ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 05.04 - Katowice
- 06.04 - Łódź
- 06.04 - Gdynia
- 11.04 - KRAKÓW
- 12.04 - ŁÓDŹ
- 26.04 - GDAŃSK
- 12.04 - Kraków
- 13.04 - Ostrowiec Świętokrzyski
- 19.04 - Gdańsk
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 12.04 - Olsztyn
- 13.04 - Bydgoszcz
- 12.04 - Kraków
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 13.04 - Warszawa
- 14.04 - Białystok
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 14.04 - Warszawa
- 16.04 - Gdańsk
- 17.04 - Kraków
- 14.04 - Radzionków
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 18.04 - Rzeszów
- 20.04 - Lipno
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
 

wywiady

18.11.2014

"Cieszę się, że T.Love swego czasu stworzył kilka płyt, które chyba dla ludzi miały znaczenie i uderzały w dulszczyznę" - wywiad z Muńkiem Staszczykiem

Niewiele mamy na polskim rynku muzycznych tak uznanych zespołów jak T.Love. Rok 2013 upływa pod znakiem kultowego albumu Prymityw, który obchodzi swoje 20-o lecie. Z tej okazji zespół przygotował specjalną reedycję płyty z trzema, nowymi utworami i niezwykłym koncertem, zarejestrowanym w krakowskim studiu TVP 20 lat temu. Muzycy ruszyli także w jesienną trasę klubową, na której prezentują cały Prymityw oraz inne przeboje. Koncert finałowy będzie miał miejsce w warszawskiej Stodole 29.11.2014. O tym, czego możemy się na koncercie spodziewać, czym był tak naprawdę album Prymityw, a także o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości muzyki rozmawialiśmy z liderem T.Love – Muńkiem Staszczykiem.

Konrad Siwiński [Artrock.pl]: Cześć Muniek. Czas szybko leci… Od wydania płytyPrymityw minęło 20 lat. Jest to dla Ciebie album szczególny?

Muniek Staszczyk: Oczywiście. Dlatego zdecydowaliśmy się na reedycję. Przez T.Love przewinęło się wielu ludzi – jedni przychodzili, inni odchodzili, ale baza obecnego składu to właśnie ta ekipa, która nagrała Prymityw. W 94’ ten album nas scementował, a od tego czasu odszedł od nas tylko Perkoz (który zresztą jako gość specjalny pojawi się podczas warszawskiego koncertu). Nie był to może album, który najlepiej się sprzedał i nie zawiera wielu przebojów, ale i dla nas i dla naszych fanów jest, z tego co wiem, „kultowy”. Spójny, rock’n’rollowy, pokazujący kierunek, który zespół objął po rozstaniu z Jankiem Benedkiem. Przed nagraniem Prymitywu, to Janek był głównym kompozytorem muzyki. Takie kawałki jak King, Warszawa to są jego dzieła. Niestety, w latach 90’ byliśmy młodzi, nerwowi i pokłóciliśmy się. Janek burzliwie odszedł od zespołu, a ja nie wiedziałem co robić. Obecnie się oczywiście kumplujemy, ale wtedy było ostro… Ja zawsze miałem taki system pracy, że wiązałem się z jednym muzykiem, gitarzystą. On pisał sporą część muzyki, a ja tekstu. Przy Prymitywie musieliśmy zmienić sposób pracy – zaczęliśmy komponować zespołowo. Powstał album, który już kiedyś chodził mi po głowie – energiczny, surowy, punkowy.

KS: Jak wspominasz czas, gdy pracowaliście nad tym albumem?

Muniek: W trakcie prób przed nagraniem albumu pojechaliśmy po raz pierwszy do Stanów. Bardzo mocno się tam zżyliśmy, połaziliśmy po klubach i knajpach. Wtedy też na rynku pojawiły się ciekawe albumy garściami czerpiące z muzyki, która mnie wychowała. Kupiłem album Dooki zespołu Green Day, Smash The Offspring i Ill Communication Beastie Boys. Nie było to może nic nowego, ale powrócił punk rock, a my napakowani energią i inspiracjami bardzo szybko dokończyliśmy pracę nad albumem. Płyta, a właściwie kompozycje na nią powstały tutaj, w Warszawie, w sali kinowej Riviery. Jak mieliśmy gotowy materiał pojechaliśmy do studia Winka Chrusta. On nas znał, wiedział o co nam chodzi, miał świetny angielski stół produkcyjny. Oj, działo się wtedy. Całe dnie spędzaliśmy razem, miasto się zmieniało, bo komuna padła - powstawały nowe kluby, a my prowadziliśmy nocne życie. Dzisiaj też się kumplujemy, ale każdy ma swoje życie, rodziny, zespoły… Z takiej idei miejskiego albumu zrodził się właśnie Prymityw.

KS: Zastanawialiście się jak współcześni słuchacze odbiorą tę płytę?

