ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Mothers Of Invention, The ─ Absolutely Free w serwisie ArtRock.pl

Mothers Of Invention, The — Absolutely Free

 
wydawnictwo: Verve 1967
 
“Absolutely Free” (1st In A Series Of Underground Oratorios)
1. Plastic People (Zappa) [03:42]
2. The Duke Of Prunes (Zappa) [02:13]
3. Amnesia Vivace (Zappa) [01:01]
4. The Duke Regains His Chops (Zappa) [01:52]
5. Call Any Vegetable (Zappa) [02:15]
6. Invocation & Ritual Dance Of The Young Pumpkin (Zappa) [07:00]
7. Soft-Sell Conclusion (Zappa) [01:40]
8. Big Leg Emma (Zappa) [02:31]**
9. Why Don’tcha Do Me Right (Zappa) [02:37]**
“The M.O.I. American Pageant” (2nd In A Series Of Underground Oratorios)
10. America Drinks (Zappa) [01:53]
11. Status Back Baby (Zappa) [02:54]
12. Uncle Bernie’s Farm (Zappa) [02:10]
13. Son Of Suzy Creamcheese (Zappa) [01:34]
14. Brown Shoes Don’t Make It (Zappa) [07:30]
15. America Drinks And Goes Home (Zappa) [02:45]
**single bonus tracks
 
Całkowity czas: 43:45
skład:
The Mothers Today:
Frank Zappa
Ray Collins
Jim Black
Roy Estrada
Billy Mundi
Don Preston
Bunk Gardner
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,1

Łącznie 5, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
06.09.2018
(Recenzent)

Mothers Of Invention, The — Absolutely Free

Alfons Willie i jego nastoletnie kurewki ze Słonecznej Wiochy, czyli Majora Eugeniusza Kopyto i Strzyża rozważania o życiu i dorobku Wąsatego Franka. Odcinek 2.

-    Jak by to ujął pewien osioł: no i skończyło się rumakowanie…

-    Że co?

-    Skończyła się zabawa. Elliot Ingber sobie poszedł, przyszedł Jim Fielder.

-    Ten od Blood Sweat & Tears?

-    Ten. Zresztą długo w Mothers nie zabawił i nie został wymieniony na okładce płyty, choć podobno coś z jego partii zostało. Doszły też dęciaki oraz Don Preston na instrumentach klawiszowych, w tym na syntezatorze Mooga. I zaczęło się…

-    Kiedyś w jednostce mieliśmy takie coś. Na bramie nad głównym wejściem był wielki napis „Serdecznie witamy!” A z drugiej strony mniejszymi literami „A teraz was mamy…” Wraz ze swoją pierwszą płytą (no dobra, formalnie to pierwszą płytą Mothers Of Invention) Frank Zappa zaprosił ciekawych słuchaczy do swojego świata, a teraz pokazał, jak on będzie wyglądał. Że Franuś będzie grał to, co chciał i jak chciał, i to słuchacz ma się dostosować do Zappy, a nie Frank do bieżących mód i antymód. Zappa na „Absolutely Free” powiedział słuchaczowi: to jest mój dźwiękowy świat. Będzie on wymagał od ciebie cierpliwości, osłuchania, przyzwyczajenia, zaakceptowania faktu, że poprzeczka jest zawieszona wysoko, na moim poziomie i to ty masz ją przeskoczyć, bo ja jej obniżać dla ciebie nie będę. Akceptujesz to albo wypierdalaj…

-    Zgadza się, druga płyta Mothers to dużo bardziej wymagające dzieło niż „Freak Out!” Tamta płyta była poukładana, zaczynała się od parodii doo-wopowego grania w duchu lat 50., a potem słuchacz płynnie przechodził w odjazdy. Tutaj cała płyta jest odjazdowa, co i rusz się zmienia, nawet w ramach jednego utworu jest czasem nawsadzane tyle, że inny wykonawca na całej płycie czasem tyle nie pomieścił. Zresztą na dzień dobry dostajemy przemówienie chorego prezydenta US, który potrafi jedynie recytować „Louie Louie”, podczas gdy żona go karmi rosołkiem…

-    Lepsza taka niż tępa kukła bez osobowości i charakteru. W sumie Zappa trochę profetycznie tu przewidział prezydenturę Donniego Dumba. Choć ten by raczej międlił w kółko „covfefe!!!” A swoją drogą kto to wtedy był u steru rządów w Ameryce, nie LBJ czasem?

-    Tja. Zastąpił z wiadomych przyczyn JFK, no a potem zastąpił go ten, kto dzięki telewizji (tylko) przegrał z JFK właśnie, czyli Tricky Dick. Swoją drogą Johnsonowi bezpośrednio obrywa się w „Brown Shoes Don’t Make It”, gdzie Zappa nabija się z tego, że LBJ założył był na oficjalnej wizycie brązowe buty do szarego garnituru.

