ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Kansas ─ Kansas w serwisie ArtRock.pl

Kansas — Kansas

 
wydawnictwo: Kirshner 1974
 
1. Can I Tell You/ 2. Bringing It Back/ 3. Lonely Wind/ 4. Belexes/ 5. Journey from Mariabronn/ 6. The Pilgrimage/ 7. Apercu/ 8. Death of Mother Nature Suite
 
Całkowity czas: 44:44
skład:
Phil Ehart – drums; Dave Hope – bass; Kerry Livgren – lead and rhythm guitar, piano, organ, Moog synthesizer, vocals; Robbie Steinhardt – violin, lead vocals harmony; Steve Walsh – lead vocals and harmony, organ, piano, congas; Rich Williams – guitar
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,2
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,3
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,8
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,16
Arcydzieło.
,28

Łącznie 61, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
30.08.2006
(Recenzent)

Kansas — Kansas

Kansas to najważniejszy, najsławniejszy i najpopularniejszy amerykański zespół progresywny. Jego droga na szczyt była długa i wyboista, czas świetności krótki, a czas największej sławy jeszcze krótszy. Ale w latach 1974-1979 nagrał sześć płyt studyjnych, z czego tylko jedną dobrą („Monolith” z 1979), bo reszta była znakomita. Do tego jeden rewelacyjny album koncertowy (kiedy wreszcie remaster z pełna wersją podwójnego winyla na CD?).

To była naprawdę kręta i wyboista droga nawet do tego, żeby wreszcie ustabilizował się jakiś konkretny, stały skład zespołu. Kerry Livgren, spiritus movens całego przedsięwzięcia, przynajmniej raz został sam z nazwą, gitarą i mocnym postanowieniem, że tym razem to już na pewno się uda. (Nota bene – jeden z wcześniejszych składów - chyba Kansas nr 2 – obecnie dość aktywnie działa pod nazwą Proto-Kaw, z Livgrenem na gitarze. A jakże.) Powstał kolejny skład, jak się potem okazało najsłynniejszy i najlepszy - z rewelacyjnym wokalistą i klawiszowcem Stevem Walshem (ojciec chrzestny wszystkich Serków świata – a i tak dalej śpiewa lepiej od nich) i równie żywiołowym, co okazałym gabarytowo skrzypkiem Robbiem Steinhardtem (też śpiewającym). No i zespół w tym składzie wreszcie dochrapał się swojej pierwszej płyty, zatytułowanej po prostu "Kansas".

Niezbyt długo, ale za to bardzo intensywnie zastanawiałem się (trasa wrocławskiego autobusu linii 107 z Muchoboru na Dworzec Świebodzki ), którą płytę by tu wybrać na początek – w grę wchodziło pięć pierwszych płyt studyjnych. Dość szybko odpadło „Masque” za zbyt popowy pierwszy utwór (kryteria były strasznie ostre). Zostały cztery – czy któraś z najsłynniejszych - „Leftoverture” lub „Point of Know Return”? A może jedna z dwóch pierwszych, równie wybornych „Kansas” i „Song for America”. Ciężka sprawa, nie zostało nic innego, jak odwołać się do statystyki – której płyty słucham najczęściej. W tym momencie wszystko było jasne – debiut. Kryterium doboru bardzo subiektywne, ale jest przynajmniej pięć powodów, żeby była to jednak ta płyta – „Can I Tell You”, „Lonely Wind”, „Belexes”, „Journey from Mariabronn” i „Death of Mother Nature Suite”. Oprócz tego pierwszego, reszta to ewidentne klasyki zespołu, obecne w żelaznym repertuarze koncertowym, wywołujące u publiczności wrzaski radości już przy pierwszych taktach – sprawa bezdyskusyjna. „Can I Tell You” to numer , który płytę otwiera i trudno sobie wyobrazić lepszego openera – tam są cztery solówki! Popisują się obaj gitarzyści, Walsh na klawiszach i obowiązkowo Steinhardt na skrzypcach. I to wszystko zmieścili w niecałych pięciu minutach.

