ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 05.04 - Katowice
- 06.04 - Łódź
- 06.04 - Gdynia
- 11.04 - KRAKÓW
- 12.04 - ŁÓDŹ
- 26.04 - GDAŃSK
- 12.04 - Kraków
- 13.04 - Ostrowiec Świętokrzyski
- 19.04 - Gdańsk
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 12.04 - Olsztyn
- 13.04 - Bydgoszcz
- 12.04 - Kraków
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 13.04 - Warszawa
- 14.04 - Białystok
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 14.04 - Warszawa
- 16.04 - Gdańsk
- 17.04 - Kraków
- 14.04 - Radzionków
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 18.04 - Rzeszów
- 20.04 - Lipno
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
 

koncerty

15.11.2010

LAURIE ANDERSON, Transitory Life Show, Chorzów, Teatr Rozrywki, 09.11.2010

Słowem i dźwiękiem artystka dzieliła się z publicznością z głębi mrocznej sceny. Na pozór zdystansowana wobec niej, ponieważ zazwyczaj stała za laptopem i keyboardem ustawionymi pośród świec migoczących nieprzerwanie w trakcie trwania show.

Ani śnieg ani deszcz ani mrok nie mogły odwieść mnie od powziętego zamiaru zobaczenia na żywo jednej z najoryginalniejszych artystek świata muzyki – amerykańskiej performerki, piosenkarki i autorki tekstów Laurie Anderson*. Chorzowski Teatr Rozrywki, w którym miało miejsce całe wydarzenie, wypełnił się po brzegi wielbicielami jej twórczości i dosłownie pękał w szwach. Niektórym miejscom przypisano dwa bilety, co na szczęście zostało przez organizatora błyskawicznie naprawione. Ten niezwykły spektakl, do którego by nie doszło bez wspaniałomyślności jej animatora Ars Cameralis, był częścią dłuższej europejskiej trasy koncertowej artystki zatytułowanej Transitory Life Tour nawiązującej do jej niedawno wydanej znakomitej płyty Homeland. Podobnie jak na ostatnim albumie Laurie przedstawiła kilkanaście opowieści o życiu we współczesnej Ameryce, które ilustrowała muzyka elektroniczna jej pomysłu wzbogacona o dźwięki skrzypiec, tak bardzo charakterystycznych dla jej twórczości.

Słowem i dźwiękiem artystka dzieliła się z publicznością z głębi mrocznej sceny. Na pozór zdystansowana wobec niej, ponieważ zazwyczaj stała za laptopem i keyboardem ustawionymi pośród świec migoczących nieprzerwanie w trakcie trwania show. Środki wyrazu zastosowane przez autorkę tego jednorazowego widowiska, jej potoczysty język i niepowtarzalny sposób artykulacji oraz przyciągająca wzrok widzów niebezmyślna gestykulacja i mimika miały wręcz magiczne oddziaływanie i pewnie nie raz wywołały wyraz zachwytu na twarzach jej fanów.

Laurie Anderson bawiła się słowem jednocześnie grając na emocjach publiczności jak na strunach skrzypiec w zamykającej performance miniaturze „Flow” – każdą z osobna smyrając, wydobywając raz niski, a raz wysoki ton puszczając, przy tym, „oko” w kierunku audytorium. Taka naprawdę niesamowita puenta koncertu.

Zresztą cały wieczór dostarczał spektakularnych wrażeń, bowiem reakcje ludzi zebranych w teatrze były skrajnie różne – salwy śmiechu przeplatały się z chwilami refleksji i zawieszeniem głów na dłoni przez zaaferowanych słuchaczy. A historie opowiadane przez główną aktorkę występu, podzielone odpowiednią do całego nastroju, ciekawą muzyką otoczenia płynącą z jej laptopa i wzmocnioną niepokojącymi partiami skrzypiec, raz poruszały kwestie religijne w bardzo obrazowy sposób:

