ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 19.04 - Gdańsk
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 20.04 - Lipno
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 20.04 - Sosnowiec
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 26.04 - GDAŃSK
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
- 17.07 - Warszawa
 

wywiady

14.10.2015

Mam to szczęście, że grałem ostatnimi czasy z artystami z górnej półki… - wywiad z Theo Travisem

Mam to szczęście, że grałem ostatnimi czasy z artystami z górnej półki… - wywiad z Theo Travisem
O swojej najnowszej płycie solowej, błyskotliwej karierze instrumentalisty i kompozytora, wspaniałej grze u boku cenionych w świecie rozrywki artystów oraz niezapomnianej przygodzie z jednym z najfantastyczniejszych gitarzystów wszech czasów opowiada należący do najbardziej rozpoznawalnych saksofonistów i flecistów muzycznej sceny progresywnego rocka i jazzu Theo Travis, znany innowiercom pod pseudonimem Theodophilus Acidopholus.

ArtRock.pl: David Gilmour powiedział o sobie i kolegach z grupy (Pink Floyd), że są najbardziej rozleniwionym zespołem rockowym w dziejach muzyki rozrywkowej, natomiast Ty, Theo, wydajesz się stać w opozycji do tej szczerej wypowiedzi. Z pewnością byłeś i jesteś jednym z najbardziej zajętych saksofonistów w muzycznym show biznesie ostatnich lat.

Theo Travis: Zaiste, w ciągu ostatnich kilku lat pochłaniała mnie praca z różnymi artystami nad rozmaitymi projektami muzycznymi i jestem z tego powodu szczęśliwy. Byłem głęboko zaangażowany i stykałem się przez cały ten czas z muzyką zgoła fantastyczną. Inicjowanie współpracy z artystami odbywało się na różne sposoby. Dla przykładu: zanim Steven Wilson zaprosił mnie do pracy nad swoją solową płytą w 2011 roku, znaliśmy się już od lat. Gdy nieco później, w roku 2011 zastąpiłem na stanowisku saksofonisty Soft Machine Eltona Deana, krótko po tym, jak ten trafił w ciężkim stanie do szpitala, zespół miał w dwudniowej perspektywie do zagrania koncert, podczas którego nie mogło przecież zabraknąć charakterystycznego dla tego wirtuoza saksello free-style’u. Poprosiłem również Roberta Frippa o możliwość współpracy. Double Talk jest z kolei moim własnym bandem, któremu sam lideruję. Miesiąc temu, ni stąd, ni zowąd, zostałem zaproszony do współpracy z Davidem Gilmourem. Z niekłamaną radością udzielam się na płytach grupy Andy’ego Tillisona, The Tangent, lecz tak naprawdę mój udział w nich ogranicza się do dwóch, trzech dni sesyjnych w roku. Jak widać, różne moje projekty różnie się ze sobą układały. Zawsze była to jednak kwestia dogrania terminów, żonglerki grafikami zaangażowanych w projekt muzyków i dopatrzenia, jak się rzeczy naprawdę mają. I tak właśnie przytrafiło mi się ostatnimi czasy, iż dużo rzeczy zagrało, co sprawiło, że byłem rzeczywiście ogromnie zajęty. Oczywiście mówię wyłącznie o muzycznych projektach, do których mam szczególną słabość i z którymi jestem sercem blisko związany, więc usiłuję powiązać wszystko tak, żeby współgrało ze sobą jak najlepiej. 

AR: Nie przypadkiem wymieniłem z imienia i nazwiska współautora jednej z trzech Twoich ulubionych kompozycji wszech czasów, tj. „Shine On You Crazy Diamond” z repertuaru Pink Floyd, gdyż chciałem zapytać, jak układa Ci się z nim współpraca?

TT: Bardzo dobrze. Oprócz tego, że jest on fantastycznym gitarzystą, wokalistą, kompozytorem, autorem tekstów itd., jest również - na swój naturalny i niewymuszony sposób - prawdziwym dżentelmenem i wspaniałym kompanem. Co do wspólnych prób z Gilmourem, to te przebiegały bardzo sprawnie. Jestem już po pierwszym występie na żywo w Brighton, który poszedł świetnie i bez zakłóceń. Cenię ogromnie muzykę Gilmoura, w której jest miejsce na kilka symbolicznych partii saksofonu. Odgrywanie finałowego sola w utworze „Shine On…” jest dla mnie w istocie rzeczy kwintesencją całego jego występu.

