ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu With Our Arms to the Sun ─ Orenda  w serwisie ArtRock.pl

With Our Arms to the Sun — Orenda

 
wydawnictwo: 11th Dimension Records 2017
 
1. Disdain: Why Am I? 5:22
2. Memory: The Drift 6:47
3. Doorway to Clarity 2:23
4. Macrocosm: Prometheus 6:06
5. Doorway to Realization 2:06
6. Apex: 100 Year Dream 5:26
7. The War: Light the Shadows 5:38
8. Doorway to Ascension 2:22
9. Regret: Sailing Stones 5:24
10. Homebound: March of the Trees 5:04
 
Całkowity czas: 46:47
skład:
Josh Breckenridge - vocals, guitar, noise
Joseph Leary – guitar
Joseph Breckenridge Jr. – bass
John McLucas - drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 1, ocena: Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
29.05.2017
(Gość)

With Our Arms to the Sun — Orenda

Młodziutki, zaledwie czteroletni zespół z Arizony właśnie opublikował trzeci, studyjny album. Już przy drugim ich dziele – „A Far Away Wonder” – krytycy przebąkiwali, że oto rośnie nowa gwiazda post-metalowego grania. No i wykrakali. Bracia Breckenridge i spółka po serii koncertów, na których grali m.in. przed Primus i Tool, wysmażyli nowy materiał, który wyprodukował Buzz Osbourne z Melvins. Efekt? Jedna z ciekawszych metalowych płyt tego roku.

Z tym szufladkowaniem muzyki With Our Arms to the Sun jako metalowej trzeba jednak uważać. O ile bowiem pierwsze nuty otwierającego płytę „Disdain: Why Am I” faktycznie brzmią jak gniewny hardcore punk, czy sludge spod znaku Mastodon, potem już jest mniej hardcore'owo, a muzyka dryfuje w stronę klimatycznych melodii i elektoniczno-ambientowych eksperymentów. Gitary są przesterowane, rytm jak najbardziej metalowo-rockowy, ale melodia sugeruje zupełnie co innego. Nic tu nie jest jednoznaczne.

Widać to choćby na przykładzie wokalu. Josh Breckenridge potrafi „drzeć mordę”, co udowadnia na samym początku, ale już w drugim na płycie „Memory: The Drift” a to zagrowluje, a to pobawi się w wokalizy, a to smętnie zaśpiewa, niczym Rogers Waters z Pink Floyd. Im dalej, tym więcej tu melodii i klimatu wyczarowanego przez spokojną gitarę i elektroniczne wstawki. Nie znaczy to, że jest tylko miło i pluszowo. Metalowy wrzask i furia cały czas są gdzieś w tle, ale raczej zepchnięte na drugi plan.

Rozrzucone na płycie dwuminutowe przerywniki („Doorway to Clarity”, „Doorway to Realization”, „Doorway to Ascention”) są jeszcze bardziej „pinkfloydowe” w klimacie, nasycone psychodelicznymi klimatami, ładnymi klawiszami i przypominającym Watersa wokalem wzmocnionym echem (zwłaszcza w „Doorway to Realization”). To tylko jednak przystawki do głównych dań, w których dzieje się dużo i ciekawie.

Jednym z takich dań jest „Macrocosm: Prometheus”. Bardzo melodyjny, przestrzenny i pełen nieco „kosmicznego” klimatu. Razem z kolejnymi „Apex: 100 Year Dream” i „The War: Light the Shadows” stanowi reprezentatywny dla płyty muzyczny fragment, pokazujący, jak można mieszać różne style dla uzyskania nastrojowego, chciałoby się powiedzieć: kontemplacyjnego efektu. Usłyszymy tu trochę Mastodona, trochę Smashing Pumpkins, echo industrialnego rocka, psychodelii, plemiennego skandowania... Cały ten miks układa się we wcale zgrabną, nastrojową całość, momentami dryfująca w stronę klimatów tworzonych przez islandzki Solstafir czy Pink Floyd na „Dark Side of the Moon”.

Zamykające album „Regret: Sailing Stones” oraz „Homebound: March of the Trees” to kolejna dawka transowo-kołyszącego gitarowego grania, którą spokojnie można by postawić na półce obok wczesnej Katatonii. Zwłaszcza finałowy „Homebound...” z rzężącą, przesterowaną gitarą i agresywnym wokalem przypomina dokonania szwedzkich prekursorów doom metalu sprzed dwóch dekad. Mnóstwo tu melodii, ale i zadziornych, metalowych riffów. Coś jakby nieślubne dziecko Katatonii i Mastodon.

„Orenda” to jedna z ciekawszych płyt tego roku. Klimatyczna, nastrojowa, jednocześnie agresywna, eklektyczna i inteligentna. Nie wszystko mi się w niej podoba, np. chętnie pozbyłbym się wywrzeszczanych partii wokalnych z „Disdain:Why Am I”. Poza tym słucha jej się z dużą przyjemnością. Jeśli jeszcze wgryzie się w teksty, bazujące na wierzeniach północnoamerykańskich Irokezów i przyjrzy intrygującej okładce, wszystko to układa się w atrakcyjną, oryginalną całość. Bardzo mocny album.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.