ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Hawkwind ─ Spacehawks w serwisie ArtRock.pl

Hawkwind — Spacehawks

 
wydawnictwo: Eastworld Recordings 2013
 
1.Seasons [5:52]
2.Assault & Batter [2:43]
3.Golden Void [3:35]
4.Where Are They Now? [2:27]
5.Sonic Attack [6:17]
6.Demented Man [6:13]
7.We Two Are One [4:02]
8.We Took The Wrong Step [5:07]
9.Maters Of The Universe [5:27]
10.Sacrosanct [8:31]
11.Sebtinel [6:02]
12.It's All Lies [5:48]
13.Touch [1:41]
14.The Chumps Are Jumping [1:53]
15.Lonely Moon [1:00]
16.Sunship [2:09]
 
Całkowity czas: 67:32
skład:
Dave Brock - śpiew, gitara prowadząca
Tim Blake - instrumenty klawiszowe
Dr Dibs - gitara basowa, śpiew
Niall Hone - gitara basowa, gitara prowadząca
Dead Fred Reeves - instrumenty klawiszowe
Richard Chadwick - bębny
Huw Lloyd-Langton - gitara prowadząca ("Masters Of The Universe")
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 3, ocena: Niezła płyta, można posłuchać.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
02.11.2013
(Recenzent)

Hawkwind — Spacehawks

Kosmicznej Sagi odcinek 24: (niby) premierowy

Na dobrą sprawę trudno nazwać „Spacehawks” całkowicie premierowym wydawnictwem legendy space-rocka, ale warto o nim wspomnieć chociażby z kilku powodów.

Po pierwsze: sam zespół. Kultowa pozycja w muzycznym świecie, niepodważalny dorobek i przede wszystkim (w miarę) wysoki – jak na tak zasłużony żywot – poziom kolejnych krążków. Poza tym sam kapitan Brock może ostatni okres uznać za więcej niż pomyślny. Stabilizacja składu (nagranie kolejnych po sobie płyt w niezmiennym składzie w przypadku Hawkwind nie należało do najczęstnych zjawisk), radość z grania, no i nagroda „Lifetime Achievement” nadana kapitanowi podczas tegorocznych rozdań gali magazynu Classic Rock Presents Prog. Wprawdzie to żadne Grammy, czy MTV Awards, ale oddanie zasług mistrzowi nawet podczas zamkniętej i hermetycznej ceremonii (chociaż krótka wzmianka nt. rzeczonej imprezy z roku 2012 swego czasu pojawiła się jako jeden z co najwyżej trzeciorzędnych news’ów w jednym z porannych wydań wiadomości BBC okraszony jakże wymownym wstępem: „Their hair was long, thier songs even longer”) jest mimo wszystko wyróżnieniem samym w sobie. Poza tym nowa, tegoroczna, zremasterowana edycja legendarnego „Warrior On The Edge Of Time” dała grupie kolejny zastrzyk gotówki, a trasa - podczas której panowie odgrywają ten wiekopomny krążek w całości - jest więcej niż sukcesem.

Jak swego czasu kolega Kapała wspomniał, Hawkwind nagrywał wiele utworów po kilka razy i pozwalał wydawać najprzeróżniejszej maści rzeczy komu tylko popadnie. Chicałoby się powiedzieć „siedem razy po dwa razy, osiem razy raz po raz” wedle starej obelśnej piosenki. „Spacehawks” nie jest tutaj wyjątkiem. Mamy do czynienia z takim koglem-moglem starego, premierowego, tego i owego nagranego na nowo oraz kilku pobocznych rzeczy...

Ale do...rzeczy...

