ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Recoil ─ SubHuman w serwisie ArtRock.pl

Recoil — SubHuman

 
wydawnictwo: Mute Records 2007
 
1. Prey [8:19]/2. Allelujah [9:27] /3. 5000 Years [6:37]/4. The Killing Ground [9:55] /5. Intruders [11:36]/ 6. 99 To Life [8:10]/7. Backslider [7:09]
 
skład:
Alan Wilder - programming, keyboards/ Joe Richardson - guitars/ Carla Trevaskis - voc/
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,8
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,17
Arcydzieło.
,16

Łącznie 44, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
01.07.2007
(Gość)

Recoil — SubHuman

(...)Płonący samochód uderzył w główne wejście terminalu lotniska międzynarodowego w Glasgow(...)znów samobójczy zamach w Iraku (...)jesteśmy obiektem ciągłego ataku, na który jednak nie odpowiadamy w ten sam sposób (...) starcie radykalnych bojówek w Niemczech. Są ranni (...) Liga Polskich Rodzin rusza z akcją stawiania masztów z biało-czerwonymi flagami przed domami, które chcą odzyskać dawni niemieccy właściciele(...)Paris Hilton wychodzi z więzienia, a posłanka Szczypińska ma podrabianą torebkę Gucci (...)

Bełkot, prawda? Aż się chce wyrzucić plazmę za okno. Bełkot i groza. Ale przecież to kochamy. Oglądamy cały ten „niebezpieczny i fasycnujący świat” z bezpiecznej odległości między fotelem, a telewizorem, z perspektywy ciepłych kapci. Z butelką piwa w ręku, z misą chipsów czekamy na kolejne zwycięstwo naszych siatkarzy w Lidze Światowej. W między czasie jednym uchem wpadają nam newsy serwowane albo przez tzw. tubę rządu lub wolne, niezależne media (które ponoć wspierają wszechobecny układ). Both sides of every story. Każdy podaje informację odpowiednio zmanipulowaną. Czasami łza nam po policzku pocieknie na wieść o małej dziewczynce przypalanej papierosami, bitej i gwałconej przez rodziców (?) i w bezsilnej złości zaciskamy pięści (jakie to nieludzkie zachowanie i czemu nie ma kary śmierci). Wzruszy nas czasami historia piękna jak z bajki. Taka jak o Kopciuszku, który spotyka księcia. Piękne i świadczące o humanizmie, prawda?

Na najnowszy album Recoil pt: SubHuman czekaliśmy długich sześć lat. Wilder milczał – nawet nie bawił się w produkcję nagrań innych wykonawców. Po prostu nie robił nic. Odpoczywał. I oto jest: SubHuman. Jak to zwykle w przypadku Recoil nie jest to płyta dla wszystkich słuchaczy. Tradycyjnie jest zbyt trudna i hermetyczna dla przeciętnego miłośnika elektroniki i zwykłych dźwięków. A sam Alan Wilder nie pretenduje raczej do miana króla tego gatunku muzyki. Za mało jest „mainstreamowy” i „komercyjny” w swoich pomysłach. Funkcjonuje gdzieś „obok”, znany tylko nielicznym smakoszom jego wyrafinowanych dźwięków.

To dziwny album. Na tle innych dokonań Recoil niestety nieco słabszy (aczkolwiek poziom i tak jest powalający). Odnoszę wrażenie, że miała być to dla Wildera przełomowa płyta. Nie do końca się udało. Nieco zabrakło do ideału. Mój znakomity redakcyjny kolega, Kris – pisząc swego czasu o Recoil, opisał fenomen zespołu, porównując go do mrocznych filmów. Tak to prawda, także w przypadku SubHuman. Z tym, że mroczny świat Davida Lyncha zamieniłabym na obraz Natural Born Killers. Dlaczego? Z pewnością klimat i „patchworkowa” forma tych dwóch dzieł do siebie pasują. Jesteśmy gdzieś jakieś dziurze w Luizjanie. Muchy krążą nad padliną, puszyste Murzynki (o, przepraszam Afroamerykanki) siedzą pod dachem byleby przeczekać ten nieznośny upał. Jest duszno, lepko od upału. Wstrętnie. Ziemia od dawna nie czuła kropli deszczu, asfalt się odkształcił i popękał. Wyblakła farba płatami łuszczy się i odpada z budynków. Kurz jest wszędzie. Przyznajcie się sami, niezły klimat. A teraz zapodajcie sobie SubHuman.

