ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 29.11 - Olsztyn
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 07.12 - Szczecin
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
- 07.12 - Dukla
- 07.12 - Warszawa
- 08.12 - Warszawa
- 11.12 - Katowice
- 18.12 - Wrocław
- 01.02 - Warszawa
- 04.02 - Kraków
- 09.02 - Warszawa
- 21.02 - Gliwice
 

koncerty

08.05.2011

PIOTR ROGUCKI, Łódź, Wytwórnia, 05.05.2011

PIOTR ROGUCKI, Łódź, Wytwórnia, 05.05.2011 Nazwanie tego występu koncertem rockowym byłoby chyba pewnym nadużyciem. Bo Piotr Rogucki zaprezentował na scenie łódzkiej Wytwórni coś na kształt muzycznego spektaklu. Kontrowersyjnego? To już, w wypadku tego artysty, nie powinno chyba dziwić…

Przyjęta przez muzyka konwencja – zderzenia muzyki z teatrem - nie może zaskakiwać. Wszak Rogucki to z jednej strony gwiazda rockowej sceny, pierwszoplanowa postać łódzkiej Comy, z drugiej, profesjonalnie wykształcony aktor, coraz częściej pojawiający się na dużym, jak i małym ekranie. Tworząc swój pierwszy solowy krążek, Loki – wizja dźwięku, nazwał go „zapisem ścieżki dźwiękowej do filmu muzycznego, który nie powstał”. I właśnie sceniczna prezentacja Lokiego pozwoliła artyście na zmaterializowanie pomysłu, jak i swoich artystycznych – dwutorowo biegnących - ambicji.

Parafrazując tytuł znanej sztuki Bogusława Schaeffera, można rzec, że w czwartkowy wieczór obejrzeliśmy… scenariusz dla jednego aktora, wspieranego przez towarzyszących mu muzyków (mowa tu oczywiście o wydarzeniach scenicznych, gdyż trudno pominąć ogromną rolę w powstaniu płyty Mariana Wróblewskiego – tego wieczora akompaniującego Roguckiemu nie tylko na gitarze, ale i na puzonie i banjo).

Założenie z pozoru było oczywiste. Prezentacja całego muzycznego i literackiego konceptu albumu. Historii muzyka o imieniu Loki, którego życie było ciągłą ucieczką od przyjętych zasad i konwenansów. Czy mogło w takiej sytuacji zabraknąć w zaprezentowanym spektaklu kontrowersji? Nie mogło. Już jego sam instrumentalny początek poraził histerycznym zgiełkiem gitar i ferią nerwowych świateł. A potem pojawił się on… Loki, w ciemnych okularach, skórzanej kurtce, skórzanych, obcisłych spodniach wpuszczonych w brązowe kozaki i rzucającym się w oczy pasem w stylu mistrzów ringowego mordobicia. Oczywistym się stało, iż nie będzie to standardowy wieczór. Rogucki centrum swojego dowodzenia uczynił stojący na środku sceny stolik, na którym pomieścił wszelkie pomocne rekwizyty. Pojawiła się zatem i policyjna czerwona lampa, i dyskotekowe srebrzyste kule, folia naklejona na koszulkę, konfetti, brokat, książka czy (leżąca akurat tuż obok) gumowa, nadmuchana z czasem przez Roguckiego, lalka, „wykorzystana” przez artystę podczas wykonywania Witaminek. Pachniało komuś kiczem i prowokacją? Z pewnością musiało, bo w życiu Lokiego było tego pełno. Muzykowi udało się jednak w taki sposób ukazać wszystkie wątki, że zgromadzona publiczność przyjęła tę konwencję, czego wyrazem był absolutny brak chamskich komentarzy z jej strony (co nieczęsto się u nas, podczas rockowych występów zdarza). A Rogucki był tego wieczoru nie tylko kontrowersyjnym prowokatorem, ale przede wszystkim… szamanem w specyficznym aktorskim transie, poddającym się biegowi scenicznych wydarzeń. Gestami ciała i mimiką wyrażał swojego bohatera. Pojawił się absurd, kpina, groteska ale i chwila zadumy, gdy odczytywał Wiersze zebrane Rafała Wojaczka. Naprawdę intrygującym uzupełnieniem były opowieści Roguckiego snute podczas kolejnych części Plastrów miodu – instrumentalnych miniatur, pomieszczonych na albumie, tu zyskujących inny nieco wymiar.

Niewiele było o muzyce? Nie szkodzi. Setlista nie zaskakiwała, bo muzycy odegrali od początku do końca cały album. Oczywiście było trochę bardziej surowo i „garażowo” a bywalcy koncertów Comy zdołali pewnie zauważyć, że o jakiejś szczególnej chemii na scenicznych deskach trudno było mówić (a co w łódzkiej kapeli jest motorem napędzającym koncertowe emocje). Nic to. Każdy z muzyków dobrze wypełnił swoją rolę i tych, którym debiut Roguckiego przypadł do gustu, nie rozczarował. Przebojowe Nie Bielsko, Szatany, Sopot czy Wielkie K przyjęte zostały z entuzjazmem. Zresztą, te dwie ostatnie kompozycje zespół wykonał na bis trwającego półtorej godziny występu.

Naturalnie że było nieco inaczej niż na Comie. Wytwórnia nie pękała w szwach, choć frekwencja naprawdę imponowała. To trochę inna muzyczna szuflada. No i nie było metalowych barierek i fosy. Muzyk postawił na kameralność i przystępność. A tę ostatnią podkreśliło dodatkowo jeszcze jedno wydarzenie. Dokładnie w dniu koncertu artysta wszedł w wiek Chrystusowy, kończąc 33 lata. Był prezent od fanów, kwiaty od rodziny…

 

Zdjęcia:

Piotr Rogucki, Łódź, Wytwórnia, 05.05.2011 Piotr Rogucki, Łódź, Wytwórnia, 05.05.2011 Piotr Rogucki, Łódź, Wytwórnia, 05.05.2011 Piotr Rogucki, Łódź, Wytwórnia, 05.05.2011 Piotr Rogucki, Łódź, Wytwórnia, 05.05.2011 Marian Wróblewski, Łódź, Wytwórnia, 05.05.2011
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.