„Potem zaczęłam jeździć do Włoch i oglądałam dużo obrazów i rzeźb z Jezusem. Wydawały mi się obce. Jezus z tych obrazów nigdy nic nie mówił, nie gestykulował, nie nauczał. Prawie zawsze występował jako małe dziecko trzymane przez matkę, albo jako trup, również w jej objęciach. Tak czy inaczej, kompletnie nic nie mówił. W tym czasie sporo pracowałam we Włoszech i często występowałam w kościołach, które służyły za teatry kiedy nie odbywały się tam nabożeństwa. Ustawiałam cały mój sprzęt – keyboardy, wzmacniacze i głośniki - na wielkich, złotych ołtarzach, i to było naprawdę niepokojące, robić te przedstawienia i wiedzieć, że tuż za mną [przez cały czas] wisi dobrze oświetlony gipsowy odlew ukrzyżowania. Więc pewnego wieczora zrobiłam dość niesmaczny żart. I to był taki żart: Czemu to dobrze, że Jezus urodził się w czasach nowotestamentowych a nie starotestamentowych? A odpowiedź szła tak: bo w Starym Testamencie zabijano przez ukamienowanie, a w Nowym Testamencie przez ukrzyżowanie. Więc ludzie nie robiliby tak (wykonuje gest przeżegnania), tylko tak (wykonuje gesty, jakby broniła się przed kamieniami). Więc budowle nie miałyby planu krzyża, tylko byłyby porozrzucane we wszystkie strony, tworząc o wiele bardziej abstrakcyjne wzory”.**

innym razem sięgały początków pamięci w ptasiej alegorii „The Beginning of Memory” czy ukazywały smutny los Indian w rezerwatach Ameryki Północnej, albo też poddawały w wątpliwość „buddyjskie podejście, które [każe] iść z prądem”** w zderzeniu z napastliwą asertywnością reszty świata. Opowieści o opowiadaniu historii i niezawodności usług McDonald'sa też nie zabrakło.

Echa przeszłości niezupełnie uległy rewerberacji i tego zaczarowanego wieczoru zabrzmiały jeszcze dwie, dobrze znane kameralne ballady: „The Dream Before” – humorystyczna opowiastka o dalszych losach Jasia i Małgosi – i „Blue Lagoon”, kwestia z cytatem z Burzy Szekspira i Moby Dicka Melville'a puentująca interesującą historię o „tej-brzydkiej-z-klejnotami”** artystce. Na koniec, wysłuchaliśmy zastanawiającej historii o fenomenie Ameryki:

„Ach, Ameryka! Tak, to będzie Ameryka. Całkiem nowe miejsce, które czeka, żeby się wydarzyć. Rozwalone parkingi, gnijące wysypiska, speedball, niepewność i pomyłki, porzucony dobytek, styropian, komputerowe chipy. [...] I, ach, majestat drzew. Pociąg, którego nie da się zatrzymać. Różnokolorowe raje. Wolność mowy, wolność seksu z nieznajomymi. [...] Ach, Ameryka. Zobaczyliśmy ją. Zdobyliśmy i sprzedaliśmy. [...] Och, kolejny dzień, kolejny cent. Kolejny dzień w Ameryce. Kolejny dzień, kolejny dolar. Kolejny dzień w Ameryce”.**

Po czym Laurie Anderson powiedziała „dziękuję, dobranoc” i pokłoniła się widowni pogrążonej w myślach przy cichnących, syntetycznych dźwiękach ambientowego motywu „Transitory Life”. Teraz już wiem, co musiały czuć osoby, które zebrały się przeszło dwadzieścia pięć lat temu w sali The Park Theater w Union City w USA podczas kręcenia filmu Home of the Brave. Dzięki rzetelności organizatora spektaklu Ars Cameralis mogliśmy ponownie bez obaw zobaczyć artystkę i jej nadzwyczaj błyskotliwy Transitory Life [One-Woman] Show.

 

*– fragment tekstu pierwszego przeboju Laurie Anderson „O Superman” z płyty Big Science.
**– fragmenty monologów Laurie Anderson w przekładzie Julii Fiedorczuk, otrzymane dzięki uprzejmości organizatora – Ars Cameralis Katowice.
 

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.