Lubię ich. Po prostu. Panowie ze szwedzkiego Göteborga są dziś, pośród setek zalewających rynek progmetalowych kapel, grupą mającą własne „ja”. Inaczej mówiąc – zbudzony nagle o trzeciej nad ranem dźwiękami ich muzyki, nie pomyliłbym ich z nikim innym. A to dużo. Troszkę było strachu i zamieszania związanego z ich ostatnią płytą – wydaną w 2006 roku „Monday Morning Apocalypse”. Chłopcy postanowili poflirtować z „lżejszą”, bardziej przystępną materią i niektórzy fani ich „dark progressive metalu” zaczęli kręcić nosem. Faktycznie było nieco inaczej, niż na świetnych „In Search Of Truth”, „Recreation Day” i „The Inner Circle”. Tym bardziej, że w 2005 roku, tuż przed wydaniem „Monady…” uraczyli świat kapitalną koncertówką „A Night To Remember” wypuszczoną także w wersji DVD.
No i teraz pewnie chcecie wiedzieć jaka jest najnowsza propozycja zatytułowana „Torn”. Odpowiadam krótko: bardzo dobra! Tom S. Englund – lider formacji – już w zapowiedziach mówił, że będzie to płyta, która połączy elementy „In Search Of Truth” z „Recreation Day”. I nie mylił się, choć wszyscy ci, którzy myślą, że grupa wyzbyła się przez to melodyjnych refrenów i swoistej „metalowej” przebojowości, są w błędzie. Z tego zresztą faktu wynika zręczność kapeli. Potrafi bowiem ona umiejętnie czerpać z całej swojej przeszłości i doskonale łączyć z pozoru nie przystające do siebie elementy. „Torn” jest płytą bardzo klimatyczną, mroczną i ciężką, ubraną jednak niekiedy w zgrabne, nośne refreny i intrygujące, zapamiętywalne gitarowe sola. Posłuchajcie chociażby inaugurującego całość „Broken Wings” czy później pojawiających się w zestawie „Fail” „Soaked” oraz „Fear”. Przy trzecim odsłuchu każdego z tych kawałków będziecie nucić je wspólnie z Englundem. A propos tego ostatniego. To bezwzględnie największa wartość dodana Evergrey. Takie emocjonalne zaangażowanie i nieprawdopodobną złowieszczość w głosie spotkać dziś można u nielicznych. Jest w tym być może trochę niepotrzebnej emfazy ale… Prawda jest taka, że gdyby nawet facet śpiewał o elementach składowych kanapki wkładanej codziennie rano do tornistra mojemu synowi, czułbym w tym podskórnie jakąś magię i tajemniczość. Tym bardziej, że faktycznie lekko nie jest (jak zawsze zresztą na krążkach Evergrey). Wystarczy spojrzeć na krótkie, acz wiele mówiące tytuły kompozycji.
Wróćmy jednak do muzyki. Ta opiera się bowiem na niemiłosiernie nisko koszących, gitarowych riffach, głęboko rzeźbiących i świdrujących w naszych głowach. „In Confidence” i „Nothing Is Erased” mogą być tego przykładem. Henrik Danhage wraz z grającym również na gitarze Tomem S. Englundem wykonują na „Torn” doprawdy wirtuozerską, techniczną robotę. Partie wioseł imponują, czyniąc z krążka album mocno gitarowy. Myli się jednak ten, kto uzna, iż Rikard Zander, ze swoimi klawiszami, został zepchnięty na drugi plan. Jego specyficzny, ascetyczny sposób grania, polegający na odejściu od rozległych dźwiękowych plam i postawieniu na skromne melodyczne figury, brzmiące gdzieś w tle, uzupełnia klimat całości (polecam wsłuchanie się w dźwięki włożone pod refren „Fear” – fajnie jest zagrać niewiele i przykuć uwagę!).
Malkontenci oczywiście mogą trochę pomarudzić, że wszystkie kawałki są zbudowane według tego samego schematu (zwrotka, refren… karkołomne solo w drugiej części). Wpływa to jednak na spójność i jednorodność materiału. Nie ma tu być może tak miażdżącej i przejmującej kompozycji jak moja ukochana „When The Walls Go Down” z „The Inner Circle” czy zaskakujących smaczków, jak to miało miejsce w „Madness Caught Another Victim” z „Recreation Day”, gdzie grupa użyła gitary akustycznej zalatującej z lekka flamenco. Na „Torn” pewną odskocznią może być „These Scars”, w którym słyszymy mocną, kobiecą partię wokalną w wykonaniu Cariny Kjellberg-Englund.
Ok. Czas na ostatnią wskazówkę. Jeżeli polubiliście Evergrey z „In Search Of Truth” i „Recreation Day”, gnajcie do sklepów. Nie zawiedziecie się. Szwedzi wysmażyli kawał solidnego mięcha, przy którego głośnym rozgryzaniu nieźle powkurzacie sąsiadów. Można jednakowoż przy tym materiale nieźle pomachać piórami podczas nadchodzącego koncertu grupy w Polsce. Ja już zapuszczam włosy, bo… sąsiadów irytuję od paru dni.