ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 08.06 - Żórawina
- 29.06 - Toruń
- 30.06 - Toruń
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 14.07 - Bolków
- 12.07 - Żerków
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
- 17.07 - Warszawa
- 21.07 - Warszawa
- 26.07 - Łódź
- 27.07 - Łódź
- 28.07 - Łódź
- 27.07 - Ostrów Wielkopolski
- 28.07 - Ostrów Wielkopolski
 

koncerty

12.12.2007

1st Polish Prog Rock Metal Festival, NeWBReed, Division By Zero, Indukti, Wrocław, Ośrodek Działań Artystycznych Firlej, 01.12.2007, godz. 20.00

Przybywamy z Matplanety, wprost z odległej galaktyki, czyli z gwiazd matematyki. Stożki, Romby i Trójkąty, Cyfry, Liczby, Prostokąty, Koła, Sześciany, Kwadraty. Polish Prog Rock Metal Festival czyli matematyczna doskonałość.

Stało się bowiem tak, że czterdzieści godzin wcześniej, osiemdziesięcioletnia bardzo bliska mi osoba zakończyła swoją podróż w tym wymiarze. Nastąpił ciężki piątek, potem wcale nie łatwiejsza sobota. Ta inwazja z innego, matematycznego wymiaru pomogła się wyciszyć i stłumić emocje. Blisko cztery godziny postępującej wprost proporcjonalnie muzycznej doskonałości. Zacznijmy jednak od początku.

NEWBREED
Pochodzący z Bielska-Białej zespół NewBreed rozpoczął festiwal i swój występ od małego falstartu. Weszli na scenę, dopięli się do wzmacniaczy i zaatakowali potężnym metalowym kopem. Wokalista się wydarł… i nic. Zbiegiem okoliczności jego wrzask usłyszało tylko pięć osób stojących najbliżej sceny. Mikrofon nie został włączony. Oj lubię takie imprezy, lubię. Przynajmniej wiadomo, że jest to na żywo a nie jakieś preparowane wypociny. Istniejący od 1991 roku zespół, wywodzący się z death metalu, potrafi głośno i dobrze zagrać. To głośno to wprawdzie po części zasługa klubowego akustyka, ale dobrze leży już tylko po ich stronie. Dużo ciekawych zagrań na basie (co ciekawe basista jest tylko „z doskoku”), dwie mocne gitary (dające opętańcze solówki i przejścia) oraz perkusja jakiej się w ogóle nie spodziewałem. O ile brat Wołonciej gitarę prowadząca oddał koledze, sam zadowalając się głównie rytmiką, o tyle brat Wołonciej na perkusji zdecydował, ze nie będziemy nikogo oszczędzać(jak to powiedział minister? Dorżniemy wszystkie watahy). Zestaw perkusyjny bardzo, bardzo rozbudowany, a to za sprawą zorganizowania jednej perkusji, trochę się różniącej między poszczególnymi zespołami (jakiś talerz tu, jakiś hi-heat tam, a jeszcze tam werbel). I o ile bywamy pod wrażeniem gry Mittlofa, o tyle zdecydowanie zachęcam do obejrzenia dokonań brata Wołoncieja. Niesamowicie mi się spodobało i pod względem prędkości, siły uderzenia, jak i zastosowania więcej niż podstawowego zestawu garów. Przyznaję się bez bicia, że wokal podszedł mi tak średnio. O ile na płycie, w zasadzie nie mam się do czego przyczepić (Child Of Sun wyd.) o tyle na koncercie miałem mieszane odczucia. Chwilami mało go było słychać, chwilami ciężka było zrozumieć. Niemniej jednak ogólnie do stylistyki zespołu (moim zdaniem) pasuje. A i tak było o niebo lepiej niż pewnej nieistniejącej już wrocławskiej formacji. Technicznie, zero kompromisów. Dążenie do perfekcji, rozłożenie muzyki na liczby podstawowe, a następnie złożenie ich w zupełnie innym miejscu. Brzmiało to bardzo dobrze.