Podoba mi się, że wreszcie (!!!) jest w Recoil wiele gitary i perkusji. Znakomitej bluesowej gitary! Połączonej z samplami i głosami wokalistów. Joe Richardson o głosie starego zmęczonego pracą bluesmana (ha, koleś wygląda jak młodszy brat Zakka Wylde’a czy Isaaka Hayesa) robi naprawdę wielką robotę. Jest jednocześnie narratorem i gitarzystą. Wykorzystanie typowego 12 taktowego bluesa w całości albumu to świetny element spajający całość. Bo czemu nie za pomocą bluesa wykrzyczeć swoje fobie, strach. Blues jak najbardziej tu pasuje, krytyczny akcent społeczny, od nierówności rasowej po kwestie polityczne też jest częścią tego gatunku. Blues zmieszany z elektroniką i tym, za co Recoil też kocham: z żeńskimi wokalami. Tym razem wokalizy wykonuje pani Carla Travaskis. Przepięknie się synchronizuje z „brudnym” śpiewem Richardsona, jej głos jest niejako dopełnieniem jego bluesowej duszy. Kusicielka, która słodkim głosikiem zabija. Prawie jak Jezabel.

Jak zwykle w przypadku Recoil mamy połączenie różnych dźwięków, muzyczny patchwork, zabawę loopami, motywami i wpleceniem w całość odgłosów z otaczającego nas świata. Słychać, że Alan ma niesamowitą rękę do łączenia sampli z „naturalnymi” dźwiękami. Cholera, niestety mało jest na SubHuman melodii (a przecież całkiem sporo ich było na Liquid czy też Unsound Methods). Nie błahych melodyjek, ale melodii. Może też to utrudnia nieco percepcję? Nie ma punktu zaczepienia. Co mi jeszcze przeszkadza. Cóż, autocytaty. W Allelujah Wilder wsamplował fragment In Your Room Depeszy (jak ja kocham ten utwór!), a w Backslider motyw Edge to Life z albumu Bloodline. Niby frajda dla słuchacza, a jednak...jakby zabrakło pomysłów na całość.

 Jest to bez wątpienia najmocniejsza, najbardziej rockowa płyta Recoil. Czasami nawet gdzieś na pograniczu tego, co robi Trent Rezner (naprawdę). Ale słychać, że to Recoil. SubHuman to kolejna część układanki. Może to,  co napiszę będzie dość brutalne, ale Wilder załatwił fanów w białych rękawiczkach. Tych fanów, którzy oczekiwali kolejnego Liquid zdekapitował brzmieniem SubHuman. Brawo.

Pod względem tekstów to bardzo zaangażowana płyta. Wilder pyta o kondycję człowieka. Zastanawia się nad człowieczeństwem. Czy my w życiu codziennym nie jesteśmy aby „nieludzcy”? Tak, my. Ja, Ty, On, Oni. Przecież nie musimy nikogo zabijać. Wystarczy tylko obojętność, przysłowiowa znieczulica (przecież jako sąsiedzi nie mogliśmy nic zrobić). Ból, jaki sprawiamy naszym bliskim (statystyki przemocy domowej w Polsce). Bo jesteśmy nieludzcy: w życiu codziennym, w pracy, po pracy. Wilder zestawia ze sobą tę zwykłą „nieludzkość dnia codziennego” z panami politykami, zamieszkałymi gdzieś w skalnych miastach Afganistanu Talibami, czy też młodymi chłopcami z przytroczoną do pasa podręczną bombą, wysadzającymi się gdzieś na targu w Iraku.

 Two got to heaven from The Killing Ground
When the Lord gets ready, the whip comes down

Subhuman nie jest albumem, który chwyta za pierwszym przesłuchaniem. Należy go smakować powoli, niespiesznie. Jest to album monotonny, „lejący się”. I ciężki jak cholera. Jak już wcześniej wspomniałam jest zapisem świata fobii Alana Wildera. Królestwa brudu, ciemnych typów, wrednych polityków i tej brzydszej strony świata.

Zapraszam. Jest pięknie. Ale tylko dla wymagających. Progmetalurgom dziękujemy. I słuchać w nocy. Koniecznie.

PS. Wersja specjalna SubHuman zawiera materiał zmiksowany w formacie 5.1 (moje słuchawki Koss przeżyły to bombardowanie dźwiękami). Nadmieniam, że jest to znakomity miks. Dodatkowy materiał zawiera teledyski do starszych utworów Recoil.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.