ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Deadsoul Tribe ─ The January Tree w serwisie ArtRock.pl

Deadsoul Tribe — The January Tree

 
wydawnictwo: InsideOut Music 2004
 
1. Spiders and Flies [6:01]/ 2. Sirens [4:28]/ 3. The Love of Hate [3:440/ 4. Why? [6:42]/ 5. The Coldest Days of Winter [3:32]/ 6. Wings of Faith [4:38]/ 7. Toy Rockets [5:32]/ 8. Waiting for the answer [5:32]/ 9. Just Like a Timepiece [7:18]/ 10. Lady of Rain [3:35]
 
Całkowity czas: 51:00
skład:
Devon Graves – voc, electric and acoustic guitars, bass, flute, keyboards/ Adel Moustafa – drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,2
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,7
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,11
Arcydzieło.
,18

Łącznie 40, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
26.09.2004
(Gość)

Deadsoul Tribe — The January Tree

Podczas spaceru nad brzegiem Odry przyglądałam się drzewom. Tracą powoli liście, a spośród wieczornej mgły czasami wyłaniają się pojedyncze, pozbawione liści kikuty. Zima idzie.....

Zupełnie, jak na okładce najnowszego albumu Deadsoul Tribe...motyw samotnego drzewa w literaturze, czy w sztukach wizualnych jest już „oklepany”. Wystarczy zajrzeć do pierwszej z brzegu Iconologii Cesare Ripy z końca XVI wieku, czy też poczytać sobie chociażby Przybyszewskiego. Zatem nad analogiami i alegorycznością okładki nie będę się roztkliwiać za bardzo.

Idąc śladem mojego ulubionego Leszka Pułki z wrocławskiego dodatku pewnej codziennej gazety powiem tylko, że znakomita jest (ona czyli okładka) i wysmakowana – no i przypomina jedno ze sławnych przedstawień graficznych (mała zagadka dla czytaczy serwisu – nagród nie przewidziano;)

Wracając do muzyki – Deadsoul Tribe lubię. Przyjemnie mi się słuchało debiutu, jak i Murders of Crows. Zatem w przypadku trzeciej, jakże istotnej dla każdego artysty płyty powiem:
wysoko poprzeczkę Devon Graves zawiesił, ale jeszcze pokonuje wysokość ze sporym zapasem i w dobrym stylu.

 

Wydane pod sygnaturą DST The January Tree jest „quasi” solowym dziełem Devona. Zagrał prawie na wszystkich instrumentach, zaśpiewał, napisał teksty, stworzył koncept okładki, wyprodukował. Może to bardzo autorytarne i mało demokratyczne podejście, ale...

Bardzo odpowiada mi zarówno „zimowy” klimat albumu (naprawę czasami mróz przenika przez ubranie), warstwa tekstowa (teksty są inteligentne, intrygujące, dotykają spraw bieżących) umiejętnie opakowana w nuty.

Zaczyna się może nieszczególnie: motyw muzyczny Spiders and Flies gdzieś już słyszałam. Dalej jest już znacznie lepiej. Wysmakowane Sirens, przepiękne The Love of Hate, nowoczesne Wings of Faith i najlepsze na albumie trzy ostatnie utwory: Waiting for the answer, Just like a Timepiece ( z jego leniwą, płynącą atmosferą) oraz Lady of Rain (fakt mój brat określił ten utwór mianem kiczu „dla bab”) stanowią o jakości tego albumu.
Nie jest to nowa jakość w muzyce, czy podgatunku zwanym progresywnym metalem. Układanka składa się ze znanych wcześniej muzycznych puzzli. Utwory są dopracowane, mają (każdy z nich) swój klimat. No...nie zaskakują za bardzo. W moim przypadku doskonale wiedziałam, w którym momencie pojawi się solo oparte na kwintach, a w którym grane w tercjach, kiedy będzie kulminacja utworu, wyciszenie i coda. Doskonale wiedziałam, jaki będzie układ albumu, kiedy pojawią się „wyciszacze” w postaci ballad, a kiedy mocne, killerskie kawałki.

Nie stawiałabym jednak Devonowi z tego powodu zarzutów. Album bynajmniej nie jest wtórny.

To po prostu dobra, zacna płyta. Do wielokrotnego słuchania. Świetnie zaśpiewana (na temat możliwości wokalnych Devona Gravesa nie będę się rozpisywać), wirtuozersko zagrana (ale bez cyberiady), więcej niż przyzwoicie wyprodukowana. Czegóż chcieć więcej, w jesienne oraz zimowe wieczory. Tylko słuchać:-)

A, że wieczorami mam ochotę powrócić do muzycznych pejzaży kreowanych przez Psychotic Waltz – to już zupełnie inna historia.

…You try searching but you never find…You might try looking inside….

 

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.