ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Saga ─ 10 000 Days w serwisie ArtRock.pl

Saga — 10 000 Days

 
wydawnictwo: InsideOut Music 2007
dystrybucja: Mystic
 
1. Lifeline [5:37]
2. Book Of Lies [5:44]
3. Sideways [4:53]
4. Can’t You See Me Now [6:12]
5. Corkentellis [7:12]
6. More Than I Deserve [5:22]
7. Sound Advice [5:17] 8. 10,000 Days [4:31]
9. It Never ends [6:10]
 
Całkowity czas: 53:35
skład:
Michael Sadler - vocals, keyboards / Ian Crichton – guitar / Jim Crichton - bass, keyboards / Jim Gilmour - keyboards, vocals / Brian Doerner – drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,2
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 8, ocena: Niezła płyta, można posłuchać.
 
 
Ocena: 7 Dobry, zasługujący na uwagę album.
12.02.2008
(Recenzent)

Saga — 10 000 Days

Dosyć uszczypliwie i złośliwie podchodząc do rzeczy można byłoby napisać, że… zgrabnym zabiegiem marketingowym posłużyła się Saga, aby zwiększyć zainteresowanie wydanym niedawno krążkiem, zatytułowanym „10 000 Days” (Boże… kolejne po Ayreonie zera i jedynka!!). No bo jak inaczej podejść do sprawy, gdy na długo przed premierą albumu, wysyła się w świat informację, że wokalista i symbol zespołu od wielu, wielu lat… opuszcza grupę, a ten krążek będzie jego pożegnaniem z zespołem. Parę wydarzeń w historii muzyki popularnej dobitnie pokazało, że nic tak nie podnosi sprzedaży płyt, jak zejście przez artystę z tego łez padołu. Tu na szczęście nikt nie uciekł do lepszego ze światów, ale mechanizm zdaje się być podobny. Tym bardziej, że Saga zapowiada jeszcze pożegnalną trasę z Michaelem Sadlerem!! Czyli… dochodzi do niezwykłej i kluczowej roszady w historii grupy, a tymczasem wszyscy się weselą i dają sobie buzi na pożegnanie. Przyznacie, że to rzadkość wśród rockowych twardzieli…
 
Efektem tego są wywiady muzyków oscylujące głównie wokół tego wydarzenia, nie zaś wokół zawartości krążka. Sam zresztą czyniąc ten przydługi wstęp uległem temu – jak go nazwałem – zabiegowi marketingowemu.
 
Dobra. Wszystko co powyżej było jednak tylko przykładem złośliwej nadinterpretacji faktów. Rzeczywiste powody takiego kroku mogą być wszak diametralnie inne i artysta nie musi nikomu o nich mówić, szanując swoją prywatną niszę. Poza tym przeciwko „zgrabnemu zabiegowi marketingowemu” przemawia fakt wydania przez Sagę naprawdę dobrej płyty. Być może jednej z najlepszych w dyskografii. „Zabiegi” stosuje się w wypadku wypuszczenia ewidentnego knota. „10 000 Days” nim nie jest.
 
Przedstawiać Sagi nie wypada. „Legenda progresywnego grania” będzie chyba dobrym stwierdzeniem. Ponad dwadzieścia albumów studyjnych i koncertowych w ciągu trzydziestu lat służby dla tej szlachetnej odmiany rocka. Wystarczy.
 
Każdy, kto choć raz słyszał Kanadyjczyków natychmiast na „10 tysiącach dni” rozpozna charakterystyczny styl grupy i głos Sadlera. Panowie nie kombinują, Grają to, co umieją najlepiej i najbardziej lubią. Rockowe piosenki z ciekawymi i bogatymi aranżacjami. Na tym albumie robią to jednak z dostojeństwem i klasą jak rzadko kiedy. Zresztą panom w ich wieku (pięćdziesiątka już pękła!) nie wypada inaczej. Pewnie gdzieś i do tych roczników kierowana jest ta muzyka. Gdy słyszę słodziutką, cukierkowatą balladę „More Than I Deserve” natychmiast dostrzegam podświadomie taki krąg odbiorców. A gdy odtwarzam absolutny hit tej płyty „Sideways”, z zabójczo nośnym refrenem, widzę podczas koncertu rozanielonych panów w stosownym wieku i ze stosownym brzuszkiem, poluzowujących krawaty pod szyją i wymachujących marynarkami nad głową! Nie, to nie uszczypliwość! Widziałem już parę razy coś takiego i zawsze odbierałem to niezwykle sympatycznie. Inaugurujący płytę „Lifeline” także jest melodyjny i spokojnie mógłby się w tę konwencję wpisywać. Tytułowy kawałek „10 000 Days” z grupowym zaśpiewem także trudno wyrzucić z głowy, choć to akurat kompozycja bardziej nastrojowa, w nostalgiczny sposób odnosząca się do dni minionych. Dni z Michaelem Sadlerem. Już oczyma wyobraźni dostrzegam, podczas pożegnalnej trasy, zapalniczki nad głowami fanów w trakcie jej prezentacji. Nie samymi rockowymi pląsami i ślicznymi melodiami żyje jednak ta płyta. W najdłuższym i jedynym instrumentalnym kawałku na krążku „Corkentellis” artyści dają upust swoim wirtuozerskim ambicjom. Jest trudniej, mniej przystępnie i bardziej zadziornie. Brian Doerner solidnie łoi za swoim zestawem perkusyjnym, a gitara Crichtona i klawisze Gilmoura soczyście się pojedynkują. Bas robi cieplutką głębię w spokojniejszych chwilach, podczas których możemy wysłuchać ładnego, acz krótkiego gitarowego sola. Zaiste, dobra rzecz!! Ostatni kawałek „It Never Ends” już swoim tytułem sugeruje każdemu fanowi Sagi podniesienie wysoko głowy i spojrzenie w przyszłość bardziej optymistycznie. Faktycznie, jeśli kolejny rozdział sagi ma stać na podobnym poziomie, panowie mogą z nadzieją spoglądać na kolejne… dziesięć tysięcy dni.
 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.