ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Freedom Call ─ Dimensions w serwisie ArtRock.pl

Freedom Call — Dimensions

 
wydawnictwo: SPV Records 2007
 
1. Demons dance 2. Innocent world 3. United alliance 4. Mr. Evil 5. Queen of my world 6. Light up the sky 7. Words of endeavour 8. Blackened sun 9. Dimensions 10. My dying paradise 11. Magic moments 12. Far away
 
Całkowity czas: 51:40
skład:
Chris Bay - vocals, guitar
Dan Zimmermann - drums
Armin Donderer - bass
Lars Rettkowitz - guitar
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,7
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,4

Łącznie 16, ocena: Album jakich wiele, poprawny.
 
 
Ocena: 3 Album słaby, nie broni się jako całość.
01.11.2007
(Recenzent)

Freedom Call — Dimensions

No tak… Kolejna niezbyt zachęcająca okładka. Muszę przyznać, że po lekturze Darkmoorowskiego „Tarota” niezbyt przychylnym wzrokiem patrzę na karty. Nie żebym był uprzedzony. Po prostu złe wspomnienia. Czy będę je miał po przesłuchaniu „Dimensions”?
Cóż…

Pierwszą część płyty nazwałbym salą tortur… Wszelkiego rodzaju mordęgi, katusze i męki, jakich może dostarczyć grupa metalowa zostały tutaj podane w zestawie „super size”. Zaczyna się fatalnie. Na początku niezrozumiały bełkot, później półminutowa recytacja, która stwarza nie tyle klimat płyty, co klimat do otwarcia okna i wyrzucenia płyty. No, ale lecimy dalej. Jak widać moda na patos wiecznie żywa. „Innocent World” to bardzo szablonowy kawałek bez czegokolwiek, co mogłoby nas zainteresować. Nie brakuje mu, oprócz patosu, denerwujących aspektów. Można było obejść się bez tego chóru na początku, wściekłej gitary i darować sobie refren w wykonaniu dzieci… „United Alliance” nie jest już takie „przyjemne”. To utwór nagrany chyba tylko po to, by była jakaś interakcja z widownią na koncertach.

„Mr. Evil”… Byłby to całkiem niezły kawałek, gdyby nie jedna recytowana linia, po której nigdy nie nazwiesz Modern Talking „obciachowym” - „HALLO MISTER EVIL!” – czyli „jak zniechęcić słuchacza do utworu w dwie sekundy?”. Bez komentarza! I w tym właśnie tkwi problem z Freedom Call – te kawałki mogłyby być całkiem znośne, ale każdy zawiera jakieś słabe ogniwo, diametralnie pogarszające wizerunek całości. Raz ogniwem tym są wokale w tle, raz te przodujące. Czasem to lepiej nie wsłuchiwać się w tekst (patrz „United Alliance”). W krytycznych przypadkach – wszystko naraz, o czym poniżej.

W końcu gdzieś koło „Light Up The Sky” Niemcy starają się zagrać coś ciekawego i oryginalnego. No i pomysły dobre, ale… Panowie! Nie prowokujcie mnie, tylko grajcie normalnie, z wyczuciem! Jak się co wymyśli i chce poskładać w jedno, to trzeba to złożyć jak puzzle w spójną całość, a nie przemielić wszystkie smakowite koncepcje w bezkształtne formy bez smaku. Pierwszą część płyty oceniam najwyżej na dwie gwiazdki.

Drugą część płyty nazwałbym mniejszymi torturami z przerwami… Robi się spokojnie, wchodzą gitary akustyczne i jest nieco lepiej. Nieco, bo i tak słychać lekkie zgrzyty w graniu. Mimo to od „Words of Endeavour” trudno czasem uwierzyć, że to ta sama płyta. Muzyka nie jest już tak napchana drażniącymi elementami. Jakiś postęp. Baaaaardzo opóźniony zapłon, ale ważne, że pali. I nie trzeba było dokładać nic do pieca, tylko po prostu grać rozsądniej, bez zbędnych fajerwerków. Całkiem zgrabnie prezentuje się „Magic Moments”. Czy coś więcej? Trudno powiedzieć. Fragmentarycznie. Powiedziałbym też, że klawiszowiec zagra czasem coś w miarę dobrego, ale w składzie nie ma żadnego klawiszowca... Może ktoś tu sobie klawisze do gitary przymocował?:-)

No i na sam koniec chłopacy stęsknili się za starymi torturami i przygotowali dla nas kilka minut dokładki. Znowu niezbyt trafiony refren. Przyjmę jednak, że to tylko klamra spajająca album i nie będę się czepiał:-) Drugiej części albumu dałbym słabą czwórkę.

Mówiąc językiem chemicznym - Freedom Call to niezbyt wyróżniająca się, kolejna grupa metylowa w układzie homologicznym „melodyjnego metalu” z całkiem sporym potencjałem, ale mniejszą smykałką do jego wykorzystania . Zaś „Dimensions” to płyta bardzo nierówna, niezbyt przemyślana, ale nie odbierająca zespołowi nadziei na lepszą przyszłość. Wystarczy tylko zrozumieć swoje błędy, by było lepiej. Nie tak trudno je usunąć. Jeśli jednak zespół chce nagrać drugą płytę w stylu „Dimensions”, to proponuję ustalić datę wydania na wspomniany w pierwszym utworze rok 3051… Nie będę miał wtedy okazji jej wysłuchać.
 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.