Ponoć Pat Mastelotto i Markus Reuter poznali się przypadkiem w pociągu. Pomyślcie tylko jak mogłoby wyglądać takie spotkanie?

-         Przepraszam, czy będzie panu przeszkadzać, jeśli położę tu swoją gitarę?

-         A czy to przypadkiem nie touch guitar? Mój kolega z zespołu gra na takiej.

-         A jak się nazywa pana zespół?

-         King Crimson!

Czy coś w tym stylu...

Jakkolwiek wyglądał ten epizod, to stał się podstawą zawarcia bardzo owocnej znajomości, której nad wyraz soczystymi owocami są najciekawsze fragmenty płyty Centrozoon Never Trust The Way You Are, w nagrywaniu których Mastelotto pomógł Reuterowi, i powołana do życia formacja Tuner, czyli duetu tych muzyków.

 Debiut Tunera, album Totem, świetnie brzmiące i niebanalne połączenie elektroniki, jazzu, rocka progresywnego, muzyki współczesnej i etnicznej, to jedna z ciekawszych płyt 2005 roku. Fakt, nie pozbawiona słabszych stron (jak choćby niekończące się intro w The Morning Tide Washes Away) i momentami męczących „eksperymentalnych” melodii, ale i pełna perełek takich jak Up, Down, Forward and Return, Mouth Piece, czy Dexter Ward, spowodowała, że sympatykom nietypowych dźwięków nie pozostało nic innego jak trzymanie kciuków za to, by Tuner nie okazał się jednorazowym projektem.

 Całe szczęście, obawy były niepotrzebne, co para Mastelotto/Reuter udowodniła wydając swój drugi krążek. Już po pierwszym przesłuchaniu nie można nie zauważyć jak bardzo różni się on od debiutu.

Wprawdzie Tumer to wciąż „duet”, ale rozszerzony o „gości”, którzy wzbogacają muzykę między innymi brzmieniami smyczków, wibrafonu, czy akustycznej gitary oraz – przede wszystkim – wokalami. Te, będące rzadkością na Totemie, na Pole stają się normą. Swoich głosów (prócz Pata Mastelotto i Markusa Reutera) użyczyli Peter Kingsbery, Chrystyna Bell, Lisa Fletcher, Deborah Carter, Kristoffer Rygg i znana z debiutu Tunera Sirenée, która zaśpiewała w ośmiu z czternastu kompozycji... I zrobiła to do tego stopnia wspaniale, że momentami można zapomnieć, że jest ona jedynie „gościem” wspomagającym ten niezwykły projekt, a nie jego najmocniejszą stroną! Ale i pozostali wokaliści też świetnie wkomponowują się w muzykę i nie dają spychać do roli „dodatków”. Nasuwa się jedynie pytanie jak w takim razie wyglądają koncerty Tunera, pozbawione tych niezwykle ważnych elementów? Oby nie okazało się, że Mastelotto i Reuter zapędzili się w ślepą uliczkę komponując materiał, do którego odegrania nie posiadają wystarczającego instrumentarium na scenie... Byłaby to niezwykła szkoda, zwłaszcza, że polscy fani wciąż maja w pamięci doskonały koncert Tunera, który dali na Warsaw Summer Jazz Days w 2005 roku.

Może więc zespół koncertować będzie w powiększonym składzie? To, jak twórcy Pole otwarci są na zdolnych muzyków spoza swojej formacji potwierdzać może akcja, którą przeprowadzili na parę miesięcy przed premierą płyty. Mianowicie, panowie na swojej stronie internetowej udostępnili jedną z nowych kompozycji (11-11) w pozbawionej perkusji wersji. Fani, dorobiwszy brakującą ścieżkę odsyłali ją do oceny Mastelotto i Reuterowi, którzy najlepsze nagrania z każdego tygodnia publikowali na www.krimson-news.com. (Dwa z czternastu rozstrzygnięć tego konkursu wygrał Polak: Michał “Miodu” Mioduszewski z formacji Onercia!)

 Wprowadzenie wokali i skrócenia kompozycji do bardziej standardowych długości (z wyjątkiem niespełna jedenastominutowego 11-11), rezygnacja z tak dużego stopnia eksperymentów muzycznych, i wreszcie większa ilość „przystępnych melodii” (vide Stalker) powoduje, że płyta Pole może wydawać się łatwiejsza i przyjemniejsza w odbiorze od poprzedniczki. Ale czy aby na pewno można tak mówić skoro otwierający ją White Cake Sky jest najcięższym numerem w dorobku Tunera, a pojawiający się w nim przesterowany wokal przypomina nieco (ponoć inspirujące autorów) formacje takie jak Nine Inch Nails, czy Tool?Jeśli przyjąć, iż Totem był albumem na równi rockowym, elektronicznym i jazzowym, to na Pole akcent wyraźnie położony jest na rockowy aspekt muzyki. Płyta jest więc bardziej spójna od poprzedniczki i mniej eksperymentalna, ale na pewno równie dobra i wartościowa. Wzbogacona o ciekawe wokal i bardziej przebojowe melodie prowadzi Tuner inną drogą niż dotychczas, ale z pewnością wciąż jest to droga, którą warto przemierzyć razem z tymi dwoma wybitnymi muzykami.