ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 08.06 - Żórawina
- 29.06 - Toruń
- 30.06 - Toruń
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 14.07 - Bolków
- 12.07 - Żerków
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
- 17.07 - Warszawa
- 21.07 - Warszawa
- 26.07 - Łódź
- 27.07 - Łódź
- 27.07 - Ostrów Wielkopolski
 

koncerty

21.10.2015

ANTIMATTER, THESIS, BEYOND THE EVENT HORIZON, Warszawa, Progresja Music Zone, 18.10.2015

ANTIMATTER, THESIS, BEYOND THE EVENT HORIZON, Warszawa, Progresja Music Zone, 18.10.2015

Wygląda na to, że będzie to kolejny z tych deszczowych dni wyśpiewał Mick Moss tuż po 23.00 podczas koncertu grupy Antimatter w warszawskiej Progresji. Wszystko się zgadzało, bo pogoda, choć być może typowa dla pory roku, to jednak była wybitnie nieurodziwa...

Kiedy w ten niedzielny wieczór poprzez deszcz brnąłem w kierunku klubu, to nasunęło mi się pytanie, czy przypadkiem dwa zespoły poprzedzające gwiazdę, to nie jest przypadkiem przesada? Oczywiście im więcej zespołów, tym więcej muzyki, ale równocześnie więcej przerw, a także zdecydowanie większa szansa na obsuwę. Podobnie jak w przypadku lidera Antimatter moje przewidywania stały się prawdą.

Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo marudzę pisząc te słowa, ale musicie wiedzieć, że mimo stale bijącego licznika wieku i zgryzoty, wciąż uwielbiam słuchać muzyki na żywo. Po prostu w kontekście zobowiązań i zdrowia psychicznego, coraz bardziej przeszkadza mi brak punktualności. Jestem więcej niż przekonany, że większość osób zgromadzonych tego wieczoru w Progresji nie odczuła przesunięcia, które sięgnęło niemal czterdziestu minut. Natomiast ja byłem niemym obserwatorem posiadaczy zawiedzionych twarzy, którzy wędrowali w stronę punktu odjazdu ostatnich dziennych jednostek taboru komunikacji miejskiej. Co więcej, byłem jedną z tych osób, której koncertu nie udało się wysłuchać do końca. A szkoda.

Jako pierwsi na scenie pojawili się muzycy formacji Thesis. Wśród materiału, który zdecydowali się zaprezentować, dominowały kompozycje z albumu Z dnia na dzień na gorsze. Choć darzę sympatią samych muzyków i cenię sobie ich konsekwencję w działaniu, to wciąż nie mogę się przekonać do ich ostatniej płyty. Warto docenić odwagę przy zmianie języka, w którym tworzą. Zawsze cieszy mnie, kiedy zespoły rezygnują z angielszczyzny na rzecz języka rodzimego, ale tym razem odnoszę wrażenie, że Thesis nie wyszło to na dobre. Teksty kompletnie mnie nie przekonują w wersji studyjnej płyty, a w wersji koncertowej są po prostu słabo słyszalne. Za to trzeba pochwalić warstwę muzyczną, która utrzymuje ciekawy poziom na przestrzeni kolejnych wydawnictw grupy. Może warto byłoby się pokusić o instrumentalną wersję albumu?

Po Thesis na scenie zameldowała się grupa Beyond the Event Horizon. Pierwszy kontakt z dokonaniami poznaniaków zaliczyłem przy okazji drugiej kompilacji Post-rock.Pl, gdzie można było usłyszeć kompozycję Post Waltz, która choć pozytywnie zarysowała się w mojej świadomości, to nie zrobiła tak dużego wrażenia, jak materiał atakujący ze sceny. Dawno nie słyszałem tak dużych ilości kosmicznej przestrzeni, gwiezdnego pyłu i mało subtelnej, ale przepięknie pracującej perkusji. W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak zacierać ręce na myśli o kolejnych dokonaniach grupy.

Na koniec posiłku zwyczajowo pojawia się deser. Podobnie miało być i tym razem, choć znowu pojawia się pakiet wątpliwości. Wiedziałem, że Mossowi i spółce ciężko będzie pobić wciąż rozbrzmiewające w mojej głowie echa trasy, na której grali cały Leaving Eden, ale nie przypuszczałem, że zrodzi się we mnie aż tyle sprzecznych emocji. Bardzo starałem się nie wspominać o oprawie wizualnej, ale nie byłbym sobą, gdybym nie napomknął o tych nieszczęsnych laserach. Serio? Czy muzyka pokroju Antimatter wymaga laserów? Czy naprawdę nie wystarczy odrobina świateł i nastrój kreowany emocjami sączącymi się ze sceny? Mimo rozpraszaczy i pędzącego czasu wrażeń nie zabrakło. Muzycy byli świetnie dysponowani i oprócz nowych utworów, jak promujący The Judas Table numer Black Eyed Man ze świetną partią gitary solowej, zagrali także kompozycję z repertuaru Sleeping Pulse oraz rewelacyjne Redemption z Leaving Eden.

Tym razem nie udało mi się rozpłynąć w zachwytach, irytowały zbędne efekty świetlne, a brak punktualności przyprawił mnie o ból zębów, kiedy opuszczałem klub przed zakończeniem koncertu.  Jednak ponownie trudno odmówić Mossowi i spółce przedziwnej umiejętności kreowania wyjątkowego nastroju, która sprawia, że nie odmówię sobie kolejnej okazji do obserwowania, jak na scenie rodzi się magia.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.