Muniek: Najlepszym dowodem na to, że płyta się ciągle podoba są koncerty. Gramy na obecnej trasie pełny album, a ludziom się to nie nudzi. Oczywiście mieliśmy też świadomość, że reedycja to nie jest strzał, po którym gazety nagle zaczną o nas dużo pisać, ale też nie reedytuje się każdej płyty. Pomyślałem sobie w pewnym momencie, że nie ma chyba drugiego takiego albumu, który chciałbym w całości zagrać na koncercie. No nie gramy tylko utworu „Wakacje”, bo on był na CD, a wtedy rządziły kasety. Czy taka muzyka by w dzisiejszych czasach przeszła? Trudno powiedzieć. Singlem z Prymitywu był na przykład „To nie jest miłość”. Obecnie taki numer zagrałyby chyba tylko jakieś niszowe stacje rockowe, a wtedy grali to nawet najwięksi.

KS: Kto wpadł na pomysł reedycji?

Muniek: Ja sam. Jeszcze w 2013 usiadłem i pomyślałem: „Zaraz 2014 rok, trzeba jakoś Prymitywa uczcić”. Poszedłem do Piotra Kabaja z Warnera, z którym pracujemy już właśnie ze 20 lat, przedstawiłem mu pomysł, a on bez dłuższego namysłu stwierdził, że działamy. My nagraliśmy trzy nowe kawałki, bo dobrze wiemy, że jak się robi reedycję to musi być jakiś bonus, a Warner wykupił prawa do naszego koncertu, który został nagrany 20 lat temu w krakowskim studiu TVP.

KS: No właśnie. Skąd Wy wygrzebaliście ten występ?

Muniek: Ha, widzisz. Ja ten koncert doskonale pamiętam. Swego czasu dość często był grany w telewizji, a warto do niego wracać, bo prezentuje zespół w najlepszej formie. Mieliśmy za sobą wiele prób, świetnie nam się razem grało, a ze sceny było dużo energii.

KS: Jak wspomniałeś, na płycie są też trzy nowe utwory, a wśród nich Wasza wersja „Jałty” Jacka Kaczmarskiego. Dlaczego zdecydowaliście się akurat na ten utwór?

Muniek: Chciałem coś powiedzieć na temat sytuacji politycznej na świecie – Putin, Krym, hipokryzja. Obserwowałem to wszystko jednym okiem, a do tego mija 10 lat od śmierci Jacka Kaczmarskiego i bardzo chciałem coś jego nagrać. „Jałta” pasowała idealnie. Moje „Pole Garncarza” jest właściwie o tym samym, ale niestety ja to napisałem. Jacek stworzył świetny tekst o pewnych mechanizmach historyczno–politycznych, które do dzisiaj są aktualne i ich efekty wciąż czujemy. Nagraliśmy ten kawałek i dwa pozostałe, zmiksowaliśmy z Marcinem Borsem we Wrocławiu i doszliśmy do wniosku, że jest fajnie. Nie ma obciachu, że brzmią one zupełnie inaczej niż stare rzeczy z Prymitywu.

KS: A sądzisz, że utwory z Prymitywu pasują do dzisiejszej rzeczywistości? Czy sięgnęliście po nie czysto sentymentalnie?

Muniek: Zależy które. Są teksty ponadczasowe, takie jak „Brutalna Niedziela”, „Potrzebuję wczoraj”, „Bóg” lub „Nic do stracenia”. Jest też wiele zabawy słownej, takiej dadaistycznej. Trochę też wtedy popalaliśmy i było dużo głupoty, która nam się udzielała. Na szczęście harmonizowało to z energią płyty. Nie wszystkie teksty, które powstały 20 lat temu są obecnie czytelne i jasne, ale też album Prymityw powstał, żeby można było na koncertach poskakać i wypocić się. Obecne koncerty są bardzo długie – poza setem z albumu gramy drugą część z innymi numerami, które ludzie dobrze znają. To wszystko razem fajnie pasuje.

KS: Ostatnio miałem okazję być w nowopowstałym Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku. W jednym z materiałów mówisz, że muzyka, którą tworzyliście była w tamtych czasach odpowiedzią na to, co się działo. Była buntem, wyrazem sprzeciwu, chęcią pokazania emocji. Punkowym pazurem. Jaką rolę może odgrywać muzyka we współczesnym świecie?

Muniek: W dzisiejszych czasach ludzie nie potrzebują sprzeciwu. Bunt nie jest w cenie. Chyba, że taki spreparowany do skandalu, szokujący. Chociaż, co jest dzisiaj szokujące? Wszystko już było. Muzyka jest w życiu ludzi ważna, ale nie potrzebują sztuki, która zmieni ich życie. Pokolenia od czasów Elvisa do lat 90’ miały wokół siebie muzykę, która coś znaczyła, zmieniała ich punkt widzenia. Dzisiaj przede wszystkim chcemy być zdrowi, szczęśliwi, zadowoleni z życia, podróżujący. Nie w tym nic złego, ale po prostu rock stracił znacznie. Młodych ludzi wciąż będzie podniecała gitara, bęben, obecność na koncertach, ale całkowicie zmienił się odbiór tekstów. Nie traktują ich jak biblię, jak ja The Clash, Dylana, Brygadę Kryzys, Grechutę. Żyjemy teraz w czasach kultury jednej piosenki, wrzucanej gdzieś  do komunikatorów cyfrowych. Szczerze, to ja się nie przestawiłem. Cieszę się, że T.Love swego czasu stworzył kilka płyt, które chyba dla ludzi miały znaczenie i uderzały w dulszczyznę. Dzisiaj mamy jej nową wersję – ludzi zarobionych, bogatych. Macdonaldyzacja życia, o której pisał już właściwie Witkacy, dzieje się na naszych oczach. Ludzie ulegają mechanizacji życia. Mi to nie grozi, bo jestem z innej paczki, a muzyka, czy rock… To świata nie zmieni.

