Jeszcze kilka lat temu post-rockowych formacji było w naszym kraju jak na lekarstwo. Dziś scena ta rozrosła się naprawdę znacznie i kolejne grupy rodzą się, jak grzyby po deszczu. Wystarczy przyjrzeć się bliżej dwóm częściom recenzowanych u nas kompilacji Post-rock.PL (tę drugą część otwiera zresztą utwór Sounds Like The End Of The World), aby przekonać się o skali pewnego zjawiska. Czy w tej sytuacji Stages Of Delusion – debiutancki album Sounds Like The End Of The World - ma szansę na przebicie się i zauważenie wśród liczniejszego grona słuchaczy? Tym bardziej, że w tej coraz mniej pojemnej muzycznej szufladzie większość kapel zaczyna zjadać swój własny ogon.
Zanim odpowiemy na to pytanie powiedzmy słów parę o debiutantach. Pochodzący z Elbląga i Gdańska Sounds Like The End Of The World powstał w maju 2012 roku. Muzycy mają na swoim koncie wydany własnym sumptem w styczniu 2013 roku promocyjny mini-album It All Starts Here z pięcioma kawałkami i występy przed takimi formacjami, jak God Is An Astronaut, Long Distance Calling, Tides From Nebula, Tune, DispersE i Lebowski…
No to jak jest z tą ich muzyczną ofertą? Bardzo przyzwoicie, choć powiedzmy sobie od razu, że pięciu muzyków wchodzących w skład SLTEOTW prochu nie odkrywa. Panowie parają się instrumentalnym graniem, któremu faktycznie najbliżej do standardowych, post-rockowych klimatów. Słuchacz otrzymuje dziewięć dosyć zwartych, niezbyt długich i zarazem różnorodnych kompozycji. Artyści stawiają w nich raczej na wytworzenie odpowiedniego klimatu i specyficznego nostalgicznego nastroju, niż na gitarowe ściany dźwięku. Sporo tu zatem delikatnej, ciepłej gitary i jesiennych dźwięków pianina. Z drugiej strony o sile tej płyty decydują te mocniejsze fragmenty, pełne żaru, przenoszące ich propozycję poza post-rockowe ramy. Bo w takim Trafalgar Square mamy wręcz post-metalową jazdę, a w tytułowym Stages Of Delusion ocierające się o hardrockową stylistykę riffy. Z kolei w What Are You Up To? rozpędzają się w klasycznie rockowej poetyce. Kwintet ma też w wielu fragmentach bardziej progresywne zapędy. Bo choć kompozycje nie są długie, w większości z nich żonglują rytmiką a gdzieniegdzie serwują gitarowe – może niezbyt rozbudowane, ale jednak – solowe popisy (Red Moon Valley). Lubią też zagrać na bardziej ilustracyjnej, filmowej nucie zbliżając się chwilami do konwencji bliskiej wspomnianemu tu Lebowskiemu (85, Everything Is Odd). Dużą wartością Stages Of Delusion są naprawdę dobre, niekiedy grające na emocjach melodie, tak ważne w instrumentalnym graniu. Pewną kwintesencją ich stylu może być tu kompozycja Lunar Tide, mająca w sobie i tę zwiewną lekkość, fajnie opartą na pulsującym, soczystym, głębokim i wyrazistym basie i ten rockowy żar spuentowany patetycznym, mocnym finałem.
Stages Of Delusion nie będzie kamieniem milowym w historii światowego, czy nawet naszego rodzimego post-rocka, mimo tego, jak na debiut, jest krążkiem brzmiącym bardzo dojrzale, do tego ładnie zrealizowanym i zagranym.