Ewenementem jest „Bringing It Back” JJ Cale’a – pierwszy i chyba ostatni raz zdarzyło się, żeby zespół na swoich płytach umieścił cudzą „sztukę”. Ale ten utwór i jeszcze "The Pilgrimage" dobrze ukazują źródła twórczości Kansas. Wcale nie wzorowali się na europejskich koryfeuszach rocka progresywnego. Ich inspiracje były zupełnie nieprogrockowe (ten JJ Cale o czymś świadczy). W „The Pilgrimage” można usłyszeć Chicago, Steely Dan, słychać też wpływy southern-rocka w rodzaju Lynyrd Skynyrd, albo nawet The Allman Brothers Band. Te rodzime inspiracje, wraz z ciągotami do muzyki klasycznej, pozwoliły stworzyć własny, oryginalny i niepowtarzalny styl, powielany od wielu lat przez tabuny naśladowców ze Spock’s Beard i Dream Theater na czele.

Już na tej płycie Kansas przedstawia się jako zespół w pełni ukształtowany artystycznie i stylistycznie - dokładnie wiedzą co, jak i dlaczego chcą tak grać. Entuzjazm debiutantów połączony z dojrzałością muzyczną dał efekt, można powiedzieć, że momentami rewelacyjny. W porównaniu z następnymi płytami, szczególnie tymi najbardziej popularnymi, debiut brzmi trochę surowo i szorstko. I bardzo dobrze, bo dzięki temu ma to konkretnego, rockowego kopa i dynamikę. Ówczesna tendencja do studyjnego wydelikacania brzmienia nie była najlepszym pomysłem ( np. Blue Oyster Cult – wystarczy porównać nagrania studyjne i koncertowe). Kolejne płyty nagrywane były już w lepszych warunkach i na lepszym sprzęcie, ale wydaje się, że już takiej mocy nie mają.

Dla zainteresowanych i fanów Dream Theater i Spock’s Beard (dla tych to jazda obowiązkowa, bo wypadałoby wiedzieć od kogo idole zrzynają) pięć pierwszych albumów studyjnych i koncertowe „Two for The Show” są rewelacyjne, „Monolith” z 1979 roku jest już dziełkiem nieco nierównym, ale na nim jest mój ulubiony utwór Kansas „To The Other Side” i ostatni wielki klasyk zespołu – „Angel Has Fallen” . Potem już poziom twórczości poleciał na pysk. W międzyczasie odeszli Steinhardt i Walsh. W drugiej połowie lat 80-tych , na płycie „Power” zespół otarł się nieco o swój poziom z lat 70-tych. Ale o kolejnym w pełni udanym albumie można mówić dopiero w przypadku „Freaks of Nature” z 1995 roku. Ze Steinhardtem (ale tylko gościnnie) i z Walshem udało się wreszcie przywrócić ducha starego, dobrego Kansas. Inna sprawa, że na tej płycie głównym rozgrywającym był skrzypek David Ragsdale (wtedy na etacie w zespole, obecnie zresztą też) i to w gruncie rzeczy on trzyma całą płytę. Dzięki jego brawurowym partiom skrzypiec, utwory mają energię i dynamikę jakiej dawno na płytach Kansas nie uświadczyliśmy. Ostatnia studyjna płyta Kansas to „Somewhere to Elsewhere” (bardzo udana) z 2000 roku, już bez Ragsdale’a, ale z powrotem ze Steinhardtem.

Od tego czasu raczej cisza – jeśli nie liczyć tras koncertowych, m.in. ze Styx i koncertowego DVD/CD „Device Voice Drum” (bardzo dobre). Walsh w ubiegłym roku nagrał zupełnie przyzwoitą płytę solową pt. „Shadowman”. Livgren w międzyczasie reaktywował Kansas Mk II (?) jako Proto-Kaw. Ich nowa płyta już jest na rynku, a na jej reklamach Livgren przedstawiany jest jako ex-Kansas.
Debiut jest też obecnie dostępny w wersji zremasterowanej, z dodatkowym utworem „Bringing it Back” w wersji koncertowej. Tyle, że dostępny na razie chyba poza Czwartym Kaczolandem (tekst pisany w czasie rządów koalicji PiS-Samoobrona-LPR). Remaster jest o tyle dobrze zrobiony, że nie próbowano na siłę wypolerować brzmienia, poprawiono tylko selektywność i dodano dynamiki – dokonano tego bez straty dla pierwotnego klimatu dzieła.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.