AR: Recenzent Prog Magazynu, Sid Smith, okrzyknął Cię saks-bombą [sax star w oryginale - przyp. red.]. Wcale nie sądzę, żeby się mylił. Jestem ciekaw, co Ty o tym myślisz?

TT: Ha! Myślę, że to nie mnie oceniać, jakimi słowy opiewają moje osiągnięcia redaktorzy muzyczni. Mam to szczęście, że grałem ostatnimi czasy z artystami z górnej półki, którzy podzielali moje poglądy muzyczne w praktyce, tzn. lubili po prostu to, co i jak grywam. To samo z całą pewnością mogę rzec o nich samych oraz ich zdobyczach na polu muzycznym. Dla mnie wszystko zamyka się w muzyce.

AR: Wspomniałeś na początku naszej rozmowy o Andym Tillisonie, mózgu supergrupy The Tangent. Czy atmosfera podczas nagrań do wydanego w lipcu albumu A Spark in the Aether z Twoim udziałem była na tyle gorąca, że lider starał się ją tonować, np. strofując Cię takimi słowami, jak „ostrożnie z tą siekierą, przepraszam, z tym saksem, Theo”? Czy była to po prostu zwykła, rutynowa sesja nagraniowa, jakich wiele?

TT: Wysoko sobie cenię pracę z Andym Tillisonem. Jest on bardzo utalentowanym i twórczym człowiekiem. Nie jestem wcale pewien, czy możemy mówić w moim przypadku o czymś takim, jak „rutynowa sesja nagraniowa”, zwłaszcza gdy chodzi o solówki i in. konstruktywne dodatki do nagrań, w których biorę akurat udział. Sesja od sesji różni się. Mieliśmy dużo zabawy rejestrując moje partie do A Spark… Istotnie, o wiele więcej materiału utrwaliliśmy na taśmie niż zachowało się w wyniku ostatecznego miksu. Gdy nagrywamy razem pod szyldem The Tangent, próbujemy zwykle różnych rzeczy, testujemy rozmaite podejścia, wykorzystujemy niejednolite instrumentarium oraz polegamy na wielości nastrojów. Nagrywanie utworu „After Eugene” - podczas którego padają słowa Careful with that Sax [„ostrożnie z tym saksem” - przyp. red.] i są one słyszalne, jeżeli tylko się wsłuchasz - sprawiło mi wielką frajdę, jako że wiązało się z wykorzystaniem wielu warstw zapętlonych brzmień fletu, jak również wrzaskliwego sola saksofonu tenorowego. Dokładnie odczytałem to, czego Andy ode mnie oczekiwał i poczułem to na wskroś, do głębi moich trzewi. Naprawdę cieszy mnie to, co z tej sesji m.in. za sprawą Andy’ego wyszło.

AR: Najnowsza płyta Twojego zespołu Theo Travis: Double Talk Transgression brzmi znakomicie, pomimo że jest wyraźnie cięższego autoramentu niż poprzedniczka - Double Talk (2007). Czy przypadkiem autorowi Transgresji nie spowszedniało zapętlanie dźwięków saksofonu i fletu oraz okraszanie ich elektronicznymi fatałaszkami, od których roiło się na Double Talk?

TT: Wcale nie zbrzydły mi pętle fletu i elektronika, lecz na tę specjalną okazję, jaką było nagrywanie Transgression, naszła mnie ochota na skomponowanie dzieła, w którym melodie i struktury zostały wymyślone zawczasu i głęboko przemyślane, aniżeli poczęte ad hoc w ogniu improwizacji. W gruncie rzeczy na przestrzeni ostatnich paru lat wymyśliłem dużo improwizowanych melodii, tekstur oraz ścieżek muzycznych i zapragnąłem nagrać album, który byłby świadectwem zespołowej pracy, gdzie poszczególne kawałki muzycznej układanki byłyby z ostrożna i bez pośpiechu posklejane w spójną całość. Wygląda na to, że kilkunastoletnia współpraca ze Stevenem Wilsonem i Andym Tillisonem (The Tangent) wywołała u mnie motywację do pisania muzyki zbliżoną do tej, jakiej nie brak obu wymienionym artystom, a którzy przecież słyną z tego, że są niezwykle płodni i świetnie im idzie praca nad autorskimi albumami macierzystych grup.

