ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 21.11 - Warszawa
- 22.11 - Bydgoszcz
- 23.11 - Poznań
- 24.11 - Katowice
- 21.11 - Katowice
- 21.11 - Siemianowice Śląskie
- 22.11 - Olsztyn
- 23.11 - Gdańsk
- 24.11 - Białystok
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 22.11 - Żnin
- 23.11 - Koszalin
- 24.11 - Gdynia
- 29.11 - Olsztyn
- 22.11 - Poznań
- 23.11 - Łódź
- 24.11 - Piekary Śląskie
- 23.11 - Warszawa
- 24.11 - Wrocław
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 24.11 - Warszawa
- 24.11 - Kraków
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
 

koncerty

28.01.2017

BLACK SABBATH, Glasgow, The SSE Hydro, 24.01.2017

BLACK SABBATH, Glasgow, The SSE Hydro, 24.01.2017 Pożeganie z Legendą wypadło bardziej niż okazale.Najgorsze jest to, iż będziemy za nimi tęsknić jeszcze bardziej za kilka dni kiedy to po dwóch występach w rodzinnym Birmingham, panowie zawieszą sprzęt muzyczny na kołki i przejdą na emeryturę.

Mamucia trasa pożegnalna przeciągała się dość konkretnie. Jednakże nie miało to związku ze znaczącą liczbą zaplanowanych występów, lecz z faktu iż muzycy młodzikami już nie są i kolejne odsłony tournee przedzielały dość długie przerwy, tak aby staruszkowie z Sabs odsapnęli i nabrali sił na dalsze koncerty (zwłaszcza Tony Iommi nie znosi podrózy samolotem za dobrze ze względu na swoje ostatnie zawirowania zdrowotne) . Tak więc ostatnia część trasy „The End” obejmowała jedynie Kolonię, Dublin, Manchester, Glasgow, Leeds, Londyn i Birmingham. To wszystko.

Hala The Hydro wypchana po same brzegi. Nic dziwnego. Pożegnać się chciał kto tylko mógł i kto (niemało) zapłacił. Jednak odpuszczenia tego występu żałowałbym pewnie do końca życia...

Jak finito to finito. Ale przynajmniej z przytupem. Sabbath też do okoliczności się dostosowali, nie tylko muzycznie, ale przede wszystkim repertuarowo. Setlistę wypełniły klasyki wyłącznie z pierwszych czterech płyt (z małym przeskokiem do "Technical Ecstacy" w postaci – dość blado wypadającego na tle reszty - „Dirty Women”). Bez dłużyn, zbędnych urozmaiceń, wszystko dość bliskie wersjom znanym z albumów studyjnych. Ktoś może narzekać na przewidywalność, lecz spójrzmy prawdzie w oczy; od kolesi którym lada dzień stuknie 70-tka nie ma co oczekiwać przesadnego wyrafinowania. Ma być ostro, konkretnie i z wykopem. Taka zresztą muzyka Black Sabbath zawsze była i tak też miało miejsce w ostatni wtorek.

Utwory płynęły po kolei po sobie. Co jeden to lepszy. Trudno wybrać ten topowy. Świetnie zabrzmiał mroczny “Black Sabbath” na otwarcie. Mam osobisty sentyment do „After Forever” więc to powinien być mój ulubieniec, ale przecież „Snowblind”, nieśmiertelne (i chyba najlepiej przyjęte) „War Pigs”, „Fairies Wear Boots” (miodzio!), czy „N.I.B.” z nieco wydłużonym basowym wstępem też wypadły świetnie. A „Into The Void”, „Children Of the Grave” to też przecież metalowe mistrzostwo świata. Tak więc narzekać nie ma absolutnie na co i zapewne każdy kto był, widział i słyszał będzie miał swój osobisty typ.

Panowie też dali radę. Pokurczony Ozzy albo to gibał się opierając się o mikrofon, albo niezgrabnie biegał po scenie jak Nosferatu po dwóch wylewach, ale mimo wszystko kondycyjnie (i głosowo) nie nawalił i brzmiał świetnie. No i do tego świetny z niego showman (z powtarzanym we wstępie do średnio co drugiego utworu „I can’t fucking hear you!” na czele mającym zachęcić i tak żywo reagujących Szkotów do zabawy). Iommi skupił się wyłącznie na graniu swoim riffów. Butler nie zrobił podczas całego występu chyba więcej niż pięć kroków. Za to o kilka dekad młodszy Tommy Clufetos wymiatał na garnkach aż miło popisując się dodatkowo konkretnym blisko 10-minutowym solem tak aby dziadki mogły na chwilę zejść ze sceny i złapać tchu. Aha, był jeszcze Adam Wakeman, który grał chyba gdzieś w piwnicy The Hydro, ponieważ gdyby nie został wywołany na scenę przez Ozzy’ego to wszyscy myślelibyśmy, że sporadyczne klawisze lecą z taśmy...

Koncert sentymentalny i dzięki temu specyficzny. Każda sekunda tego występu mimo, że niesamowita i wgniatająca w glebę to jednocześnie przesiąknięta smutkiem. Chyba na żadnym koncercie na którym byłem nie czułem się tak dziwnie. W końcu więcej już ich nie zobaczę...

Setlista: Black Sabbath; Fairies Wear Boots; Under The Sun; After Forever; Into The Void; Snowblind; War Pigs; Behind The Wall Of Sleep; N.I.B.; Hand Of Doom; Sabbath Bloody Sabbath (Intro)/Rat Salad; Iron Man; Dirty Women; Children Of The Grave

Bis: Paranoid

 

Zdjęcia:

Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.