-    Coś jak nasze nabijanie się z bulu i nadzieji. A poza tym to bodaj najbardziej zakręcony utwór na płycie, gdzie wszystko potrafi się zmieniać co chwilę. Jest jazz, jest rock, pojawia się skala dwunastotonowa, psychodelia, odjazdy… Oj, ciężko chwilami za tym nadążyć. A już wyobrażam sobie, jak się czuli słuchacze w 1967 roku, wtedy jeszcze takiej muzyki się nie słyszało.

-    Ano nie. Zappa też pokłonił się głęboko Strawińskiemu. „Amnesia Vivace” zawiera wszak cytaty z „Ognistego ptaka” i „Święta wiosny”, do tego klawesyn gra jeden fragment, a głos i dęciaki równocześnie zupełnie inny. W finale „Status Back Baby” jest fragment „Pietruszki”. Ale prawdziwy odjazd jest w „Call Any Vegetable”: zespół dzieli się na trzy sekcje, jedna gra hymn amerykański, druga „God Bless America”, trzecia „America The Beautiful”… To hołd dla innego idola Zappy, Charlesa Ivesa.

-    O właśnie. Zappa podkreśla tu i uwypukla coś, co w jego twórczości będzie się przewijało co i rusz: satyryczna wizji Ameryki jako kraju tylko z pozoru poukładanego, a w rzeczywistości pełnego absurdów, głupoty i idiotyzmów. Dostaje się wytapetowanym, plastikowym, pustym laluniom w „Plastic People” – teraz tego nie brakuje wszędzie na ulicach, jak to w latach 90. profetycznie głosił napis na murze: dopadnie was ta Ameryka; obrywają osiłki ganiające za jajowatą piłką, którym się wydaje, że tylko z tego powodu są królami szkoły, a tu nagle się okazuje, że wszyscy uważają ich za zwykłych tępaków.

-    Czy ja wiem, czy tępaków, cała ta ganianina za piłką w pierwszej chwili może i wygląda absurdalnie, ale jak się przyjrzeć, to futbol amerykański ma więcej wspólnego z szachami niż z piłką nożną. Franuś też zarysowuje muzyczne terytoria, po jakich będzie się poruszał w przyszłości: pojawiły się dęciaki, nakładanie na siebie różnych tematów, komplikowanie, wyrafinowane cytaty i nawiązania do twórców muzyki nowoczesnej i awangardowej, technika muzycznego kolażu i mieszania wszystkiego ze wszystkim, ale zrobiona ze smakiem.

-    Wszystkiego ze wszystkim to może nie. Kociarstwu w jednostce to można było nawalić do gara wszystkiego, co akurat pod ręką było, bo i tak musieli to zeżreć; w muzyce u Franusia już tak nie uchodzi. Zappa bardzo precyzyjnie i z namysłem wybierał, co z czym pomieszać, żeby to miało sens i jakoś brzmiało, to nigdy nie było przypadkowe, od Sasa do Lasa.

-    No i zapowiedział już na tej płycie coś, do czego potem też nas przyzwyczaił: długich instrumentalnych kompozycji dających okazję wykazać się poszczególnym muzykom, do przeplatania fragmentów ściśle zakomponowanych z improwizowanymi, no i do swoich gitarowych solówek. W każdym razie jeśli chcesz wiedzieć skąd się wzięły „Hot Rats” czy „Inca Roads”, no to posłuchaj „Invocation And The Ritual Dance Of The Young Pumpkin”.

-    Pro forma dodajmy też, że materiał na płycie zebrano w dwie eklektyczne suity, w wersji CD przedzielone dwoma nagraniami z singla „Big Leg Emma”: tytułowym jak z kabaretu, bardzo freakoutowym w wyrazie, i ciekawie psychodelizującym „Why Don’tcha Do Me Right” trochę jak z jakiegoś zaćpanego klubu z San Fran…

-    I może jeszcze że w obu częściach „America Drinks” pojawiają się dźwięki z jakiejś knajpy, jakby Franuś i jego załoga grali nieco naprutym już gościom do kotleta. I że w „Duke Of Prunes” Zappa cytuje temat z filmu „Run Home Slow”, do którego stworzył muzykę kilka lat wcześniej.

-    O właśnie, przy następnej okazji poopowiadamy trochę o tym, co działo się z Frankiem po rozstaniu się tegoż ze szkołą.

-    O więzieniu będzie? Tak wychodzi że krótki pobyt Zappy w kiciu mocno wpłynął na jego postrzeganie świata i na jego twórczość.

-    Jak zdążymy, bo będzie o pierwszej solowej płycie Franka. A tak dla podsumowania: to jest znacznie trudniejsza w odbiorze płyta od „Freak Out!”, wymagająca od słuchacza znacznie więcej. I to z perspektywy roku 2018 – wyobrażam sobie, jakim szokiem musiała być w roku 1967. Może nie jest aż tak udana jak debiut, ale to jest świetny, nieludzko chwilami zakręcony album., stanowiący kolejny krok w artystycznym rozwoju Franka Zappy.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.