DIVISION BY ZERO
Wiedziałem, że może być już tylko lepiej. Jeden z najnowszych i najlepszych na naszym rynku „towarówa eksportowych” (mam nadzieję, że chłopaki się nie obrażą). Bardzo profesjonalne podejście do grania, ale przede wszystkim doskonały kontakt z publicznością. Cztery instrumenty i głos. Potężny, mocny, zdecydowany. Czasem śpiewający, ale częściej zdzierający gardło aż do granic możliwości. Głos należy do (co za zbieżność) do 5th. Sam wokalista w pewnych momentach przypomina znanego nam Mariusza Dudę, ale tylko zewnętrznie - podobnie jak Piotr Kosiński opisywał podobieństwo Martina Soukopa (XIII Stoleti) do Jamesa LaBrie (Dream Theater) przed festiwalem Castle Party w 1999 roku. Poza wokalista na scenie wystąpili jeszcze: Michael Evening - wyluzowany, ale nie osiadający na laurach basista, napędzający maszynę parową arytmicznymi zagraniami; Robo – mocno elektroniczna część zespołu, której fluidy uwidaczniały się nawet na jego świecącej koszulce; Lechu – schowany z tyłu i jakoś niestety przez cały koncert przytłumiony gitarzysta, oraz Rogol – kolejny interesujący perkusista tego wieczoru. Zagrali materiał przekrojowo, z naciskiem na album Tyranny of Therapy. Głośno było w Firleju, może ciut za głośno. Muszą też przypilnować, aby gitarzysta był lepiej nagłośniony. Jeśli tego dopilnują, Festiwal w Barloo będzie należał do nich. Tymczasem poziom matematyczności przeskoczył czasy licealne. Zabawy z rytmika i arytmiką, granie w sześcianie (dźwięki potrafiły odbijać niczym w kostce), ale także po okręgu, gdy zataczały wokół nas coraz ciaśniejsze koła. Atmosfera gęstniała, a słuchacze wpadali w coraz to odmienne stany świadomości. Division By Zero, korzystając z magicznej mocy cyfry „ZERO” przeniósł każdego z nas do innego wymiaru.

INDUKTI
Publiczność czekała na gwiazdę wieczoru. INDUKTI. Nazwa mówiąca wszystko. Matematyczna doskonałość. Atomowa eksplozja dźwięków, już od pierwszych sekund trwającego półtorej godziny spektaklu. Pięć walczących ze sobą żywiołów. Piątka doskonale zgranych ze sobą muzyków, gdzie prym wiódł… każdy z nich. Każdy? Tak, bo każdy grał swoje partie, w swoim własnym wymiarze, zaś cudownym sposobem wszystkie pięć żywiołów połączyło się w jeden monolit, korzystając z nieograniczonej mocy continuum. Z utworu na utwór potęga, chaos i mrok otaczały nas coraz ciaśniej. W pewnym momencie można już było tylko znaleźć swoje własne miejsce i pozwolić się porwać MUZYCE. Przypomniały mi się występy MONO czy Acid Mother Temple. Smutek, wściekłość, matematyczny rozpad, psychodelia. Wszystko zmieszane we wrzącym tyglu fuzyjnym. Czas i przestrzeń nie ma znaczenia. Liczy sie tylko mroczny, atakujący nas zewsząd chaos. Nie był to pierwszy ich występ we wrocławskim klubie, choć tym razem obyło się bez płócien i płynnych wizualizacji. Trudno oczekiwać słabego występu od muzyków tak profesjonalnie przygotowanych do swojego zawodu (absolwenci szkół muzycznych). Dużo zależało do akustyka, który spisał się nie najgorzej, choć moim zdaniem było troszkę za głośno. Nie przeszkadzało to jednak ani słuchaczom, ani muzykom, tylko…

Tak, smutni panowie dwaj w policyjnych uniformach pojawili się w trakcie ostatniego utworu wykonywanego przez Indukti. Zostali wezwani przez tajemniczego, anonimowego sąsiada, któremu nie spodobał się chaos wypełzający na wrocławskie ulice. Małe jest prawdopodobieństwo, że przeczyta on ową relację, ale może ktoś życzliwy mu doniesie: Cisza jaka nastała po interwencji policji, nie była spowodowana tym właśnie donosem, ale była wynikiem deKonstruKtywnych działań pięciu żywiołów, które dużo wcześniej zaplanowały zamknięcie tego chaosu w ciszy. Nie ma żadnego powodu do niezdrowej satysfakcji donosiciela.

SETLIST:
NEWBREED:
So Far Away From Here
Cloudy-Colored Window
Red
Green Hill Top
Horizon
Innocence
By the Sea

DIVISION BY ZERO:
Intro
Deadline Meeting
Incinerated Wishes
True Peak
Trying to understand
Arachion
Your Salvation
Self Control
Taxi

INDUKTI:
Freder
San Francisko
Novik
S.U.S.A.R.
Nr 11811
And Weak
Uluru
Nr 11812
Mantra
Rycerze

ZDJĘCIA Z FESTIWALU: NeWBReeD, Division by Zero, Indukti

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.