ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Barclay James Harvest ─ River of Dreams  w serwisie ArtRock.pl

Barclay James Harvest — River of Dreams

 
wydawnictwo: Polydor 1997
 
1. Back In The Game (6:50)
2. River Of Dreams (5:26)
3. Yesterday's Heroes (7:54)
4. Children Of Dissapeared (5:03)
5. Pools Of Tears (4:57)
6. Do You Believe In Dreams (5:10)
7. Took Me (So Long) (6:10)
8. Mr. E. (6:19)
9. Three Weeks To Despair (6:03)
10. Time Of Our Lives (6:46)
 
Całkowity czas: 61:12
skład:
John Lees – lead vocals, electric guitar, acustic guitar
Les Holroyd – lead vocals, acoustic guitar, bass
Mel Pritchard – drums, percussion
Kevin Mc Lea – keyboards
Colin Browne – keyboards
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 6, ocena: Dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 6 Niezła płyta, można posłuchać.
24.04.2017
(Gość)

Barclay James Harvest — River of Dreams

Lata 90-te to był trudny okres dla Barclay James Harvest. Mimo świetnego startu w postaci bardzo dobrze przyjętego "Welcome To The Show" (1990) i udanej trasy koncertowej w 1992 roku, zespół stopniowo tracił popularność. Poważne symptomy pojawiły się jeszcze w latach 80-tych, kiedy malała sprzedaż płyt brytyjskiego tria. Sprawy przybrały gorszy obrót za sprawą słabo sprzedanego "Caught in the light" (1993). Album okazał się tak wielką komercyjną porażką, że zespół odwołał połowę zaplanowanych koncertów i zerwał kontrakt z wytwórnią Polydor UK. Sprawy przybrały jeszcze gorszy obrót w kolejnym roku, kiedy to były aranżer, Roger Godfrey, oskarżył sądownie zespół o przypisywanie sobie praw autorskich do utworów z początku lat 70-tych (w tym m.in. "Mocking Bird"). Szczęśliwie sąd oddalił wszystkie zarzuty. Dlugotrwały proces zakończył się sukcesem, wobec czego muzycy mogli przystąpić do pracy nad kolejnym, już siedemnastym studyjnym albumem.

Od tamtego momentu fani w napięciu oczekiwali na krążek. A powodów do nerwów było, bowiem tak mniej więcej od albumu "Face To Face" (1987) pogłębiała się twórcza dysharmonia między utworami gitarzysty Johna Leesa i basisty Lesa Holroyda. Utwory tego pierwszego coraz częściej ciążyły w kierunku art rocka i prog rocka, zaś drugiego – w stronę pop rocka i AOR-u. W tym świetle oczywistym wydaje się stawiać pytanie, czy w zespole narodzi się ponownie duch jedności, którym trio zawojowało w poprzedniich dwóch dekadach kilka krajów Europy, w tym szczególnie Niemcy.

Wielkie nadzieje na udany comeback wzbudziły zagrane na festiwalu Visp Pop & Rock Festival w 1995 rokuutwory premierowe: "River Of Dreams" Leesa oraz "Yesterday Heroes" Holroyda. Ten pierwszy to łatwo przyswajalna refleksja nad sławą i jej ulotnością, a drugi, muzycznie cięższy dzięki zastosowaniu agresywnego riffu, wyraża wiarę w wielki powrót zespołu.

W końcu album ukazał się w maju 1997 roku i ... powtórzył los swojego poprzednika. Mimo wzorcowo opracowanych gitar akustycznych (np. w "Back in the Game"), wielkiej sily wyrazu (proszę posłuchać chociażby "Children Of Dissapeared"), przebojowych, łatwo wpadających melodii oraz świetnej produkcji wieloletniego współpracownika BJH, Martina Lawrenca, kryzys w zespole osiagnął swoje apogeum. Podobno po bardzo krótkiej trasie koncertowej we wrześniu 1997 roku muzycy ostro pokłócili się. Pół roku później, w marcu 1998 roku, menagement brytyjskiego tria oglosił, że panowie Holroyd i Lees będą kontynuować karierę solową pod własnymi szyldami. I tak Lees zalożył Barclay James Harvest Through Eyes Of John Lees, a Les Holroyd - Barclay James Harvest featuring Les Holroyd. Muzycy do dnia dzisiejszego ani razu nie spotkali się w studiu.

