ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Trespass ─ In Haze Of Time w serwisie ArtRock.pl

Trespass — In Haze Of Time

 
wydawnictwo: Musea Records 2002
 
1.Creatures Of The Night (8.29) /2. In Haze Of Time (6.54) /3. Gate 15 (7.19)
4. City Lights (5.11)
5. Orpheus Suite (5.42)
6. Troya (5.25)/ 7. The Mad House Blues (5.15)
 
Całkowity czas: 44:21
skład:
Gil Stein –keyboards, guitars, vocal / Gabriel Weissmann - drums/ Roy Bar-Tour –bass
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,0

Łącznie 5, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
25.11.2003
(Gość)

Trespass — In Haze Of Time

Dawno, dawno temu kilku młodych chłopaków postanowiło założyć zespół. Grali i studiowali na prestiżowej uczelni Berklee College of Music w Bostonie. Nie, to nie jest wstęp do biografii Dream Theater.

Na początku spojrzałam na okładkę. Hm, czyżbym miała recenzować muzykę z odległej przeszłości? A może to jakaś reedycja? Nie, zespół jak najbardziej świeży, a jego członkowie raczej nie pamiętają radosnych lat 70-tych. Co jest grane? Spoglądam raz jeszcze. Data 2002. Stylizacja? A w ogóle co to za zespół? Z Izraela. Trespass. Wrzuciłam nazwę do wyszukiwarki. Nieźle, nieźle. Cudowne dziecko, młodość spędzona w trasie, studia w Berklee, ( to o Gilu Steinie) i tzw. poważanie w światku progresywnym (oj grali podczas wielu progresywnych festiwali – nie słyszałam więc się nie wypowiem).

In Haze of Time debiutancka płyta izraelskiego tria oferuje nam muzykę bardzo znaną i lubianą. Słychać w muzyce Trespass reminiscencje ELP ( zwłaszcza płytą Tarkus), Rickiem Wakemanem, Patrikiem Morazem, Genesis czy The Nice. No i jest wszechobecny mistrz z Lipska (1685-1750). I kawał dobrego jazz-rocka!

Cóż mam napisać, że Gil Stein jest wirtuozem klawiszy? Fakt, gra obłędnie szybko ( wręcz „rudessowato”, obłędnie szybko) ale jednocześnie bardzo pięknie. Słychać klasyczną szkołę gry na fortepianie. I to go odróżnia od rzeszy „nieklasycznych” klawiszowców. Ten bagaż „szkoły muzycznej”, lat ćwiczeń gam i pasaży stał się punktem wyjścia dla całkiem fajnych patentów zarówno brzmieniowych jak i artykulacyjnych. Oczywiście Gil zabija techniką gry. Aczkolwiek w jego grze słyszalne są niuanse tak charakterystyczne dla Jacquesa Loussiera ( informacja dla niewtajemniczonych – wybitny jazzowy pianista francuski). Technika w służbie sztuki? Czemu nie. Ma chłopak nie tylko wygimnastykowane palce, ale i to „coś”, co przynajmniej mnie zafrapowało.

To samo można powiedzieć o sekcji rytmicznej. Słychać, ze panowie Weissmann i Bar-Tour to rytmiczne „bliźnięta jednojajowe”. Lubię jak sekcja rytmiczna ze sobą „gada”. A gada ze sobą na In Haze Of Time po prostu pięknie. Połamane rytmy, ciekawe synkopowanie, interesujące basowe pochody ( słychać że Chris Squire jest idolem), wzajemne przenikanie się i uzupełnianie motywów.

Partie gitarowe też niczego sobie. Gil z gitarą radzi sobie zupełnie nieźle. Może nie jest jej wirtuozem, ale gra bardzo dobrze! Słychać w jego grze i Rothery’ego i Oldfielda. Podoba mi się mówiąc krótko!

Co więcej cała, kapitalnie wymieszana stylistycznie zawartość muzyczna została podana przez muzyków z niesamowitym luzem i przepraszam za kolokwializm – JAJEM. Panowie grają tak zwiewnie, lekko, jak gdyby nic nie znaczyły dla nich ograniczenia techniki czy instrumentarium. Nie nazwałabym tego „olewaniem”. Kosmiczne umiejętności pozwalają po prostu zagrać ten trudny i skomplikowany materiał na „jednym wdechu”. No i te ukochane przeze mnie zabawy ze słuchaczem ( vide emersonowski The Mad House Blues z małym cytatem z Klavierwerk Jana Sebastiana!).

Co mnie drażni? Partie wokalne. Kiepskie. Płyta byłaby o wiele lepsza, gdyby nie „zapiewy” Steina, drażniące ucho słuchacza. Maniera wokalna nie do zniesienia ( przynajmniej dla mnie). Oczywiście Gil ma niezły kawał głosu, ale..no właśnie ..może nie w tej działce. Te nieudolne próby naśladowania Freddiego, słyszalne chociażby w otwierającym album Creatures of the night. Nie absolutnie nie! Trudno, może na następnym albumie, nad którym Trespass obecnie pracuje znajdą się wyłącznie kompozycje instrumentalne.

Niezły muzyczny misz-masz!

Chciałabym usłyszeć Trespass na żywo. Bo to, co ci młodzi ludzie z Izraela pokazali na debiutanckim albumie musi brzmieć świetnie podczas koncertów. Proszę o więcej!

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.