ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Queen + Paul Rodgers ─ The Cosmos Rocks w serwisie ArtRock.pl

Queen + Paul Rodgers — The Cosmos Rocks

 
wydawnictwo: Parlophone 2008
 
1. Cosmos Rockin’ [04:10]
2. Time To Shine [04:23]
3. Still Burnin’ [04:03]
4. Small [04:39]
5. Warboys [03:18]
6. We Believe [06:08]
7. Call Me [02:59]
8. Voodoo [04:27]
9. Some Things That Glitter [04:03]
10. C-Lebrity [03:38]
11. Through The Night [04:54]
12. Say It’s Not True [04:00]
13. Surf’s Up…School’s Out! [05:38]
14. Small Reprise [02:05]
 
Całkowity czas: 58:46
skład:
Brian May – Vocals, Guitar, Bass, Piano, Synthesizer / Paul Rodgers – Lead Vocals, Bass, Piano, Rhythm Guitar, Synthesizer, Harmonica / Roger Taylor – Vocals, Drums, Percussion, Synthesizer / Taylor Hawkins – Vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,16
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,6
Album słaby, nie broni się jako całość.
,3
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,5
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Niezła płyta, można posłuchać.
,8
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,6

Łącznie 51, ocena: Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
 
 
Ocena: 2 Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
12.03.2009
(Recenzent)

Queen + Paul Rodgers — The Cosmos Rocks

Przypadek kliniczny pod nazwą Brian Harold May zawsze mnie zastanawiał. Jakby nie patrzeć – facet miejsce w Panteonie ma już zaklepane bezapelacyjnie. Już zawsze będzie wspominany jako człowiek grający na gitarze w TYM zespole, jako twórca „We Will Rock You”, „’39” itd. Więc po co mu to wszystko?

Wszelkim pomysłom pt. reunion Królowej dziwiłem się niezmiernie. Bo i po co? May ma wyrobione nazwisko, ma renomę, może założyć dowolny zespół, z dowolnymi muzykami. Po cholerę chce wciąż udowadniać, że Królowa nie abdykowała 24 listopada 1991?

Co do pomysłu pt. Queen + Paul Rodgers zachowywałem umiarkowany, ostrożny optymizm. Z jednej strony irytowało mnie to uparte odcinanie kuponów od legendarnej grupy i kuriozalne pomysły pt. puszczanie Mercury’ego z taśmy w „Bohemian Rhapsody” czy sama nazwa (czyli, że Queen to tylko Brian i Roger? Wcześniej było Queen + Mercury + Deacon?), z drugiej – z ostatecznymi ocenami czekałem na płytę z premierowym materiałem. Z parudziesięcioma minutami nowej muzyki, pokazującymi, na co stać skład May-Rodgers-Taylor. Wszak i Brian, i Paul, i Roger nieraz udowodnili, że są świetnymi kompozytorami…

Niestety, panowie. Ponieśliście porażkę na całej linii. Jeśli ktoś chce dowodu, że Queen + Paul Rodgers to tylko bezsensowne odcinanie kuponów od dawnej sławy, „The Cosmos Rocks” przekona go o tym całkowicie.

Nawet przeciętne albumy Queen zawsze miały przynajmniej jeden znakomity utwór. „Flash Gordon” – to syntezatorowe plumkanie i bajery w rodzaju laserowych strzelanin dziś brzmią archaicznie, ale „Flash” czy „The Hero” – to perełki. „Hot Space” miał duszne od seksu „Body Language”, „A Kind Of Magic” – utwór tytułowy. Już nie wymieniam „The Works” – nie wiem czemu uważane za jedną ze słabszych płyt Królowej. „Radio Ga-Ga”, „I Want To Break Free”, „It’s A Hard Life”, „Hammer To Fall”, „Just Keep Passing The Open Windows”… A „The Cosmos Rocks”?

Przesłuchałem tę płytę wiele razy. I gdybym miał odpowiedzieć na pytanie, co z niej zapamiętałem, odpowiadam – nic. Kilkadziesiąt minut rzemieślniczego, pozbawionego natchnienia i polotu rockowego grania. Z obowiązkowymi patetycznymi balladami z fortepianem. Z bardziej czadowymi piosenkami. Z których żadna niczym się nie wyróżnia.

Nawet gdyby nagrali tę płytę pod jakimś innym szyldem – nie pomogłoby. May i spółka popełnili grzech najcięższy – nagrali płytę całkowicie nijaką, anemiczną i bezbarwną. Bez wpadających w ucho melodii, bez ciekawych aranżacji, bez pomysłów, bez przebojów. Po prostu usypiająco nudną. Chwilami groteskową: siwowłosy jak gołąbek, sześćdziesięcioletni już prawie Taylor śpiewający „surf’s up, school’s out!” brzmi jak żałosna autoparodia… Taki „Hot Space” miał swoje wady, ale miał też jakąś spójną koncepcję artystyczną, jakiś pomysł na siebie. Po co wam to było, panowie? Po co ta uparta defibrylacja? Pacjent jest całkowicie asystoliczny, to nie jest fine v-fib, nic tu nie pomoże.

„Nuda… Nic się nie dzieje. I co ja proszę pana robię?… Ja wychodzę.”

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.