Wracając do "River Of Dreams", jest to album nierówny. Z jednej strony mamy przebojowe wejście w postaci wspomnianych „River Of Dreams“ i „Yesterday’s Heroes“ a także otwierającego płytę „Back In The Game“, których silną stroną są wielka siła wyrazu (szczególnie zapadające w pamięć intro oraz główny temat utworu, który brzmieniem przypomina lata 70-te), a także łatwo przyswajalne melodie. Problem w tym, że dalej już nie jest tak dobrze. Wprawdzie „Children Of Dissapeared“ broni się ciekawą konstrukcją i zastosowanymi środkami artystycznymi (m.in. wspaniały most wprowadzony mniej więcej w środku utworu oraz przepiękna solówka Leesa, która podkreśla podniosły charakter utworu), to jego następca „Pools Of  Tears“ zakrawa raczej na knajpiane zawodzenie niż umiejętne wyrażenie liryki. Wprawdzie do „Do You Believe In Dreams“ nic nie mam, ale jakoś ten utwór płynie bez wyrazu, melodia jednym uchem wpada, drugim wypada. To samo dotyczy „So long“, które tutaj przypomina mi nieco „I Will Remember“ grupy Toto (szczególnie sekcja rytmiczna). Piękna ballada, ale raczej za długa. Końcowa solówka niemiłosiernie się przeciąga, wprowadzając raczej stan irytacji u słuchacza niż zachwyt. „Mr E“ jest już o wiele ciekawszy dzięki rozbudowanej konstrukcji, tajemniczemu tekstowi oraz genialnym syntezatorom w tle. Później zespół wraca na mielizny smutku i przygnębienia serwując słuchaczowi nostalgiczny „Three Weeks To Despair“ traktujący o problemie bezdomności, do którego wmontowano poruszające słowa człowieka bez dachu nad głową, którego gitarzysta John Lees spotkał podczas pobytu w Stockport. Nastrój zadumy przerywa finalizujący krążek pogodny hymn „The Time Of Our Lives“. Moim zdaniem jest to jeden z najmocniejszych punktów na płycie. Ciężko tutaj opędzić się od wrażenia, że zastosowane środki wyrazu zostały zaczerpnięte z ich najlepszych lat (szczególnie z czasów „Time Honoured Ghousts“).

Mocną stroną „River Of Dreams“ jest jego różnorodność, zarówno pod względem zastosowanych gatunków muzycznych, którymi zespół bawi się, łącząc przy tym z własnym, niepowtarzalnym stylem. W efekcie otrzymujemy różnorodną mieszankę: począwszy od prog rocka („Children Of Dissapeared“, „MR. E.“, „Three Weeks To Despair“, czy „Time Of Our Lives“), pop rocka („Pools Of Tears“, „Do You Believe In Dreams“), retro rocka („Back In The Game“), country rocka („River Of Dreams“), czy nawet hard rocka („Yesterday’s Heroes“). Warstwa liryczna również obejmuje szerokie spektrum tematyki: począwszy od wiary w wielki powrót zespołu („Back In The Game“, „Yesterday’s Heroes“), niestałość popularności i sławy („River Of Dreams“), bezdomność („Three Weeks To Despair“), bezpieczeństwo dzieci („Children Of Dissapeared“) oraz miłość („Took Me So Long“).

Dużą zaletą albumu jest ciekawa okładka, którą zaprojektował Dirk Rudolph, znany ze współpracy m.in. z Bryanem Adamsem. Jej treść wspaniale oddaje zawartość muzyczną i liryczną całego krążka.

Jeśli miałbym podsumować album, musiałbym przyznać, że mam z tym nie lada kłopot. Z jednej strony, będąc wielkim fanem zespołu, łykam wszystko co wyjdzie spod pióra panów Holroyda, Leesa oraz Wolstenholma. Z drugiej jednak strony, spoglądając nieco chłodnym okiem można dopatrzyć się pewnych niedociągnięć, jak choćby mało ciekawe (czasami wręcz nużące) solówki gitarowe, czy też gdzieniegdzie niedopracowane harmonie wokalne. Tym niemniej album wspaniale łączy przeszłość z teraźniejszością. Zespół fantastycznie połączył własny styl, pełen zadumy, refleksji, melancholii, podniosłego nastroju, z tym co w muzyce najlepszego: wielką siłą wyrazu, ciekawymi, czasami wręcz poruszającymi tekstami, wzorcowymi aranżacjami gitar akustycznych, zróżnicowanymi rytmami. Dawno nie słychać było tak wielkiej jedności w zespole. Zatem, jeśli przyjrzeć się z bliska utworom, można wyróżnić bardzo silne pozycje (szczególnie pierwsze 4 utwory na krążku i zamykający album „Time Of Our Lives“), kilka średniaków („Do You Believe In Dreams“, „Three Weeks To Despair“, „Mr. E“) oraz słabizny („Pools Of Blue“ „Took Me So Long“). Zatem mamy 5 mocnych kawałków, 3 średnie i 2 niedopracowane. Właściwie można powiedzieć, że gdyby zespół dopieścił solówki i harmonie wokalne w niektórych miejscach, podkręcił nieco dynamikę słabszych utworów, album z pewnością otrzymałby silniejszą notę, ale w takiej sytuacji daję mu 6/10.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from Riiva with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.