ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Gazpacho ─ When Earth Lets Go w serwisie ArtRock.pl

Gazpacho — When Earth Lets Go

 
wydawnictwo: Happy Thought Productions 2004
 
1. Intro
2. Snowman
3. Put it on the air
4. Souvenir
5. Steal yourself
6. 117
7. Beach House
8. Substitute for murder
9. Dinglers horses
10 . When Earth lets go
 
skład:
Jan H.Ohme – vocals & backing vocals / Thomas Andersen – keyboards & programming / Jon-Arne Vilbo – guitar / Roy Funner – bass / Robert R.Johansen – drums / Mikael Kromer – violins (When Earth Lets Go)
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,1

Łącznie 10, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
14.03.2005
(Recenzent)

Gazpacho — When Earth Lets Go

Dobry koncert ma swoje znaczenie promocyjne, często bardzo wymierne. Po udanym występie w Filharmonii Pomorskiej kartonik z płytami zespołu pustoszał w dość szybkim tempie. Też się do tego przyczyniłem , zakupując obie.

Pierwszy, debiutancki “Bravo” (z 2003 roku) raczej rozczarował mnie. Kilka całkiem dobrych utworów, ale reszta, jak na mój gust, zbyt popowa i zbyt himowata . Dość diametralnie różniło się to od tego, co mogłem usłyszeć w czasie koncertu. Nowsza “When Earth Lets Go” wylądowała na dnie torby, do odsłuchania w późniejszym terminie. Ten późniejszy termin wypadł kilka dni później, w busie z Wrocławia do Rzeszowa. Znając poprzednią , nie spodziewałem się jakichś większych wzruszeń. Tym razem było inaczej. Na szczęście znikły odniesienia do Him, nie było popadania w piosenkowy banał. Na albumie udało mi się znaleźć to, co zrobiło na mnie takie wrażenie na koncercie.

W gruncie rzeczy muzyka Gazpacho jak i na pierwszej, tak i na drugiej płycie nie ma nic (lub prawie nic) wspólnego z rockiem progresywnym. Nowocześnie brzmi, wyprodukowana i zaaranżowana jest bardzo starannie, ale korzeniami tkwi w amerykańskim rocku z Zachodniego Wybrzeża, sprzed trzydziestu kilku lat. Jak najbardziej uprawnione są porównania do Buckley’ów – obu, szczególnie młodszego, Dylanów, też obu, może jeszcze Counting Crows? Nie są to jakieś ewidentne zapożyczenia, a raczej klimat tej muzyki jest podobny. Jednak nie da się ukryć, że Ohme – oryginalny i dobry wokalista - momentami śpiewa podobnie do Jeffa Buckleya ( tytułowa ballada na koniec płyty).

A na początek słuchać szczęk korbki od starego patefonu i kilkanaście taktów jakiegoś starego marsza – to “Intro”. Przechodzi płynnie w balladę “Snowman” – zaczyna się delikatnie, rozwijając się w epicki utwór z bogatą aranżacją (orkiestra - pewnie podrabiana na komputerze). Wstęp do następnego utworu kojarzy mi się z “On The Run” z “Dark Side of the Moon” – te odgłosy otaczającego świata , ale potem robi się ostro i dynamicznie – tym razem zespół zaczyna penetrować tereny z okolic Placebo (tyle, że Placebo takiego poziomu nie osiąga). Słychać też i Porcupine Tree, ale krótko i mało. Pierwsze utwory z płyty brzmią bardzo nowocześnie, ale po drodze zespół chyba zmienił zdanie i brzmienie zaczyna się robić bardziej tradycyjne, a wpływy tradycji rockowej słychać wyraźniej. Dość krótka płyta, jak na obecne standardy - dziewięć utworów i króciutki wstęp. Dziewięć różnych utworów – szybkich, wolnych, bardziej dynamicznych, balladowych, zaaranżowanych z rozmachem, albo bardziej ascetycznie. Nie sprawia to na szczęście jakiegoś stylistycznego chaosu. Jakimś takim wiążącym elementem jest melancholijny, jesienny klimat tej płyty.

Jedno z ciekawszych wydawnictw ubiegłego roku. Dobrze , że ich Marillion wziął w trasę jako swój support.

PS. Słuchałem to wczoraj razem z Blackfield – pasuje.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
Mgławica Kalifornia - IC1499 by Naczelny
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.