Parę utworów panowie odegrali na nowo. Wspomniany renesans „Wojownika...” sprawił, że tematy „Assault & Battery”/”The Golden Void” oraz „The Demented Man” ponownie wzięto na warsztat. Czy wnoszą one coś nowego? Pierwszy z nich raczej niewiele. Odegrany w minimalnie wzmienionej wersji nie jest jakąś rewolucją. Nie ma też mocy oryginału, ale fakt pozostaje faktem, że nawet wariacja AD 2013 może się podobać. Jednak drugi został dość konkretnie przearanżowany, brzmiący zdecydowanie mniej akustycznie (zatracający przez to zdecydowanie urok pierwowzoru), ale wciąż uroczo.

„Sonic Attack” pogubił całkiem sporo ze swojej oryginalnej surowości i dramatyczności, ale zasadności wysłuchania nowej wersji: patrz wyżej. Wciąż jest to ekstraligowa kosmiczna jazda, z tym niesamowitym klimatem i dźwiękowym efekciarstwem.

„Masters Of The Universe” ma wartość nie tyle muzyczną co sentymentalną. Jest to bowiem jeden z ostatnich utworów w których przed śmiercią zdążył wziąść udział Huw Lloyd-Langton. Tutaj z kolei starano się zachować jak największą zgodność z wersją, znaną chociażny z płyty „In Search Of Space”. Ten sam pęd, klimat i motoryka.

Poza tym mamy kilka (raczej niewiele wnoszących) miksów utworów z poprzednich dwóch płyt („Seasons”, „Sentinel”, „Sunship”) oraz dwie wzmianki z pobocznych hawkowych produktów („It’s All Lies” z omawianego przeze mnie już parę miesięcy wcześniej „Stellar Variations” tworu Hawkwind Light Orchestra oraz „We Took The Wrong Step” z zeszłorocznego solowego albumu Brocka „Looking For Love In The Lost Land Of Dreams”, który - jak tytuł wskazuje - jest niczym innym jak nową wersją kolejnego klasyka Hawkwind). Traktować je należy jako ciekawostkę. Tylko i wyłącznie ciekawostkę.

Wspomnieć jednak należy o kompozycjach premierowych. Jest ich pięć.

„We Two Are One” jest miłym i przyjemnym dla ucha, nie dewastującym specjalnie bębenków w uszach kawałkiem mającym troszkę coś zarówno z „Magnu” jak i z bardziej motorycznych kawałków z albumu „Sonic Attack”.  Nie przesadnie szybko, nie za głośno, ale za to klasycznie i hawkwindowo.

„Touch”, „The Chumps Are Jumping” oraz „Lonely Moon”  są dość luźno połączonymi ze sobą impresjami, w sumie syntezatorowymi. Jednak to ponad 8-minutowy „Sancronast” zdaje się być najciekawszym z zestawie. Ten nie do końca utrzymany w konwencji tradycyjnych kompozycji zespołu utwór zwraca uwagę najbardziej z całego zestawu płyty. Kosmiczna, rozpędzona jazda zastąpiona została kompozycją wypełnioną różnymi klawiszowymi podkładami i nakładkami, która momentami zdaje się być bliższa klasycznym pozycjom spod znaku Kraftwerk, aniżeli Hawkwind. Zarzut? Niekoniecznie. Świadczy to chociażby o tym, że Brock i spółka nie stoją w miejscu. Nie są może wybitnie odkrywczy, ale – znów – całości świetnie się słucha.

Rzecz w sumie raczej dla space kadetów. W miarę spójna, fajnie zagrana, brzmiąca jak jak rasowy Hawkwind na miarę XXI wieku. Zespół pomimo pokaźnego przebiegu lidera ma jeszcze coś do powiedzenia. Może nic nowatorskiego, może nic zmieniającego muzyczny kurs muzyki wszechrockowej, ale mimo wszystko trafiającą do serc i kieszeni właściwej grupy zapaleńców.

Chce się powiedzieć jeszcze raz: Live long and propser, Mr. Brock...

W następnym odcinku: nowa (pełnometrażowa) płyta. Data publikacji: (jeszcze) nieznana

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.