ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu XHOHX ─ Karyotypexplosion w serwisie ArtRock.pl

XHOHX — Karyotypexplosion

 
wydawnictwo: Produkcja własna / Self-Released 2007
 
1. Primat (0:07) 2. Dzahindzo (3:09) 3. Blax Blox (2:09) 4. Kohlerio Neanderthal (1:28) 5. Gegen (3:38) 6. Zuthruznas (2:51) 7. Turmenza (Metastabilis) (3:47) 8. Nerafebramata (2:32) 9. Leghio (3:29) 10. Silex (3:56) 11. Tellus Rezistanzik (4:22) 12. Nukleark (14:40)
 
Całkowity czas: 46:13
skład:
- Ramon Ribas Coca / guitars, programming - Oregolakatzor / bass
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,0

Łącznie 8, ocena: Dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 5 Album jakich wiele, poprawny.
20.01.2008
(Recenzent)

XHOHX — Karyotypexplosion

Z przykrością donoszę, że debiutancka płyta dwójki belgijskich eksperymentalistów z zespołu XhohX nie nadaje się do słuchania!

Pisząc do nich z prośbą o przysłanie mi krążka do recenzji, spodziewałem się szalonego grania spod znaku Magmy, czy niektórych wyczynów The Mars Volta. Jak się jednak okazało, Belgów niewiele z tymi zespołami tak naprawdę łączy. Owszem wszystkie trzy zespoły-matki tak ekstrawaganckich płodów zapłodniła wspólna inspiracja, lecz dalsze losy potomstwa potoczyły się zgoła odmiennie. Młode Magmy i TMV szybko stanęły na nogi i dzisiaj swawolnie drepczą po rozległych obszarach rynku muzycznego. Mały XhohX z pewnością jeszcze przez dłuższy czas pozostanie nieruchomy w kołysce artrockowego ftp-a.

Dlaczego tak musi być? Przede wszystkim zachodnioeuropejskich muzyków zbyt bardzo pochłonęły pomysły krautrockowe, które już same w sobie bywają niestrawne, co dopiero w takim stężeniu, jak na „Karyotypexplosion”. Xhoxh pociągnęli krautrockowe (doprawione sporą szczyptą metalowego smaczku) wzorce do ekstremum, co zadecydowało o jednej naczelnej właściwości ich pierwszego albumu – denerwuje słuchającego. Wyreżyserowane zgrzyty brzmieniowe, skrzeczące dźwięki gitar – całe to „połamane” granie, pomimo mojego pierwotnie bardzo pozytywnego nastawienia do płyty, mocno mnie do niej zniechęciło już od samego początku. Miałem wrażenie, że każdy z belgijskich instrumentalistów myśli sobie, że jest perkusistą. Instrumentalne popisy zbyt często ogarniał niepożądany chaos. Tak, jak w przypadku perkusji wyładowanie emocji waleniem pałkami na lewo i prawo przynosi pozytywne efekty, tak w przypadku klawiszy, gitary czy basu taki sposób grania tworzy wrażenie nieskoordynowania i braku umiejętności.

Nie wiem, czy Belgom tych umiejętności rzeczywiście zabrakło. Skłonny jestem stwierdzić, że nie, gdyż pojawiły się na płycie momenty doprawdy urocze. Saksofon, a właściwie imitacja jego dźwięków stworzona na tajemniczym sprzęcie zwanym „dźwiękonaśladowaczem” (Onomatopoeias), czaruje w końcówce dwunastej kompozycji. Drugie nagranie inspiruje ciekawą aranżacją gitarową – w stylu Rodriguezowej wirtuozerii. Największy problem polega na tym, że choć momentów ekscytujących jest wiele, trwają na tyle krótko, że często mijają niezauważone. Muzycy XhohX na przestrzeni 46 minut płyty górują i dołują częściej, niż słońce w cyklu rocznym. Czyżby szukali jakieś równowagi? Nawet jeśli rzeczywiście ponad artystycznym nieładem wznosi się jakiś koncept, mnie on do końca nie przekonuje. Zarówno nazwa zespołu (czytana od przodu i od tyłu), jak i układ kompozycyjny wszystkich nagrań (można słuchać od przodu i od tyłu) zbudowano w myśl zasady pewnej symetryczności. Muzyczne górowanie i dołowanie zamiast symetrii tworzy jednak nieprzystającą do tego układu sinusoidę. Dlatego też nie za bardzo widzę uzasadnienie dla tego niekonsekwentnego konceptu.

Tym ciężej mi takiego uzasadnienia się dopatrzyć, jeżeli nie jestem w stanie odszyfrować przekazu werbalnego, pobrzmiewającego w tle kanciastych dźwięków „Karyotypexplosion”. Wokale podano bowiem w postaci bardzo agresywnego, charkliwego zawodzenia. Nie mogę nawet z pewnością powiedzieć, czy wokalista śpiewa w jakimś języku indoeropejskim, czy po prostu zakrztusił się przy mikrofonie. Domyślam się, że chodziło mu o stworzenie efektów niczym z koncertów Sleepytime Gorilla Museum, kiedy to Nilsowi Frykdahlowi zdarza się wpadać w bliżej nieokreślony bełkotok. Mogę się tego niestety tylko domyślać...

Jedyne, czego nie sposób muzykom XhohX odmówić, to spójność całego dzieła. Począwszy od okładki, aż po ostatnie dźwięki dwunastego utworu Belgowie uparcie trzymają się turpistycznej stylistyki. Umieszczone na coverach obrzydliwe zdjęcia drażnią wzrok, podczas gdy nieprzystające dźwięki drażnią słuch. Wszystko pasuje i nawet osobom o turpistycznych upodobaniach może się spodobać. Mam jednak wrażenie, jakby pod powłoką pozornej spójności wszystko się ze sobą kłóciło. To tak, jakby ochroniarz zapewniał łysego Gilmoura, że włos mu z głowy nie spadnie podczas koncertu. Albo jakby żona pocieszała zarozumiałego Watersa z wielkim nochalem, że to nie prawda, iż widzi tylko czubek swojego nosa.

        Podsumowując: awangardowy rock „Karyotypexplosion” jest na tyle abstrakcyjny, że w moim odczuciu nie nadaje się do słuchania. Osobiście liczę, że albo XhohX rozwiną się w kierunku większej przystępności, albo jakimś sposobem oswoją nas z tym, co robią dzisiaj. W końcu Magma też nie od razu mi się spodobała...

 
 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.