ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Nowakowski, Maurycy ─ Steve Hackett. Szkice, burze, orchidee w serwisie ArtRock.pl

Nowakowski, Maurycy — Steve Hackett. Szkice, burze, orchidee

 
wydawnictwo: GAD Records 2009
 
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,4

Łącznie 4, ocena: Arcydzieło.
 
 
Ocena: 7 Dobry, zasługujący na uwagę album.
19.03.2010
(Recenzent)

Nowakowski, Maurycy — Steve Hackett. Szkice, burze, orchidee

Pierwszy raz na łamach artrocka recenzujemy książkę (Pierwszy raz w dziale recenzje)! Chyba możemy? Płyty, książki – oba to obecnie gatunki zagrożone. Ani tego, ani tego przeciętny Polak nie kupuje. I tak w pewnym sensie robimy za swego rodzaju rezerwat – możemy przytulić i taki sposób artystycznej wypowiedzi.
 
Wydawnictwo GAD zafundowało nam kolejną biografię artysty związanego z rockiem progresywnym – tym razem trafiło na Steve'a Hacketta (trochę wcześniej pojawiła się monografia UK – recenzja wkrótce). Jest to na pewno jeden z najciekawszych i najwybitniejszych prog-rockowych gitarzystów, który jako samodzielny artysta dał się poznać z jak najlepszej strony, wydając przez te trzydzieści pięć lat solowej kariery wiele znakomitych płyt i bardzo dobrze, że ktoś pokusił się o przygotowanie takiej publikacji.
 
Autora  należy pochwalić głównie za benedyktyńską wręcz pracę poświęconą faktografii. Opisane zostały wszystkie trasy koncertowe, nawet najkrótsze, razem z setlistami, składami, itd. Wszystkie płyty po kolei doczekały sie zwartych, konkretnych recenzji. Wszystkie płyty dokładnie opisano. Wyraźnie czuje się, że pisał to zagorzały fan artysty, jednak obyło się prawie bez czołobitności – co miało zostać docenione – doceniono – co Mistrzowi wyszło tak sobie –  tak też zostało  ocenione. Chwała za to, bo nie ma nic gorszego, niż jakiś nawiedzony fan(atyk), który gryzie wszystkich co się choćby krzywo popatrzą na idola. Minusem tej biografii na pewno jest jej hermetyczność – to rzecz raczej tylko dla fanów, którzy Hacketta znają, a przydałoby im się zwięzłe kompendium wiedzy o artyście. Innych nagromadzenie takiej ilości faktów, nazw, nazwisk może nieco przytłoczyć i delikatnie mówiąc znudzić. Autor chciał napisać o Hackecie wszystko, ale pewnie ramy tego wydawnictwa były nieco ograniczone, więc wydaje sie, że postanowił skondensować tą wiedzę jak najbardziej. No i mu się udało, ale kosztem komunikatywności. Przyczepić się można do redakcji, bo nie przystoi w „branżowej” monografii  robić z Darryla Waya  - Waysa. Inna taka drobna nieścisłość – hala Wisły podczas koncertu artysty w listopadzie 2003 roku wcale nie była wypełniona po brzegi – zajęte były tylko miejsca siedzące na płycie i to nie wszystkie, trochę osób stało w okolicy konsolety, a miejsca na trybunach nawet w ogóle nie były planowane do zajęcia, bo przykryto je ciemną folią. Byłem – widziałem. Końcowe dywagacje autora na temat ewentualnej reaktywacji Genesis w pięciosobowym składzie wydają się być w tej chwili pobożnymi życzeniami – fakty wskazują na coś zupełnie innego -  Phil Collins z powodu poważnych kłopotów ze zdrowiem – stracił częściowo słuch, jest po operacji kręgosłupa  -  nie bardzo może grać na perkusji. I to przynajmniej przez rok. Potem nie wiadomo. A reaktywacja „starego” Genesis bez Collinsa wydaje się niemożliwa. Natomiast w stu procentach zgadzam się z dosyć ryzykowną, ale moim zdaniem dającą się udowodnić tezą, że odejście Gabriela nie spowodowało w muzyce takich zmian, jak odejście Hacketta – to słychać, że między Barankiem a Sztuczką z Ogonem jest znacznie mniejsza różnica niż między „Wind & Wuthering” a "And Then There Were Three".
Jakby nie było  - „Szkice, Burze, Orchidee” to rzecz potrzebna i przydatna. Jeszcze tak dobrze nie ma, żeby to wszystko można było wygooglać.
 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from BloodStainedd with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.