ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Can ─ Ege Bamyasi w serwisie ArtRock.pl

Can — Ege Bamyasi

 
wydawnictwo: Liberty Records 1972
 
1. Pinch (Czukay, Karoli, Liebezeit, Schmidt, Suzuki) [09:29]
2. Sing Swan Song (Czukay, Karoli, Liebezeit, Schmidt, Suzuki) [04:48]
3. One More Night (Czukay, Karoli, Liebezeit, Schmidt, Suzuki) [05:35]
4. Vitamin C (Czukay, Karoli, Liebezeit, Schmidt, Suzuki) [03:33]
5. Soup (Czukay, Karoli, Liebezeit, Schmidt, Suzuki) [10:31]
6. I’m So Green (Czukay, Karoli, Liebezeit, Schmidt, Suzuki) [03:06]
7. Spoon (Czukay, Karoli, Liebezeit, Schmidt, Suzuki) [03:04]
 
Całkowity czas: 40:08
skład:
Holger Czukay – Bass, Editing. Michael Karoli – Guitar. Irmin Schmidt – Keyboards. Jaki Liebezeit – Drums. Damo Suzuki – Vocals.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,6
Arcydzieło.
,6

Łącznie 13, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
03.08.2012
(Recenzent)

Can — Ege Bamyasi

A to dość dziwna płyta. Bardzo eklektyczna, nierówna stylistycznie. Co nie dziwi, biorąc pod uwagę okoliczności powstania.

Zaczęło się od singla „Spoon”. Wykorzystany w thrillerze „Das Messer” („Nóż”), nagrany z udziałem kombinacji żywych bębnów z prymitywnym automatem perkusyjnym, zgrabny rockowy utwór nieoczekiwanie dobrze sobie radził na listach przebojów. Nagły przypływ gotówki panowie wykorzystali, zamieniając studio w starym zamku na nowsze, urządzone w starej sali kinowej. Warunki do tworzenia w sam raz, tyle że… No cóż, trudno grać i komponować, gdy wokalista i klawiszowiec zamiast zajmować się muzyką, całymi dniami (z przerwą na spanie) zapamiętale grają w szachy; a i świadomość, że trzeba nagrać coś, co przynajmniej nie będzie wiele gorsze od doskonałego „Tago Mago”, nie pomagała w tworzeniu. Ostatecznie na kilka godzin przed upływem ostatecznego terminu przekazania nagranego materiału do wytwórni, okazało się, że wszystkiego razem jest niespełna pół godziny. Całość dopchnięto przebojowym „Spoon”, do tego panowie w ostatniej chwili zarejestrowali prawie dziesięciominutową improwizację – i już, 40 minut mamy, będzie płyta.

Od razu trzeba powiedzieć: to nie jest zła płyta. Wręcz przeciwnie. Jest za to mocno chaotyczna. Z jednej strony mamy typowe, eksperymentalne, luźne formalnie Canowe granie, z drugiej – zwięzłe, chwilami wręcz piosenkowe formy. Które zresztą panom zawsze wychodziły bardzo dobrze (pamiętamy „She Brings The Rain”?). O „Spoon” już było. Otwarta szumem morza „Sing Swan Song” to urocza, delikatna ballada, ze snującym się śpiewem, subtelnie zaznaczanym rytmem, lekko wysuniętą do przodu linią basową i syntezatorowymi dodatkami w brzmieniowym tle. „One More Night” to lekko bluesująca gitara, zgrabne partie fortepianu elektrycznego i ładna melodia. „Vitamin C” – z całkiem niezłym efektem – próbuje wtłoczyć typowe dla Can hipnotyczne granie z lekko wypchniętymi do przodu bębnami w formę zgrabnej, singlowej rockowej kompozycji, osadzonej na funkującym rytmie, zwieńczonej wtopionym w tło syntezatorowym solem. Jest jeszcze „I’m So Green”. Jakby nieco wręcz plażowa w nastroju, zrelaksowana…

Do tego dwie dłuższe, bardziej typowe dla zespołu formy. Zarejestrowany w ostatnich godzinach sesji “Pinch” to taki Can, jaki już dobrze znamy: monotonny rytm, perkusyjne szaleństwa natchniona, iście maniakalna partia wokalna, gitarowo-klawiszowe ozdobniki, mocna linia basu, do tego duety gitarowo-wokalne… „Soup” to spory odjazd: poskładana z kilku improwizacji, kolażowa, zupełnie luźna forma. Zaczyna się dość klasycznie, od osadzonego na wyeksponowanym rytmie jamu, by po pewnym czasie przejść w pozbawiony rytmu, bliższy współczesnej muzyce poważnej, sklejony przez Czukaya z fragmentów kilku różnych improwizacji i solówek kolaż.

To nie jest zła płyta. Wręcz przeciwnie. W „Spoon” zasłuchiwali się pewnie muzycy Ultravox, tworząc niektóre ze swych ambitniejszych utworów. Całość zresztą ponownie okazała się źródłem inspiracji dla wielu wykonawców z kręgu shoegaze, Madchesteru czy britpopu. Ale jednak „Ege Bamyasi” (po polsku – piżmian jadalny, popularna w rejonie Morza Egejskiego roślina o dużych, smacznych owocach) to płyta ustępująca dość wyraźnie poprzedniczce. Może po prostu dlatego, że, „Tago Mago” okazało się monumentem, którego przeskoczyć nie sposób.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.