ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Hawkwind ─ Spaced Out In London w serwisie ArtRock.pl

Hawkwind — Spaced Out In London

 
wydawnictwo: Voiceprint 2004
 
1.Earth Calling [0:37]
2.Aerospaceage Inferno [8:11]
3.Angels Of Death [6:11]
4.Out Of The Shadows [7:56]
5.Time Captives [4:56]
6.Master Of The Universe [5:07]
7.The Gremlin Song [2:41]
8.Time and Confusion [5:20]
9.Hurry On Sundown [3:47]
10.Lighthouse [8:08]
11.The Watcher [6:35]
12.Assassins Of Allah [10:19]
13.Do That [3:00]
14.Earth Calling [2:02]
 
Całkowity czas: 74:50
skład:
Dave Brock - gitara prowadząca, instrumenty klawiszowe, śpiew
Alan Davey - gitara basowa, śpiew
Richard Chadwick - bębny
Tim Blake - instrumenty klawiszowe, śpiew
Arthur Brown - śpiew
 
Brak ocen czytelników. Możesz być pierwszym!
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Brak głosów.
 
 
Ocena: 7 Dobry, zasługujący na uwagę album.
11.03.2013
(Recenzent)

Hawkwind — Spaced Out In London

Deep Space Nine (czyli hawkwindowy suplement koncertowy): odcinek 5 (z 5)

Początkowy plan miałem troszkę inny. Rozstrzał koncertowego dorobku Brocka i spółki jest na tyle szeroki, że chciałem dla odmiany ‘zaorać’ jedno z szeregu niskobudżetowych wydawnictw sprzedanych byle wytwórni. Miałem już nawet obrany cel moich – rodem z zamierzchłej historii Watykanu - tortur. Miał nim być „Bring Me The Head Of Yuri Gagarin”, będący niemalże synonimem tego pokroju pozycji w dyskografii zespołu. Krążek koszmarnego poziomu, zarówno pod względem wykonawczym jak i jakości dźwięku. Pamiętam, że lata temu się na niego wykosztowałem, wyczekałem (nie znając wcześniej historii związanych z tego typu płytami) i po kilku minutach odsłuchu, zacząłem chyba nawet płakać, nie mogąc się pogodzić z okrutnego kawału, któryś ktoś sobie moim kosztem zrobił. Cóż, byłem wówczas kajtkiem i nie miałem tak gruboskórnego tyłka jak obecnie... Niestety wspomnienia wróciły na samą myśl o planowej recenzji wydawnictwa i znów podniosły mi ciśnienie. Jednak pomyślałem sobie „złość piękności szkodzi”, policzyłem do dziesięciu i przeszło. Zamiast tego niech będzie o czymś pozytywnym. Jako, że chronologicznie byłem z koncertowym suplementem już ograniczony, postanowiłem na sam koniec zafundować ponownie coś w miarę aktualnego. Niech więc będzie „Spaced Out In London”.

Wraz z opisanym przeze mnie „Yule Ritual” i przez Wojtka „Caterbury Fayre 2001” omawiane wydawnictwo tworzy fajną trylogię koncertową. Wprawdzie zasięg czasowy wspomnianych płyt obejmuje zaledwie trzy lata (2000, 2001 i 2002) to jednak repertuar wszystkim tych krążków jest na tyle różny (no, w końcu dorobek Hawkwindu był już wówczas dość pokaźny), że śmiało można polecić każdą z nich kolejnemu - dopiero co zaznajmiującemu się z koncertowym archiwum zespołu -  maniakowi. Nawet pomimo tych kilku dublujących się fragmentów.

„Spaced Out In London” to rzecz z Walthamstow Assembly Hall z grudnia 2012 roku. Podobnie jak na “Canterbury Fayre 2001” jako gość pojawia się Arthur Brown. Jednak tym razem zdołał on przemycić kilka swoich utworów do koncertowej setlisty, co zdecydowanie urozmiaciło cały występ. Tak więc otrzymaliśmy zarówno tematy „Time” i „Confusion” z debiutu The Crazy World Of Arthur Brown, jak i świetnie brzmiący „Time Captives” z repertuaru Arthur Brown’s Kingdome Come (a dokładnie z płyty „Journey” z 1973 roku) z fajnymi chórkami w drugiej części utworu a la The Moody Blues.

Zresztą Artek wziął się również za inne utwory. Więcej niż dobrze Brown wypada w „The Gremlin Song” w którym fajnie wyciąga w końcówce tym samym pokazując, że - w przeciwnieństwie chociażby do Grega Lake’a, czy Iana Andersona - pomimo upływu czasu głos mu się zasadniczo nie zmienił i ma wciąż niemal te same możliwości wokalne jak kilka dekad wcześniej. Demonicznie i bardzo przekonująco wypada również w „Aerospace Age Inferno” z płyty „Captain Lockheed and the Starfighers” Roberta Calverta (na której notabene zresztą się udzielał). Nieco gorzej  już sprawa wygląda w klasycznym „Master Of The Universe”. Po prostu nie do końca ten charakter głosu. Zresztą na usprawiedliwienie powiedzieć można, że to nie on jest najsłabszym aktorem w tym kawałku; Richard Chadwick zawsze był dość przeciętnie utalentowanym pałkerem i tutaj to trochę niestety słychać. Simon King był podobnie pod względem technicznym ograniczony, ale - w kawałkach takich jak ten - potrafił przynajmniej konkretnie pierdolnąć w garnki. Chadwickowi nawet tego brakuje...

A sam Hawkind? Fajnie wypadają. Wgniata w glebę wykonanie „Angels Of Death”. We wspomnianym „Aerospace Age Inferno” Tim Blake popisuje się profesorską solówką na syntezatorach. Znów miło usłyszeć pogodny „Hurry On Sundown” z debiutanckiej płyty. Podobnie jak na „Yule Ritual” świetnie wypada niezwykle wciągający i transowy „Assassins Of Allah” (czyli klasyczny „Hassan-I-Sahba”), znów z wciśniętymi tematami z „Space Is Their (Palestine)”. Ponownie zachwyca „Lighthouse” – fajne, niezwykle wciągające osiem minut z ciekawym kosmicznym klimatem i rozpędzającą się bardzo wolną partią sekcji rytmicznej. Przyzwoicie brzmi też „The Watcher”, w którym Alan Davey próbuje bardzo śpiewać go pod Lemmy’ego.

Hawkwind to wciąż zespół, który potrafi stworzyć (jak to mawia redaktor Dariusz „Złotousty” Szpakowski) niezapomniany spektakt. Znakomity warsztat, no i przede wszystkim bogaty repertuar, z którego wybranie nawet nie najlepszych kawłaków z dorobku zespołu, potrafi złożyć się na świetną space-rockową setlistę.

W końcu co klasa to klasa.

Już wkrótce... Gniew Khana (czyli hawkwindowy suplement alumni). W pierwszym odcinku: Hawklords – „25 Years On”.

 

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.