AR: Słuchając „Smokin’ at Klooks” - najbardziej chwytliwego numeru na Twojej nowej płycie - odkryłem w nim niezwykle pociągający bluesowy splin. Czy kryje się za nim jakaś intrygująca opowieść, którą chciałeś przekazać dźwiękiem?

TT: Dziękuję. Taka historia de facto została weń wpisana i wiąże się ona z klubem Klooks Kleeks zakotwiczonym w pubie o nazwie Railway, który rozbrzmiewał bluesem i jazzem, a w pobliżu którego niegdyś zresztą mieszkałem (West Hampstead, Północny Londyn). Klub działał w latach 60. Było to niewielkie pomieszczenie, gdzie zbierali się i grywali wynajęci muzycy, zarówno gitarzyści, jak i basiści, perkusiści itd. Pomimo niedużej przestrzeni, pub wielokrotnie wówczas gościł w swoich progach muzykantów, którzy stawiając w nim pierwsze kroki utorowali sobie drogę do błyskotliwej kariery. Wśród bywalców Klooks Kleeks znaleźli się: Keith Richards, Jimi Hendrix, Jimmy Page, Fleetwood Mac i in. Niektóre wczesne nagrania bluesowe Fleetwood Mac z Peterem Greenem w roli głównej darzę naprawdę gorącym uczuciem. To, jak grał na gitarze było efektowne i robiło na mnie duże wrażenie, przeszywając całe moje ciało z każdym wygrywanym przez niego dźwiękiem dreszczem rozkoszy. „Smokin’ at Klooks” jest więc swoistym ukłonem w stronę londyńskiej sceny bluesowej lat 60., jak również oryginalnej postaci samego Petera Greena. Biorąc też pod uwagę bluesowo-jazzowe brzmienie fletu, które tak bardzo lubię, otrzymujemy niejako pełny obraz tamtych czasów.

AR: Czy mógłbyś podać nieco więcej szczegółów na temat zbliżającej się wielkimi krokami Twojej trasy koncertowej promującej Transgression?

TT: Uhm. Nie mogę się doczekać jak wystartuję z zespołem Double Talk na tournée. Rozpocznie się ono, gdy tylko zakończę przygrywać Davidowi Gilmourowi na jego trasie. Ci sami muzycy, którzy nagrywali ze mną album, pojawią się również na owym tournée, tj. Mike Outram, Pete Whittaker oraz Nic France. Zagramy dwanaście koncertów w Wielkiej Brytanii, a w repertuarze m.in. znajdą się obszerne fragmenty nowej płyty, jej poprzedniczki Double Talk oraz nieco starsze nagrania mojego autorstwa. Theo Travis: Double Talk jest tak wspaniale zgranym zespołem, że czuję ogromną radość z faktu, że mogę grać pod jego szyldem. Z uwagi na to, że większość materiału na nowy album zostało zarejestrowane na żywo w studio, a my poczyniliśmy spore postępy od tego czasu - jesteśmy bardziej rozluźnieni i zżyci ze sobą - wszelkie próby improwizacji mogą nas powieść w zgoła odmiennym, nowym kierunku. Jeżeli więc dołożymy do tego jeszcze dodatkową dawkę energii i podniecenia płynącego z tytułu występów na żywo, zaczyna się nam kroić coś na miarę niezwykle intensywnego i ekscytującego widowiska muzycznego. Myślę więc, że my będziemy się dobrze bawić, a nasza publiczność zakosztuje nie lada słodyczy.

AR: Wiedząc jak bardzo jesteś obecnie zajęty, jestem niezmiernie wdzięczny, że zechciałeś podzielić się z naszymi Czytelnikami wieloma ciekawymi informacjami na swój temat. Życząc Ci jeszcze bardziej burzliwej kariery niż dotychczas, mam nadzieję, że odwiedzisz nasz kraj ponownie i zagrasz w nim po raz pierwszy ze swoją grupą muzyczną Double Talk?

TT: Serdecznie dziękuję. Chciałbym wraz z zespołem pewnego dnia odwiedzić Polskę. Tymczasem jestem pełen nadziei, że niebawem zagoszczę po raz kolejny w kraju nad Wisłą z tą czy inną grupą muzyków, czego również z utęsknieniem wyczekuję.

Rozmawiał: Tomasz Ostafiński

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.