ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Marillion ─ Zodiac w serwisie ArtRock.pl

Marillion — Zodiac

 
wydawnictwo: Racket Records 1999
 
1. Rich (5:42)
2. The Uninvited Guest (4:38)
3. Goodbye To All That (9:19)
4. Afraid Of Sunlight (8:00)
5. Deserve (5:03)
6. Sugar Mice (5:49)
7. The Answering Machine (4:11)
8. Berlin (8:33)
9. Cathedral Wall (7:20)
10. Waiting To Happen (5:53)
11. Garden Party (7:37)
 
Całkowity czas: 72:04
skład:
Steve Hogarth – v / Steve Rothery – g / Ian Mosley – dr / Mark Kelly – k / Pete Trewavas – b
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,2
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,5
Arcydzieło.
,8

Łącznie 19, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 4 Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
18.04.2007
(Recenzent)

Marillion — Zodiac

Doprawdy ciężki jest los prawdziwego fana Marillionu mającego kolekcjonerskie zapędy, dążącego do posiadania wszystkiego co ONI nagrali i opublikowali. Podstawowa dyskografia do najszczuplejszych nie należy a do tego należy dodać mnóstwo pozycji koncertowych wydawanych dla fanów przez Racket Records. Omawiane CD jest jedenastym marillionowym wydawnictwem firmowanym logo wspomnianej wyżej wytwórni.

Długo nie będzie, bo płytka skromna i do najświeższych nie należy. Nietaktem byłoby zatem katować odbiorcę kilometrowym elaboratem na jej temat. Nie od dziś wiadomo, że więź łącząca muzyków z fanami jest znaczna. Specjalne płyty, przedpłaty na niewydany jeszcze album czy wreszcie zjazdy fanowskie okraszane wizytą muzyka czy niekiedy całego zespołu to tylko najbardziej transparentne przykłady to potwierdzające. „Zodiac” zawiera właśnie rejestrację koncertu, jaki Marillion zagrał dla swoich fanów z Web UK podczas weekendowego zjazdu, który odbył się pod koniec lipca 1999 roku w klubie Zodiac w Oksfordzie. Powiedzmy sobie szczerze. Nie jest to krążek, dla którego warto wydać ostatni zaoszczędzony grosz. Ascetyczna okładka, z charakterystycznymi dla „piratów” tylko 4 stronami, mnogością opisu nie grzeszy. Setlista też nie powala, choć akurat tu możemy znaleźć ciekawe punkty zaczepne. Przede wszystkim Marillion wykonuje tu 3 utwory z dwóch najmniej chyba cenionych (a może niedocenionych?) płyt w swojej dyskografii: Radiation i marillion.com. Są to odpowiednio: Cathedral Wall z pierwszej oraz „Deserve” i „Rich” z drugiej z nich. „Rich” zresztą rozpoczyna całość i to… rozpoczyna z falstartem. Czuć swojskość i sielankowość klubowej atmosfery, która niestety nie przekłada się na jakość grania. Cały kawałek się rozłazi i można odnieść wrażenie, że muzycy grają sobie…. a Hogarth śpiewa do innego podkładu. Zupełny luzik nie wpływa w tym kawałku dobrze na jego popisy wokalne. Słychać, że z „górami” jest ciężko. Na szczęście zagrany nieco później żwawy „Deserve” pokazuje, że panowie „czują już bluesa”. Świetnie też wypada wspomniany „Cathedral Wall” tu wykonany przejmująco. Pozostała część koncertu to już standardy. „Goodbye To All That”, „Berlin”, „Waiting To Happen” czy „Afraid Of Sunlight” są z natury tak piękne, że trudno takim muzykom jak Rothery i spółka je zwyczajnie schrzanić. Zawsze wzruszą. Na koniec zostawiłem sobie dwie muzyczne perełki z czasów Fisha. Nostalgiczne „Sugar Mice” (tu bardziej wyciszone, bez potężnej drugiej części) jest jakby wokalnie stworzone dla Hogartha. Natychmiast przypomniał mi się fragment bydgoskiego koncertu sprzed 6 lat, kiedy to bodajże na  drugi bis Steve zaśpiewał ten „fiszowski” klasyk. Zdecydowanie gorzej jest w kończącym płytkę „Garden Party”. Bezwzględnie brakuje tej zadziorności, chropowatości i ekspresji Wielkiego Szkota. Po raz kolejny możemy za to wysłuchać wykrzyczanego w tym utworze przez publikę słynnego już… I’m fucking!!! (cholera…też zawsze sobie krzyknę). Cóż jeszcze? Odnotujmy obecność na scenie gościa – Ben Castle popisuje się swoją grą na saksofonie w  „Deserve”, „Answering Machine” i „Berlin”. Pogaduchy Steva H. to też już norma a gdzieś jeszcze po drodze mamy zaśpiewane przez zebranych „Happy Birthday”. Dźwięk, co nie powinno dziwić przy takich wydawnictwach, nie rozpieszcza. Jest płasko i trochę tekturowo. Wiadomo, prosto ze „stołu dźwiękowca”, bez obróbek. Ale to może i dobrze czasami posłuchać idoli takimi jakimi naprawdę są. To płytka dla najwierniejszych z wiernych. Dla większości pozostanie pewnie jedną z licznych ciekawostek. 

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.