ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 08.06 - Żórawina
- 29.06 - Toruń
- 30.06 - Toruń
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 14.07 - Bolków
- 12.07 - Żerków
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
- 17.07 - Warszawa
- 21.07 - Warszawa
- 26.07 - Łódź
- 27.07 - Łódź
- 28.07 - Łódź
- 27.07 - Ostrów Wielkopolski
- 28.07 - Ostrów Wielkopolski
 

koncerty

08.02.2010

GENESIS KLASSIK: Ray Wilson & The Berlin Symphony Ensemble, Łódź, Klub Wytwórnia, 06.02.2009, godz. 19:00

Można by powiedzieć, że Wilson odcina kupony od sławy, jaką zapewnia mu etykietka „byłego wokalisty Genesis”, grając nieprzyzwoitą wręcz ilość koncertów w różnych formułach… Można by… Tylko po co? Skoro chcących słuchać jego niepowtarzalnego głosu wcale nie ubywa.

Sobotni koncert w łódzkiej Wytwórni był pierwszym tegorocznym polskim występem artysty w ramach projektu „Genesis Klassik”. Przyznam się szczerze, że biorąc pod uwagę komentarz zapisany we wstępie tej relacji, jakichś większych tłumów się nie spodziewałem. Tymczasem, już nerwowe poszukiwanie miejsca na pobliskim parkingu oraz spore grupki fanów ciągnące do Wytwórni, szybko kazały mi weryfikować błędne założenie. Jak się okazało, praktycznie wszystkie miejsca siedzące przygotowane przez organizatorów były zajęte. Wiem, wiem… Zadziałała magia Genesis i Phila Collinsa, bo i jego nazwisko pojawiało się w koncertowych zapowiedziach. Tych jednak, którzy przyszli tylko dla Wilsona, również nie brakowało.

Zaczęli parę chwil po dziewiętnastej od „No Son Of Mine”. Głośne, charakterystyczne tykanie inaugurujące utwór wskazywało na to, że za chwilę muzycy naprawdę „przywalą”. Nic bardziej mylnego. Potężnego wejścia rytmicznej perkusji, doskonale znanego z niejednej wersji tej kompozycji, nie uświadczyliśmy. Kawałek natychmiast stracił na dynamice i bardzo szybko było jasne, że to jednak zupełnie inna muzyczna bajka. Oczywiście, nie o profesjonalizm artystów tu chodzi, a o przyjęte założenie. Założenie, bez akceptacji którego, koncert ten miał prawo nie mieć kopa, albo jak kto woli, przysłowiowych… jaj. Bo choć na scenie było aż dziesięcioro muzyków, całość mogła sprawiać wrażenie grania „na pół gwizdka”. Nie o to jednak chodziło. Przeważające akustyczne brzmienia i skromny klawiszowy zestaw Yamahy obsługiwany przez Filpa Walcerza miały dać szansę na pokazanie się kwartetowi smyczkowemu pod nazwą The Berlin Symphony Ensemble.

Koncert miał dwie odsłony. W pierwszej, trwającej około pięćdziesięciu minut, usłyszeliśmy jeszcze cztery numery Genesis: „Land Of Confusion”, „That's All”, „Not About Us” i „Carpet Crawlers”. Przez energiczny „Land Of Confusion” symfonikom trudno było momentami się przedrzeć ale już w spokojniejszych, następnych utworach, klasyczne dźwięki zgrabnie czarowały. Końcówka pierwszej części to kompozycje z różnych parafii. Był zatem „Another Cup Of Coffee” Mike & The Mechanics, „Another Day In Paradise” Phila Collinsa, piękny wilsonowy “Lemon Yellow Sun” oraz “Solsbury Hill” Petera Gabriela. Ten ostatni był świetnym zwieńczeniem tej części koncertu. Przykuta do siedzisk, lekko ospała publiczność, podniosła się z krzeseł i na stojąco wyklaskała cały utwór!

Drugą odsłonę, która nastąpiła po 20 – minutowej przerwie, rozpoczęły cztery kompozycje zagrane bez towarzystwa klasycznego kwartetu: tytułowy utwór z ostatniej solowej płyty Wilsona, „Propaganda Man”, gabrielowski, przejmujący jak zawsze, „Biko”, z kapitalnymi harmoniami wokalnymi oraz genesisowe „Ripples” (ten już tak pięknie wokalnie nie wyszedł) i „Lover’s Leap”. Kolejny „Shipwrecked” wypadł niezwykle ascetycznie i nastrojowo – Wilsonowi towarzyszył w nim tylko wiolonczelista, Tobias Unterberg. Zaraz potem na scenę powróciły trzy urocze panie i przebojowy „Follow You, Follow Me” rozpoczął finałową część występu. W niej wybrzmiały między innymi takie hity, jak skoczny „Jesus He Knows Me”, „Turn It On Again” czy „I Cant’t Dance” zagrany na pierwszy bis i wyśpiewany przez bawiącą się już pod sceną publiczność! Był też wtedy mój ulubiony „Change”, najśliczniej zaaranżowany tego wieczoru. Całości dopełniły „Constantly Reminded”, z dodającą mu jeszcze większego smutku partią smyczków i wreszcie mocno rockowy „Inside”.

Wilson był jak zwykle w świetnej, wokalnej formie, niewiele też można zarzucić towarzyszącym mu jego kompanom ze Stiltskin (Ali Ferguson, Lawrie MacMillan, Ashley MacMillan) oraz pianiście Filipowi Walcerzowi i grającemu na gitarze bratu – Steve’owi Wilsonowi. No może tylko to, że nie byli zbyt spontaniczni i… rockowi. No ale w dużej mierze stateczna i siedząca przez większość koncertu publiczność miała prawo nieco deprymować. Sam Ray Wilson nie był tego wieczoru, jak to ma w zwyczaju, zbyt wylewny i rozmowny (choć pojawiło się parę zabawnych komentarzy a i ciepłe pozdrowienia dla legendy polskiego radia – Piotra Kaczkowskiego, nagrodzone dużymi brawami).

W sumie sympatyczny był to wieczór, w absolutnie profesjonalnej oprawie, choć zdaję sobie sprawę, że dla niektórych mógł to być taki… „Genesis dla ubogich”.

I jeszcze coś dla archiwistów… Setlista: No Son Of Mine / Land Of Confusion / That's All / Not About Us / Carpet Crawlers / Another Cup Of Coffee / Another Day In Paradise / Lemon Yellow Sun / Solsbury Hill / Propaganda Man / Biko / Ripples / Lover's Leap / Shipwrecked / Follow You, Follow Me / Change / The Lamb Lies Down On Broadway / Jesus He Knows Me / Turn It On Again / I Can't Dance / Constantly Reminded / Inside

PS. Po koncercie Ray dzielnie podpisywał płyty fanom ustawionym karnie w baaardzo długiej kolejce, sami zaś fanklubowicze zgotowali Lawrie’mu MacMillan’owi miłą niespodziankę, częstując go… urodzinowym tortem.

 

Zdjęcia:

ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.