął z nienaturalnie uniesionymi rękoma, odwrócony plecami do zebranych gdzieś w okolicach zestawu klawiszowego Valerio De Vittorio, tkwiąc w tej pozycji jakoś stanowczo za długo jak na nic nie znaczący gest. A że z potrawki z lisa zabrakło już tylko Obserwatora Niebios czułem, że właśnie nadchodzi jego chwila. I się nie pomyliłem. Majestatycznemu klawiszowemu intro zabrakło trochę brzmieniowej potęgi do jakiej przyzwyczaił nas Tony Banks, ale efekt i tak był wspaniały. Basista-gitarzysta Guglielmo Mariotti miał kolejną okazję do zaprezentowania swych niekwestionowanych umiejętności. Zespół znów zniknął ze sceny, a leżąca na niej setlista wyraźnie sugerowała, że to już naprawdę koniec. Na taki koniec jednak nikt ze zgromadzonych w Blue Note by nie pozwolił. Simone wracając wśród owacji publiczności na scenę sięgnął po listę utworów pokazując wszystkim jaki utwór wpisany jest na samym jej końcu (Watcher Of The Skies) ale jednocześnie komentując… tak, tak… to nie jest nasz pierwszy wieczór w Polsce i my już dobrze wiemy, że na Watcher skończyć się u Was nie da ;). Skandowane I Know What I Like z nieobecnego tego wieczora albumu Selling England By The Pond zespól zignorował, czego zresztą nikt nie miał mu za złe. Jakby mógłby mieć, skoro ostatnim utworem miał być The Knife. I znów wielki podziw dla perkusisty. I znów wspaniały popis wokalisty.

Uczestnicząc w tym wspaniałym koncercie miałem takie wrażenie, że chyba właśnie o to cały czas chodziło Collinsowi i Banksowi gdy coraz bardziej sceptycznie reagowali na teatralne popisy Petera Gabriela. Im zawsze najbardziej zależało na tym by muzyka broniła się sama,  a występ The Watch pokazał, że to było możliwe. Ale wiem też jedno… oprawa sceniczna Petera, tak świetnie zrekonstruowana przez zespół The Musical Box naprawdę oddziaływała w sposób szczególny na widza. Minęło już sporo lat od dnia, w którym miałem szczęście tego doświadczyć na własnej skórze (bez przenośni). I do dziś wspominam to jako jedną z najbardziej magicznych chwil w muzycznej części mojego życia. Wspaniały, energetyczny występ przesympatycznych Włochów z The Watch aż tak głęboko w mej pamięci pewnie się nie utrwali. Ale na pewno go nie zapomnę. Sprawił mi wielką radość. Niech żałują Ci, którzy tego dnia w Blue Note się nie znaleźli.


Setlista:
Damage Mode (The Watch album - Vacuum 2004)
White Moutain (Trespass 1970)
Can-Utility and The Coastliners (Foxtrot 1972)
Get'Em Out By Friday (Foxtrot 1972)
Time Table (Foxtrot 1972)
Anyway/The Supernatural Anaesthetist (The Lamb Lies Down On Broadway 1974)
The Musical box (Nursery Cryme 1971)
In The Cage (The Lamb Lies Down On Broadway 1974)
Horizons (Foxtrot 1972)
Supper’s Ready (Foxtrot 1972)
Soaring on (The Watch album - Primitive 2007)
Watcher of The Skies (Foxtrot 1972)
The Knife (Trespass 1970)

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.