ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 26.04 - GDAŃSK
- 27.04 - Złocieniec
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 08.06 - Żórawina
- 29.06 - Toruń
- 30.06 - Toruń
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 12.07 - Żerków
- 13.07 - Katowice
 

koncerty

21.02.2017

Fred Frith Trio, Warszawa, Studio Koncertowe Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego, 17.02.2017

Fred Frith Trio, Warszawa, Studio Koncertowe Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego, 17.02.2017

Stojąc pod wejściem do Studia Koncertowego Polskiego Radia czułem prawdziwą nawałnicę myśli. Ślamazarnie pociągając papierosowy dym i gapiąc się pusto w czarne niebo zastanawiałem się, cóż takiego czeka mnie po przekroczeniu progu tegoż miejsca? W końcu w środku czekał nie kto inny, jak sam Fred Frith – jedna z najbardziej znaczących postaci w historii muzyki awangardowej, współtwórca takich zespołów, jak Henry Cow, Art Bears, Massacre, Skeleton Crew... Na niewielu koncertach miałem okazję w życiu być, na awangardowych szczególnie, toteż pełen emocji i niecierpliwości (spowodowanych także kilkumiesięcznym wyczekiwaniem) czekałem tylko, by w końcu zająć miejsce i doświadczyć tego, co na ten wieczór było mi pisane.

Światła gasną, ostatni ludzie wyłączają telefony i z niecierpliwością wiercą się na siedzeniach. W końcu otwierają się drzwi, z których po kolei wychodzą gwiazdy wieczoru - Jason Hoopes, Jordan Glenn i Fred Frith, co zostaje przywitane gromkimi brawami. Panowie powoli pochwytują instrumenty, Fred nieśmiało rzuca w mikrofon drobnym „hi”, by po chwili zostać zasypanym kolejną salwą braw, przeplataną frazą „happy birthday!”, rzucaną z widowni (jak się okazało, faktycznie urodził się on siedemnastego lutego!). Gdy w końcu cała sala ucichła, Panowie zaczęli grać.

I – o dobry Boże – cóż to była za gra! Nigdy w życiu nie poczułem czegoś równie intensywnego – zostałem zmielony na wszelkie możliwe sposoby. Trio stawało się raz destrukcyjną ścianą dźwięku, raz rozmarzonym, luźnym kolażem, raz czystą niepewnością. Na koncert wybrałem się wyłącznie ze względu na Fritha, jednak zostałem bardzo mile zaskoczony także przez resztę zespołu. Jason Hoopes okazał się niezwykle energicznym basistą – grał i miotał się na scenie jak szaleniec, wyciskając z basu dosłownie wszystko, co tylko mógł. Jordan Glenn jest natomiast bardzo opanowanym, ale morderczo precyzyjnym perkusistą – obserwując go podczas gry miałem wrażenie, że każdy, najmniejszy nawet ruch każdego jego mięśnia był niezbędny, by muzyka brzmiała idealnie. Rzecz jasna wnosił on sporo elementów eksperymentalnych, chociażby kładąc na bębnach różne obiekty i atakując je pałkami. Frith również wydawał się grać bardziej spokojnie, niż bym się tego spodziewał, tworząc piękne, ambientowo-podobne tła, czasem traktując gitarę metalowymi częściami, smyczkiem etc. Sam dźwięk był arcybajecznie czysty i pełny, zwłaszcza bas i stopa perkusyjna, które trząsły flakami z niesamowitą mocą. Pod tym aspektem był to zdecydowanie najlepszy koncert, na jaki miałem okazję się wybrać. W gargantuicznym stopniu improwizowane utwory trwały mniej więcej od 15 do 20 minut, a pojawiło się ich cztery (plus około 10-minutowy bis). Owacje nie miały końca, tłum był wyraźnie rozentuzjazmowany. Koncert zakończył się półtorej godziny później, i chociaż byłem bardzo zawiedziony tym faktem, to jednak z sali wyszedłem niezwykle zadowolony.

Po koncercie Panowie usiedli przy małym, okrągłym stoliczku przed wejściem do sali, gdzie podpisywali płyty oraz bilety, osaczeni jednocześnie przez masy kamer i aparatów. W końcu i ja miałem okazję do owego stolika podejść, a gdy Frith zobaczył, że przyniosłem ze sobą winylowe wydanie „In Praise of Learning”, uśmiechnął się do mnie i z wyraźnym zadowoleniem palnął „oh, now we’re talking!”.

Myśląc teraz o tym mam wrażenie, że było to jedno z najlepiej zainwestowanych pięciu dych w moim życiu, naprawdę. Koncert był niesamowity, atmosfera i emocje – nie do opisania. Zrozumiałem także, jak skrajnie różnił się koncert od nagrań znalezionych w internecie – jakiekolwiek próby ich porównywania byłyby nie na miejscu. Z całego serca polecam wybieranie się na takie wydarzenia. Oczywiście dla większości osób będzie wydawać się to „paskudną zbieraniną losowych dźwięków”. Warto jednak jest docenić jej piękno, bo doświadczenia takie, jak to osobiście uważam za bezcenne i permanentnie zapisujące się w pamięci.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from Natalie C with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.