ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Psyche ─ Intimacy w serwisie ArtRock.pl

Psyche — Intimacy

 
wydawnictwo: SPV Records 1994
 
1. Trespass [4:18]
2. Blind [3:06]
3. Cathedral [3:40]
4. Love Is A Winter [3:58]
5. Crucible [3:44]
6. Broken Heart [3:32]
7. Ecstasy [3:47]
8. Peepshow [3:07]
9. Solitude [2:58]
10. Vampire [3:39]
11. Freaks ! [3:34]
12. Love Is A Winter (Reprise) [3:20]
13. Heaven In Pain (With Our Heaven) [4:10]
 
Całkowity czas: 47:04
skład:
Darrin Huss – synhesizer, vocals / David Kristian – synthesizer / Mark Hessburg – piano, synthesizer / Deborah Harry – voice (sample)
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,1

Łącznie 9, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
14.01.2013
(Recenzent)

Psyche — Intimacy

 

Intymność?

Najpierw słuchacza ogarnia swoisty minimalizm dźwiękowy. Trespass. Melodia podana przez wokalistę prawie-że a’capella. Jakieś wcale nie natrętne brzmienia syntezatorów, potraktowane niezwykle oszczędnie instrumenty perkusyjne – to obraz zupełnie innego świata. Pobrzękująca  niby-solówkę gitara. Na pierwszy rzut ucha -  nie jest już tak mroczno, jak drzewiej bywało. Nie rani nas zimna stal naszych wyimaginowanych kajdan, koszmary pozornie nie czają się u drzwi. Jest za to melodia całkiem pozytywnie nastrajająca. Owszem delikatnie zahaczająca o samotność, ale ten klimat przecież jesteśmy w stanie zaakceptować.  I ten przereklamowany spokój nagle się kończy. Właściwie nie ma na to żadnej rady – to prawdziwy gwałt, bo dopiero cośmy się do owego klimatu przyzwyczaili, a tu nagle bach… czyli koniec.

Mógłbym być ślepy na to wszystko co wiecie… wrzyna się w mózg zaraz w następnym Blind. O rany, znowu mizerota jakaś wyziera z analizy utworu. Ani rozmachu nie ma w tym nagraniu, ani spokoju popołudniowej kawy. A jednak… coś niezwykłego wyłania się z konturów wspomnianego kawałka. Wokalista – ten głos który rozpoznać można od razu – wsparty przez syntezatory podaje melodię, która zapaść może w pamięć z siłą pocałunku pierwszej miłości.  Niespełna trzy minuty, ale za to jakie! Ten śpiew, te klawisze – wszystko przywodzi na myśl zamglone szyby okien wystawowych wielkiego miasta, gdzie między błyskającymi neonami różnych promocji gubimy resztę swojej dziecięcej radości. I could be blind… no pewnie, ale nie jestem. Więc brnę w ten świat ciemnych ludzkich lęków. Uratuję się? Nie, nie wydaje mi się…

Toteż gdy wreszcie po dwóch dziwnych, przesyconych samotnością kawałkach nadchodzi rytmiczny i prawie taneczny Cathedral słucham go z niedowierzaniem. Jak-to tak? Można? Melodyjnie, rytmicznie, śpiewnie. Z rozmachem a zarazem prawie-że radością? Da się. Synteza piękna. Rytm. Urocze klawisze. Pasaże brzmiące niczym szum fal. I śpiew wokalisty, który już zupełnie nas pogrąża w swoim świecie. Tu chciałoby się pozostać na zawsze: taka bije siła z tego nagrania. Niby zimny, darkwave’owy rytm, wsparty klawiszami new romantic, a całość uzupełniona jazzowym brzmieniem elektrycznego fortepianu. Uff…

Dość o szczegółach. Intimacy to trzynaście nagrań. Krótkich miniatur opracowanych na aranżacje proste do bólu. Słodycz melodii, wyjątkowość orkiestracji. Ten album to poezja. Niewymuszona, delikatna jak powiew wiatru muzyka, która potrafi oczarować słuchacza tak bogactwem melodyki, jak i konstrukcją poszczególnych utworów. Jeśli miałbym poszukać odnośników do historii innych zespołów, to jedno porównanie wręcz ciśnie się na usta. Talk Talk. Ale z czasów Laughing Stock. O tak, albo jeszcze … David Sylvian, ze swoją Alchemy (An Index of Possibilities). To tylko dwa dzieła, obok których Intimacy stać będzie bez zbędnej łaski.

Intymność? Jasne, obnażona aż do bólu. Nie dla każdego…

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.