ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Lucifer's Friend ─ Too Late to Hate w serwisie ArtRock.pl

Lucifer's Friend — Too Late to Hate

 
wydawnictwo: Produkcja własna / Self-Released 2017
 
1. Demolition Man (4:16)
2. Jokers & Fools (4:21)
3. When Children Cry (4:22)
4. Straight For The Heart (3:22)
5. Tell Me Why (4:07)
6. Don't Talk To Strangers (3:45)
7. I Will Be There (4:00)
8. This Time (5:03)
9. Tears (4:18)
10. Sea Of Promises (4:53)
11. Brothers Without A Name (3:21)
12. When You're Gone (Live) (2:06) (recorded live in Tokyo - Kawasaki, Japan 17 January 2016)
 
Całkowity czas: 47:54
skład:
- John Lawton / lead vocals - Peter Hesslein / guitar - Jogi Wichmann / keyboards - Dieter Horns / bass - Stephan Eggert / drums
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,2
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 5, ocena: Album jakich wiele, poprawny.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
18.04.2017
(Recenzent)

Lucifer's Friend — Too Late to Hate

Lucifer’s Friend wróciło do świata żywych!

Kilka miesięcy temu ukazała się pierwsza od ponad dwudziestu lat nowa płyta grupy i muszę przyznać, że mnie z lekka zaskoczyła, nawet podwójnie. Że w ogóle jest, bo myślałem, że Lucifer’s Friend to już tylko wpis w rockowej encyklopedii (a nie wiedziałem, że reaktywowali się jakiś czas temu) i że jeszcze potrafią tak przykopać. Właściwie nie powinienem się  dziwić, bo stare rockmany potrafią robić dużo hałasu. Ale akurat Lucypery nie zawsze były wierne hard-rockowi, a raczej od hard-rocka oni zaczynali, po debiucie żeglując  po różnych, muzycznych morzach, a z tego co wiem  na ostatnich płytach bywało głownie AORowo i pop-rockowo. A parę recenzji temu kolega Grzesiek pisał o ich bardziej  progresywnej płycie. Tyle, że  ja preferuję tą głośniejszą wersję Lucifer’s Friend, taką jak na debiucie.

„Too Late to Hate” to klasyczny, rasowy hard-rock. Ktoś mógłby powiedzieć, że niemodny, ale od jakiegoś czasu już właściwie nie ma muzyki modnej, czy niemodnej, bo nie ma już jakiegoś wiodącego trendu we współczesnej muzyce rozrywkowej. I taka płyta może być najwyżej nieco staromodna, a tak w ogóle to jest po prostu robiona zgodnie z kanonami gatunku – dobry wokalista z dobrym wydzieram, dobre riffy, dobre melodie, poza tym odpowiednia produkcja. „Warunki brzegowe” nowa płyta Lucifer’s Friend spełnia ze sporą górką. Bardzo równa i dobra, bez żadnych wpadek, zamulaczy i wypełniaczy, materiał nie na jedno kopyto, tylko dosyć zróżnicowany i muzycznie, i aranżacyjnie. Oczywiście przeważają soczyste rockery, bo na takiej płycie tak powinno być, ale nawet i one różnią się od siebie – na przykład niekiedy dość mocno eksponowane są syntezatory, ale bez żadnej straty ogólnego rockowego wyrazu danego numeru. Chociaż powiedzieć rockery, nie-rockery to w przypadku tej płyty to trochę sztuczny podział. Mimo, że przeważają utwory bardziej żwawe, to jednak to są dosyć różne utwory, o mniejszym lub większym natężeniu decybeli, czasami nawet jest to coś w rodzaju tzw. power-ballady, wiecie – mocniejsze canto – spokojniejszy refren. Wśród nich znajdują się też ze dwa o nieco bardziej AOR-owej proweniencji, ale też zacne. I nawet coś na singla by było  – „Jokers & Fools” – niebanalna, chwytliwa melodia, niezły refren, w dobrym tempie – bardzo dobry kawałek. W lepszych czasach mógłby powalczyć na listach przebojów. Są też ze dwie ballady, obie zresztą bardzo dobre – patetyczna „When Children Cry” i „This Time”, zaczynająca się jak spokojny blues, a kończąca jak prog-rockowy epik, A propos prog-rocka, no to klasyczny hard-rock bez pewnego patosu i takiego progresywnego rozmachu raczej obyć się nie może, tutaj tego też nie zabrakło. Odpowiada za to głównie klawiszowiec Jogi Wichmann, ale też i John Lawton – jego sposób śpiewania, trochę podobny do śpiewu świętej pamięci Davida Byrona, z takim charakterystycznym operowo-musicalowym zacięciem też dodaje tej muzyce podobnego charakteru.

Stare rocka many żyją i kopią, jeszcze potrafią całkiem nieźle sponiewierać słuchacza. Osiem gwiazdek to raczej za wrażenie ogólne, bo muzycznie aż tak dobre nie jest. Ale ten luz, rozmach, swoboda, a przede wszystkim autentyczna radocha, jaką stamtąd bije – im się bardzo chciało, granie, nagrywanie sprawiało im to przyjemność. A teraz nam też sprawia. No i fajnie.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.