ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Pride of Lions ─ The Roaring of Dreams w serwisie ArtRock.pl

Pride of Lions — The Roaring of Dreams

 
wydawnictwo: Frontiers Records 2007
dystrybucja: Mystic
 
1. Heaven on Earth/ 2. Book of Life/ 3. Love’s Eternal Flame/ 4. Language of The Heart/ 5. Let Me Let You Go/ 6. Faithful Heart/ 7. Defying Gravity/ 8. The Roaring of Dreams/ 9. Secret of The Way/ 10. Astonish You/ 11. Tall Ships/ 12. Turnaround
 
Całkowity czas: 59:58
skład:
Toby Hitchcock , Jim Peterik – vocals/ Ed Breckenfeld – drums/ Klem Hayes – bass/ Mike Aquino , Jim Peterik – guitar/ Christian Cullen , Jim Peterik – keyboards/ Thom Griffin – background vocals
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,1

Łącznie 5, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Dobry, zasługujący na uwagę album.
01.04.2007
(Recenzent)

Pride of Lions — The Roaring of Dreams

Pride of Lions, The Roaring of Dreams – kto to wymyśla? Nie wiem, pewnie Peterik z kolegą. W każdym razie chyba mocno trzeba się sprężyć, żeby coś tak pretensjonalnego wykoncypować. Albo odwrotnie - nikomu się myśleć nie chciało, jak nazwać zespół i wybrano to co komu właśnie wpadło do głowy.

Głównym zarządzającym tej imprezy jest wspomniany Jim Peterik. W latach osiemdziesiątych był jednym z filarów amerykańskiej grupy rockowej Survivor (ci od „Eye of The Tiger” z „Rocky III”). Kilka lat temu powołał do życie Pride of Lions, do kompanii dobrał sobie Toby Hitchcocka – młokosa o wyglądzie depesza, za to obdarzonego bardzo dobrym głosem (trochę w rodzaju bohaterski tenor a’la Meat Loaf). Ci panowie w 2003 roku debiutowali płytą pt. „Pride of Lions” – nie znam, ale recenzje miała bardzo ciepłe. Nowa płyta również zasługuje na przychylność. Prawie połowa utworów jest na takim poziomie, ze chyba wszystkie zespoły z tej półki z chęcią coś takiego by nagrały i to jeszcze za swoich najlepszych lat. Druga połowa nie jest taka świetna, ale bardzo się muzycy starają i nieźle im to też wychodzi. „Astonish You”, który podoba mi się najmniej, udaje im się wyciągnąć dzięki fajnej kulminacji w refrenie. Rockowa ballada, nie dziwi, że nie błyszczy. A z samymi balladami też nie przesadzają. Jeszcze chyba jedna, może ze dwa spokojniejsze, bardziej popowe. Reszta to rockowe numery i to głównie te z tej lepszej połówki. Zaczynają świetnym, motorycznym „Heaven on Earth”, potem dokładają jeszcze niegorszy „Book of Life”, potem jest jeszcze kapitalny „Let Me Let You Go”, doskonale zaśpiewany przez Hitchcocka (ale on wszędzie śpiewa świetnie). Najlepsze dwa utwory są na koniec – mój ulubiony z tej płyty „Tall Ships” (trochę w stylu „Come Sail Away” Styxu) . Ktoś wpadł na pomysł, żeby urozmaicić aranż waltornią (chyba). Sprawdziło się jak jasne cholera. Pięknie te dęciaki dodały mocy temu i tak dynamicznemu numerowi. Całość kończy epicki „Turnaround” – zaczyna się prawie dokładnie tak, jak „Total Eclipse of The Heart” Bonnie Tyler. A może lepiej powiedzieć Jima Steinmana, gdyż sporo jest na tej płycie momentów, gdzie słychać jego styl komponowania.

Jedna ważna rzecz – podoba mi się podejście Petrika i jego kolegów do zagadnienia. Raczej chyba nie uważają, że to co stworzyli jest muzyką z najambitniejszej rockowej półki. Wydaje mi się, ze mieli zamiar napisać kilka fajnych piosenek (co im się udało). Natomiast sprawy techniczne potraktowano z największą pieczołowitością. Jakby od tej płyty zależało ich życie, albo nagrywali coś na miarę V-tej Symfonii Ludwika Van Beethovena. Perfekcja . Po prostu. Mogłoby być to wzorem dla wielu zespołów grających teoretycznie ambitniejszą muzykę. Bo Pride of Lions bije większość z nich pod tym względem na głowę – lepiej wyprodukowane, lepiej brzmi, lepiej zaaranżowane, z większym rozmachem, muzycy lepsi technicznie, co gorsza z większą wyobraźnią – taka solówka, jaka wymiótł wiosłowy w „Tall Ships” to paluszki lizać, a jeszcze do tego te dęciaki w tle... A przecież to tylko AOR-owa płyta.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.