KS: Wspominałeś już o tym wcześniej, ale chciałbym chwilę porozmawiać o internetowym rynku muzycznym. Jak oceniasz nasz obecny, muzyczny świat z perspektywy artysty doświadczonego, znającego rynek?

Muniek: Wiesz co, T.Love nie jest zbyt „sieciowy”. My żyjemy głównie z tantiem, bo nagraliśmy w życiu trochę przebojów. Niedługo artyści będą pewnie żyli tylko z koncertów. My gramy i dla studentów i dla ludzi z korpo, dla małolatów, ale możemy też sobie pozwolić na występ podczas festynu grzyba. Sam nie wiem. Gdybyśmy nagrali nowy album i ktoś by go bezczelnie ściągnął to pewnie bym się wkurzył, jak swego czasu Kazik. Ale tak naprawdę temat Internetu jest nie do opanowania. Wiesz jak to jest z technologią - pewnie za chwilę będziemy sobie wkładać kuleczkę do ucha i słuchać muzyki. Ja tego kompletnie nie czuję i muzyki z kompa słuchać nie mogę. Muszę mieć dobry sprzęt i całe albumy, które są dla mnie jak sacrum. Wiem jednak, że nie dla wszystkich. Moje dzieciaki opowiadają mi czego słuchają – syn wychował się na rocku i hip hopie, a córka słucha gitarowego grania z Anglii (może po ojcu?). Kumpel – muzyk, który ma kilkunastoletnie dziecko powiedział mi ostatnio, że jak zapytał swojego, czego słucha to ten powiedział, że nie wie. „Coś tam sobie leci”. Pokolenia się zmieniają, a muzyka jest traktowana instrumentalnie.

KS: Kiedyś było lepiej?

Muniek: Zawsze są plusy i minusy. Młode zespoły mają teraz lepiej, bo mogą zaprezentować się na całym świecie od razu, a z drugiej strony nagranie płyty to żaden problem. Znam wiele zespołów, które chcą przed nami zagrać. Jadą 200 km za darmo, są szczęśliwe… My w latach 80’ mieliśmy całkiem inaczej. Radio grało dobrą muzykę, nie było komercjalizacji, badań słuchalności. A przede wszystkim bez problemu można było odróżnić utwór od reklamy. Dzisiaj jest to coraz trudniejsze.

KS: Wyobraź sobie w takim razie, że podchodzi do Ciebie człowiek z zespołu, który chce zacząć karierę i pyta: „Muniek, co robić, aby osiągnąć taki sukces jak Ty?”

Muniek: Przede wszystkim to w muzyce autorskiej nigdy nie było łatwo. Zawsze trzeba było płacić frycowe. Nie do końca ufam tym, którzy wygrywają te różne talent show, ale z drugiej strony, gdzie mają się pokazać? W latach 60’ zespołów było mniej, ale nawet Ci najwięksi, jak Rolling Stones, czy The Beatles musieli pograć przez jakiś czas w małych, zatęchłych dziurach. Jak my zaczynaliśmy karierę to był ogromny głód muzyki – ludzie przegrywali sobie nasze kawałki, a dzisiaj mają sobie je przegrywać z wypiekami twarzy na iPody? Wracając więc do Twojego pytania: Młody zespół przede wszystkim nie może nastawić się na szybki sukces. Trzeba być upartym, mieć jakąś pracę, która pozwala zarobić i być gotowym na zapłatę tego frycowego. Jeżeli w międzyczasie nagrywasz szczerą muzykę to pewnie się uda. Warto też myśleć w dłuższej perspektywie – bardzo dużo zespołów kończy karierę po nagraniu jednego albumu. Ale fakt, nie jest łatwo. Podczas ostatniego koncertu w Łodzi dostałem składankę od Radia Łódź – pełno młodych, świetnych zespołów, a znałem tylko L.Stadt. Szkoda.

KS: Świetnie się rozmawia, ale zbliżamy się do końca. Powiedz mi, jakie masz plany na przyszły rok. Podobno planujecie powrót Szwagierkolaski?

Muniek: To prawda. Pracujemy nad reedycją Luksusu. Obecnie jest taka moda na Warszawę – to miasto żyje, ludzie są dumni. Szwagier 20 lat temu przypomniał Grzesiuka i jestem ciekawy, czy dzisiaj też się przyjmie. A co poza tym? Pogramy za rok ze Szwagrem, a w jeszcze kolejnym nowa płyta T.Love!

KS: Dzięki za rozmowę.

Muniek: I ja dziękuję.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.