Planetary Confinement – taki tytuł nosi najnowszy, trzeci studyjny krążek Antimatter. Płyta powstawała w dość niekonwencjonalny sposób - to kombinacja muzyki zarejestrowanej podczas dwóch sesji studyjnych. W każdej z nich brali udział zupełnie inni muzycy. M. Moss nagrywał swe kompozycje w Wielkiej Brytanii, a D. Patterson w Irlandii i Francji. Ten, muszę przyznać, dość dziwny pomysł nie zaciążył negatywnie na spójności krążka.

Na płycie zawarto 47 minut, niezwykle spokojnej, dość skromnie zaaranżowanej muzyki. Wszystkie kompozycje cechuje kameralny nastrój – dużo tu delikatnych brzmień akustycznej gitary. Nieco mniej niż na Lights Out jest elementów ambientowych – nadal jednak stanowią dość ważny element muzyki Antimatter. Wokal M. Mossa przeplatany jest pięknym żeńskim głosem – co dodaje płycie zarówno różnorodności jak i uroku.

Najmocniejszym punktem płyty wydaje się być kompozycja Legions, z którą fani grupy mogli zapoznać się na długo przed wydaniem płyty. Dużo ciepłych słów można również napisać o wieńczącym płytę Eternity – p. 24. Utwór ten nawiązuje do kompozycji, którą Duncan Patterson nagrał kilka lat temu jeszcze z Anathemą. Bardzo sympatyczna, momentami floydowa, podróż w przeszłość.

Trudno wyróżniać na Planetary Confinement poszczególne utwory – ta płyta najlepiej broni się po prostu jako całość. To krążek spójny i równy, nie powinien znużyć już po pierwszym przesłuchaniu.

Wszyscy, którym podobały się dotychczasowe dokonania M. Mossa i D. Pattersona także na Planetary… znajdą coś dla siebie. Muzykom Antimatter udało się nagrać album odróżniający się od swych poprzedników, ale wciąż posiadający pewien specyficzny dla zespołu styl i nastrój.

Duncan Patterson jeszcze przed wydaniem płyty zapowiedział on swe odejście z grupy (pragnie skoncentrować się na swym nowym projekcie „Ion”). Wydawnictwo to wieńczy więc pewien etap w historii zespołu. Nie kończy jednak jego działalności, gdyż M. Moss zapowiada następne albumy.

Trudno określić czy Planetary Confinement ten jest lepszy czy gorszy od Lights Out i Saviour. Zresztą nie ma to chyba większego znaczenia. Ważniejsze jest to, że zawiera muzykę, obok której nie powinno się przechodzić obojętnie. Warto posłuchać tej płyty wieczorem – szczególnie za pośrednictwem słuchawek.